Pierwsza galeria handlowa w PRL – Wars, Sawa, Junior
niedziela,
24 kwietnia 2016
Schody jadące tylko do góry, rozlewnia płynu do naczyń, klimatyzacja na bazie studni głębinowych – warszawskie Domy Towarowe Centrum łączyły kulturę, rozrywkę i handel. W latach PRL były celem wycieczek z całego kraju – mekką klientów.
Monitoring polegał na tym, że jedna z pracownic obserwowała, czy klient nie pakuje czegoś za pazuchę. 60 lat temu powstał w Polsce pierwszy sklep samoobsługowy.
zobacz więcej
Domy Towarowe Centrum były jednym z pierwszych centrów handlowych w Polsce. Wybudowane pod koniec lat 60., stało się celem wycieczek z całego kraju - mekką dla klientów. Ich budowę rozpoczęto w 1961 r. Na plac budowy materiały dowożono furmankami ciągniętymi przez konie.
W latach PRL-u, kiedy większość polskich sklepów świeciła pustymi półkami, władze dbały, by Domy Towarowe były miejscem, gdzie można było kupić wszelkiego rodzaju produkty od pralek, lodówek, telewizorów przez ubrania, buty, płyty po pościel i materiały, które w tamtych czasach były bardzo popularne.
Zdaniem dziennikarki Aleksandry Boćkowskiej, która napisała książkę o modzie w PRL, Domy Towarowe Centrum były eksperymentem, bo nie podlegały rozdzielnikom. Towar trafiał bezpośrednio od producentów. Jej zdaniem nieoceniony wpływ na ich kształt mieli też zarządzający nimi dyrektorzy, którzy jeździli na Zachód, by podpatrywać trendy. Chcieli, by funkcjonowały jak paryska Galeries Lafayettes.
Sprzedawcy walizkami przynosili pieniądze, aby odebrać trzy kontenery jakichkolwiek słodyczy. Nieważne, co.
zobacz więcej
Rozlewnia Ludwika
Całe drugie piętro w Sawie zajęte było belkami tkanin, które można było kupić na metry. Z kolei na parterze Warsa znajdował się jedyny w Warszawie punkt, w którym rozlewano płyn do mycia naczyń Ludwik. Sięgnięto po to rozwiązanie, ponieważ brakowało opakowań i klienci musieli przychodzić ze swoimi butelkami.
W Juniorze z kolei stoisko miała kultowa marka Hoffland, oferująca kolekcje Barbary Hoff. Projektantka pamięta problemy związane z pozyskiwaniem materiałów. Dla niej było to szczególnie trudne, bo działała poza centralnym sterowaniem. O wszystko musiała sama zabiegać w fabrykach. Czasem brała to, czego inni nie chcieli. Ale dzięki temu mogła liczyć na rewanż, kiedy w podziękowaniu za uwolnienie od materiałowego bubla dostawała taką tkaninę, jaką sobie wymyśliła.
Klima ze studni głębinowych
Warszawskie Domy Towarowe Centrum były prekursorem wielu trendów w okresie PRL. To tutaj znajdowały się jedne z pierwszych schodów ruchomych zamontowanych w obiekcie handlowym. Trafiły tu w latach 70. i woziły klientów Warsa pomiędzy parterem a pierwszym piętrem. Jechały tylko do góry. I jak podkreślają dawni pracownicy, były niezawodne.
Zdaniem pani Hanny, wieloletniej pracownicy Domów Towarowych, były też prekursorem neonów oświetlających centrum. Z neonowych lamp wykonano logo Domów, przez pracowników nazywane słoneczkiem oraz migające kostki zainstalowane dookoła obiektu na wysokości trzeciego piętra. – To był pomysł projektanta lamp i właściwie nie wiadomo, co miały symbolizować – opowiada pani Hanna, która wówczas pracowała w administracji. Niektórym kojarzyły się z pociągami, ale pani Hanna przekonuje, że to zły trop.
Dbałość o klienta i nowoczesność przejawiała się także w niespotykanej w tamtych czasach nigdzie klimatyzacji. Zimne powietrze uzyskiwano ze studni głębinowych dzierżawionych od Pałacu Kultury i kanałami wentylacyjnymi rozprowadzano po halach sprzedażowych. Podobne rozwiązanie zastosowano później w Sezamie. Z tą równica, że chłód pochodził z basenów podziemnych wybudowanych pod domem handlowym.
„Podwieczorek przy mikrofonie” w Juniorze
Choć wydaje się, że elewacja Domów Towarowych Centrum nie zmieniła się zbytnio, nie jest to prawdą. Wówczas wszystkie ściany były oszklone przezroczystymi oknami, które w roku 2000 zostały wymienione na matowe. A część z nich zasłonięto ściankami.
– Były jednym z głównych punktów wycieczkowych w stolicy. Sprzyjała temu bliskość Dworca Centralnego i Głównego – opowiada jeden z pracowników. Otwarty między godziną 9 a 21, a także, co wyjątkowe w tamtych czasach, także w weekend.
To było centrum kultury, rozrywki i handlu. W każdym ze sklepów znajdowało się kilka punktów gastronomicznych. W Warsie na parterze był bar „Smak”. Na antresoli kawiarnia „Samowar”, a na trzecim piętrze restauracja. Miejsca te dzierżawiła Spółdzielnia Gastronomiczna. Resztą zarządzało przedsiębiorstwo Powszechne Domy Towarowe. W samej Warszawie posiadało jeszcze trzy obiekty Pedety na Woli i Pradze oraz Smyk, w którym można było kupić wszystko dla małych dzieci.
W Juniorze na antresoli mieściła się restauracja, w której nagrywano „Podwieczorek przy mikrofonie” – audycję radiową z udziałem publiczności w której udział brała m.in. Hanka Bielicka.
Tłum wyłamywał szklane drzwi
Aspekt kulturalny realizował Teatr Mały, którego scena i widownia mieścił się w podziemiach kina "Relax". Wejście zaś znajdowało się w „Juniorze” od ulicy Marszałkowskiej. Był sceną kameralna Teatru Narodowego i maksymalnie mógł pomieścić 232 widzów. W tamtym czasie kino „Relaks” przejściem podziemnym było połączone z Domami Centrum.
Pani Hania opowiada, że hale handlowe zupełnie nie przypominały dzisiejszych. To były duże otwarte przestrzenie. Stoiska początkowo były obsługiwane wyłącznie przez pracownice sklepu. Potem wprowadzono samoobsługę, ale klientów było tak dużo, wszędzie stały olbrzymie kolejki, dlatego obsługa zagradzała wejście na stoisko i wpuszczano po kilka osób, które mogły dotknąć i obejrzeć towar.
Władza dbała, by flagowy Dom Towarowy był jak najlepiej zaopatrzony. Kolejki ustawiały się po nocach. A napierający na wahadłowe drzwi tłum nie raz je wyłamywał i zaczynał się bieg do celu.