Trzy lata z Nawałką. Zastał polską piłkę drewnianą, a jaką zostawi?
środa,
26 października 2016
Reprezentacja Polski na 69. miejscu w świecie, szydzący z kadry kibice i niepokój po katastrofalnych eliminacjach MŚ 2014. W takich okolicznościach Adam Nawałka zostawał selekcjonerem polskiej kadry. Prezes PZPN Zbigniew Boniek przedstawił go dziennikarzom dokładnie 3 lata temu – 26 października 2013 roku. Jakie były te trzy lata? Portal tvp.info przypomina najważniejsze momenty.
Gwizdy we Wrocławiu
Po kompromitujących eliminacjach do MŚ 2014 pod wodzą Waldemara Fornalika, w których Polska wyprzedziła tylko Mołdawię i San Marino, a z pierwszym z rywali potrafiła wygrać tylko raz, cała piłkarska polska z nadzieją czekała na pierwsze mecze towarzyskie nowego selekcjonera.
We Wrocławiu mieliśmy zagrać w listopadzie ze Słowacją, a kilka dni później w Poznaniu z Irlandią. Była zresztą pokaźna grupa komentatorów, która podważała wybór Nawałki na trenera kadry. Wodą na młyn były dla nich jego pierwsze powołania – na wrocławski mecz ze Słowacją.
Zaskakujące powołania
Na zgrupowanie przyjechał m.in. Rafał Leszczyński z I-ligowego Dolcanu Ząbki. Byli też Rafał Kosznik i Paweł Olkowski z Górnika Zabrze, czy Adam Marciniak z Cracovii. – To nie trener wybiera, a oni sami swoją postawą na boisku. Daję im kapitalną okazję do udowodnienia, że zasługują na reprezentację – tłumaczył szkoleniowiec.
Ale mecz nie wyszedł Polakom, a nowi gracze popełniali szkolne błędy, jak Kosznik, który nie upilnował jednego ze Słowaków. Kiksy się mnożyły, rywale wygrali 2:0, ale powinni wyżej. Kadrę Nawałki żegnały gwizdy zawiedzionych kibiców.
– Mecz ze Słowacją był bardzo zły w naszym wykonaniu i to musi prowadzić do jakiejś reakcji. Winę zawsze ponosi selekcjoner i jak od takiej odpowiedzialności nie uciekam – podkreślił Nawałka. Kilka dni później, po kolejnej bezbarwnej grze, jego drużyna zremisowała bezbramkowo z Irlandią. Nowego roku kibice oczekiwali z duszą na ramieniu...
Mecz ze Słowacją był bardzo zły w naszym wykonaniu i to musi prowadzić do jakiejś reakcji. Winę zawsze ponosi selekcjoner
Polacy zaczynają walkę o awans do finałów MŚ Rosja 2018.
zobacz więcej
Cud nad Wisłą
Przygotowania do eliminacji Euro 2016 nie były usłane różami. Kadra rodziła się w bólach. W marcu 2014 roku przegrała w stolicy towarzysko 0:1 ze Szkocją, zremisowała na wyjeździe bezbramkowo z grającymi w mocno rezerwowym składzie Niemcami, a latem przegrywała w Gdańsku do przerwy 0:1 ze słabiutką Litwą.
Wtedy jednak nastąpił pierwszy przełom w zespole, bo gola po dłuższej przerwie zdobył Robert Lewandowski, który poprzednio trafił do siatki w meczu kadry we wrześniu poprzedniego roku. Polacy ostatecznie wygrali 2:1. Na start eliminacji czekaliśmy jednak z niepokojem, choć rywalem miał być europejski Kopciuszek, czyli debiutujący w meczu o punkty Gibraltar. Wynik 7:0 i cztery gole „Lewego” pozwoliły wszystkim odetchnąć, ale na punkty w kolejnym meczu – październikowym z Niemcami – mało kto liczył.
Perfekcyjne ustawienie
Do Warszawy przyjeżdżali mistrzowie świata. Jeden ze słynnych „Orłów Górskiego” Jan Tomaszewski apelował nawet, aby odpuścić spotkanie z rywalem zza Odry i skupić się na rozgrywanym kilka dni później spotkaniu ze Szkotami. Ale starcie z Niemcami, choć było dla nas mocno szczęśliwe, pokazało kunszt trenera. Polacy nie przestraszyli się rywala. Każdy wiedział, co ma robić na boisku.
W obronie świetnie grał Kamil Glik, w środku boiska znakomicie spisywał się Grzegorz Krychowiak, a mecz życia rozegrał bramkarz Wojciech Szczęsny. Swoje robił też Lewandowski, który przykuwał uwagę niemieckich obrońców, aby jego koledzy mieli na boisku więcej miejsca. Wykorzystał to Arkadiusz Milik, który strzelił gola na 1:0. W końcówce na 2:0 trafił Sebastian Mila, którego chwilę wcześniej selekcjoner wprowadził na murawę i którego powołał niespodziewanie do reprezentacji po dłuższej przerwie, mimo wielu sceptycznych głosów.
Wygrana z Niemcami przeszła do historii i stała się zalążkiem nowej, pewnej swego drużyny. – Trudno zagrać z mistrzami świata otwarty mecz, dlatego przygotowywaliśmy specjalną taktykę i wykonaliśmy ją w 100 procentach – chwalił piłkarzy Nawałka.
Trudno zagrać z mistrzami świata otwarty mecz, dlatego przygotowywaliśmy specjalną taktykę
Kto kapitanem?
Ale niedługo potem trafiła się pierwsza mina. Pojawił się problem, kto ma być kapitanem kadry. Zasada była taka, że rolę tę pełni zawodnik, który ma na koncie najwięcej spotkań w kadrze. Przez dłuższy czas kapitanem był Kuba Błaszczykowski. Gdy pomocnik doznał ciężkiej kontuzji, która na wiele tygodni wyłączyła go z gry, kapitanem został Lewandowski – z którym łączy Błaszczykowskiego dość szorstka przyjaźń.
Pod wodzą Lewego drużyna udanie zaczęła eliminacje Euro 2016 i to spowodowało, że opaska została na jego ręce już na stałe. Wcześniej selekcjoner jeździł na rozmowy i do Kuby, i do Roberta. – Po rozegraniu tegorocznych meczów eliminacyjnych i po głębszej analizie pracy z reprezentacją, moim wyborem na kapitana drużyny jest Robert Lewandowski – powiedział w końcu Nawałka.
Gdzie jest Kuba?
Ale w marcu na zgrupowanie Błaszczykowski nie przyjechał, a domysłom nie było końca. W końcu wyszło na jaw, że nie chodzi tylko o kwestie sportowe, ale też o urażoną dumę pomocnika, który nie chciał nawet odebrać telefonu od trenera. Ostatecznie jednak obaj wszystko sobie wyjaśnili.
Kuba wrócił do zespołu i znów stał się jego arcyważnym ogniwem. W czerwcu 2015 roku strzelił nawet gola Gruzji, w wygranym 4:0 starciu w stolicy, po czym uściskał się z Lewandowskim, aby wszyscy zobaczyli, że konflikt jest historią. Gdyby jednak nie umiejętne podejście do sprawy Nawałki, zgody mogłoby nie być.
Po rozegraniu tegorocznych meczów eliminacyjnych i po głębszej analizie pracy z reprezentacją, moim wyborem na kapitana drużyny jest Robert Lewandowski
Polska gra we wtorek z Armenią o punkty eliminacji MŚ 2018.
zobacz więcej
Pisanie historii we Francji
Zespół Nawałki w świetnym stylu awansował jesienią 2015 roku na francuskie boiska. W decydującym meczu pokonał w Warszawie 2:1 Irlandię. Trener Nawałka nie kalkulował i od początku grał w tym meczu o wygraną, choć inny szkoleniowiec mógłby pomyśleć, że lepiej zagrać bardziej defensywnie i bronić premiującego drużynę remisu. Polska rok zakończyła z przytupem, bo towarzysko zwyciężyła wyraźnie dwóch finalistów imprezy: Czechów (3:1) i Islandczyków (4:2).
Kubeł zimnej wody
Nastroje w narodzie były coraz lepsze, a kadra zamknęła rok na 34. miejscu w rankingu FIFA. Potem przyszły dwa kolejne, wiosenne triumfy z Serbią (1:0) i Finlandią (5:0), ale tuż przed ME na piłkarzy spadł kubeł zimnej wody. Najpierw Holendrzy wygrali z nami w Gdańsku 2:1, a potem krakowski mecz z Litwą skończył się bez goli. Wróciły gwizdy, zwątpienie i obawa, że będzie jak zawsze: niezła gra w eliminacjach i kompromitacja na wielkiej imprezie.
Nawałka zachowywał jednak spokój, który udzielał się też piłkarzom – Szkoda, że nie strzeliliśmy gola, bo dzięki temu sprawilibyśmy trochę radości kibicom. Ale najważniejsze, by to zrobić we Francji – wskazywał selekcjoner.
Szkoda, że nie strzeliliśmy gola, bo dzięki temu sprawilibyśmy trochę radości kibicom. Ale najważniejsze, by to zrobić we Francji
I wiedział, co mówi. Turniej we Francji był najlepszym dla polskiej drużyny od 34 lat. Po wygranych 1:0 z Irlandią Północną i Ukrainą oraz remisie 0:0 z Niemcami, Polacy wyszli z grupy wielkiej imprezy, co nie miało miejsca od MŚ 1986 w Meksyku.
Historyczny mecz
Potem nastąpił heroiczny, pamiętny mecz ze Szwajcarią w 1/8 finału, zremisowany 1:1 i wygrany po rzutach karnych. Szkoleniowiec był początkowo krytykowany za czekanie ze zmianami aż do dogrywki, ale ostatecznie wyszło na jego. Nie chciał psuć dobrze funkcjonującej maszyny, a wiedział, że zmiennicy nie mają jeszcze tej jakości, jaką prezentowali ludzie z pierwszego składu.
Awans do ćwierćfinału już dał Nawałce poczesne miejsce w historii, a przegrany w rzutach karnych mecz z Portugalią (1:1) nie zmącił jego obrazu. To był piękny miesiąc polskiej piłki ze wspaniałym reżyserem, który umiejętnie ustawił boiskowe klocki.
O mundial po wybojach
Dziś kadra Nawałki znajduje się w specyficznym momencie. Jednej strony ma przed sobą najważniejsze starcia w eliminacjach MŚ 2018 w Rosji, a z drugiej znów znalazła się na zakręcie. Polacy zdążyli już stracić punkty w dalekim Kazachstanie, gdzie zremisowali 2:2, choć prowadzili 2:0 z o wiele niżej notowanym przeciwnikiem. Potem przyszły co prawda dwa warszawskie zwycięstwa 3:2 z Danią i 2:1 z Armenią, ale gra w nich pozostawiała wiele do życzenia. Słynąca z żelaznej defensywy drużyna straciła pięć goli w trzech meczach i usprawiedliwieniem nie może być absencja kontuzjowanego Michała Pazdana.
Szczególnie w spotkaniu z Armenią blisko było kompromitacji, bo przed zwycięskim golem Lewandowskiego w doliczonym czasie gry, grający w dziesięciu rywale mieli zabójczą kontrę, po której to oni powinni trafić na 2:1. – To takie spotkanie, od którego może być tylko lepiej – podkreślił Nawałka.
To takie spotkanie od którego może być tylko lepiej
Na domiar złego w mediach pojawiły się doniesienia o niesportowym zachowaniu niektórych kadrowiczów między meczami. Zawodnicy długo mieli świętować wygraną z Duńczykami i ogólnie mało przykładać się do pracy podczas zgrupowania.
Na razie stanowczych reakcji Nawałki nie ma. Czy trener wyjdzie z tej sytuacji tak umiejętnie, jak ze sporu z Błaszczykowskim? Oby, bo przed nami arcyważne mecze: w listopadzie z Rumunią w Bukareszczie i wiosną z Czarnogórą w Podgoricy. Następne miesiące pokażą, czy Polska rzeczywiście wylała już fundamenty pod murowaną drużynę, która w najnowszym rankingu zajmuje 15. miejsce w świecie – najwyższe w historii.