Historia

Duże jasne na stojaka, czyli na piwko w PRL

W latach 60. budki z piwem stały niemal na każdym rogu. A lekko ciepłe piwo w kuflu kończyło się przed wieczorem.

Telewizor Rubin z samozapłonem i pralka Frania. PRL-owska rewolucja w AGD

Sprzętu brakowało, bo miał poważną konkurencję – broń.

zobacz więcej
„Duże jasne na stojaka, najczęściej jako utrwalacz po ćwiartce” – grzmiała Polska Kronika Filmowa, pokazując codzienność klienteli kiosków z piwem. Wytykano, że wcześnie zaczyna się u nas edukacja pod budką z piwem.

I choć powszechnie złoty trunek nie był uważany za alkohol, zarzucano, że w Polsce piwo służy nie do picia, ale do upijania. „Na stojaka, na kiwaka i w reszcie na leżaka” – żartowano. A towarzystwo spod budki z piwem obwiniano, obok spekulantów i cinkciarzy, za wszystkie błędy socjalizmu.

Drewniane kioski z okienkiem

W Warszawie na początku lat 60. XX w. było ich 327. Drewniane kioski z okienkiem i długim pulpitem, o który można było się oprzeć, popijając lekko ciepłe piwo w wyszczerbionym kuflu pod gołym niebem.

Brak toalet i głośna klientela przyczyniał się do krytyki tego rodzaju przybytków. Na wojnę z kioskami z piwem ruszyli działacze komitetów antyalkoholowych.
Z bańkami po piwo

Warszawski barman Roman Modzelewski przyznaje, że lata 60. to rozkwit kiosków z piwem. – Były niemal na każdym przystanku tramwajowym. Idąc do pracy, można było zatrzymać się w kilku – żartuje.

Budki otwarte były od rana, a do okienka ustawiały się kolejki. Wybór nie był duży. Jasne i karmelkowe – 0,5 proc. alkoholu. Początkowo tylko z kufla.

„Elektroniczny morderca”, kasety VHS i magnetowidy, czyli na co polowali Polacy w PRL

Od stanu wojennego władza dbała, by na rynek trafiało jak najwięcej lekkich i sensacyjnych filmów, żeby ludzie zapomnieli o polityce i otaczającej ich rzeczywistości.

zobacz więcej
– Nalewane z drewnianej beczki, miało gaz powstały wyłącznie w wyniku fermentacji – wyjaśnia Modzelewski. Podkreśla, że ten wspaniały smak pamięta do dzisiaj.

Do budki z piwem można też było udać się po większe zaopatrzenie. Wymagane było tylko własne naczynie. – Nie raz chodziłem z bańkami po piwo, w domu przyrządzane z przyprawami i korzeniami – wspomina.

Koreczki serowe i wafle z pastą

Jedną z pierwszych pijalni w Warszawie, która oferowała trzy gatunki piwa w butelkach, był Antałek na Ochocie. W tego rodzaju przybytkach można już było liczyć na drobne przekąski, jak paluszki czy koreczki serowe, czyli pokrojony w kostki ser posypany przyprawami. – Dużą popularnością cieszyły się krakersy własnej roboty, tzw. wafle posmarowane jakąś pastą – wspomina warszawiak.

Całodobowo jasnego z pianką można było napić się na Dworcu Głównym w Warszawie. Zimą budki z piwem oferowały trunek podgrzany.
Nowe piwo „Marcowe” miało być dostępne, wbrew nazwie, przez cały rok
Plan sześcioletni zwiększał produkcję piwa

Spożycie piwa w Polsce nie zawsze było wysokie – pisze Błażej Brzostek w książce „PRL na widelcu”. W 1949 r. wynosiło 6 litrów na głowę rocznie.

Aby walczyć z alkoholizmem, władze w planie sześcioletnim założyły zwiększenie produkcji piwa o 75 procent. Miało to doprowadzić do mniejszego zainteresowania wódką. W „Ilustrowanym Kurierze Polskim” zachęcano nawet do domowej produkcji złotego trunku, przekonując, że wyjdzie taniej, bo tylko 5 złotych za butelkę. Smakiem miało przypominać piwo bawarskie.

W późniejszych latach PRL w spożyciu piwa przodował Górny Śląsk. Ale narzekano, że nie ma gdzie się go napić, bo po tradycyjnych przedwojennych piwiarniach nie ma śladu. Tam statystycznie mieszkaniec wypijał 37 litrów piwa rocznie.

Przeciętna krajowa wynosiła 25 litrów. Błażej Brzostek przytacza wypowiedź dyrektora przedsiębiorstwa budowlanego, który w 1966 roku nakreślał menu przeciętnego pracownika. Były to chleb, salceson i kawał kiełbasy popite zimnym piwem.

Komitety antyalkoholowe


Podejrzewano, że sprzedawca dolewa alkohol do piwa. Sprawą zajęła się Milicja Obywatelska. W dokumentach napisano, że „pijacy są uprzątani, ale nie stwierdzono sprzedaży alkoholu”. Co pokazuje, że piwa za alkohol nie uważano.
Seta i galareta

W latach 50. zrezygnowano z ogródków przy kawiarniach z obawy, że goście znikną przed uregulowaniem rachunku. Kioski z piwem nie miały takiego problemu. Rosły jak grzyby po deszczu.

Obsługa takiego punktu była banalna. Płacono od ręki. Nie było problemu z garmażerką, bo jej nie było. Często nie przelewano nawet trunku do kufli. Spożywało się bezpośrednio z zakurzonej butelki. Sanepid, który wpadał do budki, miał co robić.

Kioski z piwem to nie jedyna specyfika gastronomiczna tamtych czasów. W restauracjach na porządku dziennym było sadzanie przy stoliku obcych sobie ludzi. A zamówienie alkoholu bez zakąski nie wchodziło w grę.

– Stąd wzięło się powiedzenie: „seta i galareta” – wspomina Roman Modzelewski. Wyjaśnia, że kelnerzy, którzy pracowali wówczas w systemie czasowo-prowizyjnym, otrzymywali prowizję jedynie od sprzedanego jedzenia. Dlatego wciskali ludziom przekąski. Zdarzało się, że zakąska była przechodnia i ten sam talerzyk lądował na stole u kilku klientów.

Budki z piwem zaczęto likwidować pod koniec lat 60. XX w. Najpierw usuwano je z centrów miast, przenosząc na peryferia i bazary. Ostatecznie rozprawiono się z nimi w latach 80. XX wieku.
Zdjęcie główne: (fot.arch.PAP/Jan Kosidowski)
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.