Z podkieleckiej wsi na salony elit. Polka wśród „boskich Włoszek”
sobota,
29 października 2016
O byciu sławną marzyła zawsze, ale życie potoczyło się zupełnie inaczej. Talent, który uważała za swój największy atut, pomógł tylko minimalnie. Przypadkowa wizyta w bankowym gabinecie, upór i wytrwałość sprawiły, że z podkieleckiej wsi Jadwiga Mrozowska-Toeplitz znalazła się wśród elity finansowej i intelektualnej Królestwa Włoch. Stamtąd już tylko mały krok dzielił ją od międzynarodowej sławy i to wcale nie tej, o której marzyła.
Na podstawie powieści Zofii Posmysz „Pasażerka” powstały słuchowisko radiowe, film i opera.
zobacz więcej
Teatr nie dla panien z jej sfery
Urodziła się w 1880 roku w średniozamożnej rodzinie ziemiańskiej i od dzieciństwa nie miała żadnych kompleksów. Uczyła się pilnie, a wszystkie braki nadrabiała ekspresowo. „Zabrałam się do nauki z takim impetem, że rodzice i sam Ostermann (nauczyciel – przyp. red.) musieli hamować moje zapały. Po miesiącu już czytałam, po dwóch pisałam, po trzech doszłam do ułamków, po sześciu umiałam się porozumiewać dwoma obcymi językami” – pisała o sobie.
Już jako młoda dziewczyna potajemnie zaczęła pasjonować się teatrem, wówczas sztuką dla panien z jej sfery zakazaną. Wbrew temu dyskretnie wymykała się do teatru, pilnie oglądając sztuki. Postanowiła zostać aktorką, przez co rozpętała rodzinne piekło i wysłano ją na pielgrzymkę do Częstochowy, by „Matka Boska odmieniła jej postanowienie”.
18-letni saksofonista Łukasz Dyczko zwyciężył w Konkursie Eurowizji dla Młodych Muzyków.
zobacz więcej
Majtki na drodze do kariery we Lwowie
Jak się potem okazało nie odmieniła. Jadwiga, co prawda grzecznie pojechała na studia do warszawskiego konserwatorium, ale wkrótce poznała Kazimierza Tetmajera, który odmienił jej życie. Polecił ją Tadeuszowi Pawlikowskiemu, świeżo powołanemu dyrektorowi lwowskiego Teatru Miejskiego. „Wprawdzie nie umie pani recytować wiersza, ale angażuję panią”. Po tym szczerym wyznaniu Jadwiga opuściła Warszawę i zamieszkała we Lwowie.
Zadebiutowała rolą Muszki w utworze „Baśń nocy świętojańskiej”. Jej szczęście nie trwało długo, bo lwowską karierę zakończyła przez... majtki. Kiedy w sztuce „Za siódmą górą, za siódmą rzeką” zagrała Pazika, zapomniała o specjalnych, maskujących organy płciowe majtkach. Dlatego jednym mógł się on wydawać chłopcem bez przyrodzenia, inni zaś kontemplowali oryginalną płeć aktorki. Wyjechała obrażona i nie związała się już na stałe z żadną sceną. Grała w Teatrze Miejskim w Krakowie oraz Warszawskich Teatrach Rządowych, odnosząc sukcesy, zbierając dobre recenzje, ale oszałamiającej kariery nie zrobiła.
Miłość życia i pożegnanie z Polską
Kiedyś wyznała matce, że „czuje, że wszystko może ją zawieść w życiu, ale sztuka nigdy”. Taki miała plan na życie i mało w nim było miejsca na „przyziemne” uczucia. Tym niemniej poznała zubożałego ziemianina – Longina Poraya-Wybranowskiego, za którego wyszła za mąż. „Ślub nasz odbył się bez krewnych, a wesele bez pijaństwa”. Wkrótce wyjechała jednak i nawet odziedziczony przez męża duży spadek po wuju, nie był w stanie oderwać jej od teatru.
Udała się najpierw do Francji, a potem do Włoch licząc, że zdobędzie prawdziwą sławę. Do Polski wracała wyłącznie na gościnne występy i z powodów rodzinnych. Podczas jednego z tournée po Galicji w 1911 roku spotkała największą miłość swego życia – Tadeusza Boy-Żeleńskiego. Flirt szybko przerodził się w gorący romans. Rok później artystka pożegnała się z polską publicznością w „Markizie”, którą specjalnie dla niej napisał ukochany Boy. Wtedy Kraków leżał u jej stóp, a opinie o talencie Mrozowskiej stały się bardziej entuzjastyczne. Była nawet bohaterką specjalnego dodatku dwutygodnika „Teatr”, poświęconemu tylko jej. Wielka miłość z Boyem skończyła się, ale kontaktów z nim nie zerwała nigdy.
Szarmancki chłop drugim mężem
Przełomowy dla jej kariery, ale także życia osobistego okazał się pobyt w Rzymie, gdzie zatrzymała się w pensjonacie prowadzonym przez Żydówkę z Polski – panią Toeplitz. Następnie razem z jej córką udała się do pewnego banku, do jej kuzyna – Józefa (Giuseppe). Ten szarmancki chłop, prezes potężnego Banca Commerciale d’Italia, choć nigdy o niej nie słyszał, zaprosił ją na śniadanie. Za jego namową i przy wsparciu finansowym, Jadwiga zadebiutowała w partii Małgorzaty w „Fauście”. Szczerze wyznała Toeplitzowi, że „jedyne, czego chce od życia, to właśnie jego”.
Małżeństwem zostali dopiero w roku 1918, a decyzję tę Jadwiga wyjątkowo racjonalnie motywowała. „Możemy się pobrać, oboje jesteśmy wolni. Rozumiem, że dla takiego człowieka, jak ty, żona jest koniecznym dopełnieniem jego życiowej pozycji. Jestem aktorką, która doskonale orientowała się w swoich rolach, toteż nikt nie przeszkodzi Jadwidze Mrozowskiej stworzyć bezbłędnej sylwetki Pani Toeplitz” – takimi słowami zwróciła do przyszłego małżonka.
Podróżnik Arkady Paweł Fiedler przejechał maluchem Afrykę. Teraz rusza na podbój Azji.
zobacz więcej
Z artystki scen polskich w podróżniczkę i pisarkę
Po ślubie próbowała zaistnieć w życiu towarzyskim wyższych sfer Mediolanu. Przed cudzoziemką i byłą aktorką nie wszystkie drzwi stały otworem, więc stworzyła własny „Salon Artystów”, przyjmując pisarzy i muzyków. Nawiązała i utrzymywała też kontakty z włoskimi intelektualistami. Jednak takie życie jej wciąż nie zadowalało. „Nie pragnęłam klejnotów, nie czułam potrzeby zaspokajania kaprysów kobiecych. Rozbudziły się we mnie upodobania wymagające siły charakteru i wytrzymałości fizycznej” – podkreślała.
Z Jadwigi Mrozowskiej, artystki scen polskich, zmieniła się w Edvige Toeplitz-Mrozowską, podróżniczkę i pisarkę. Ciągnęło ją do Egiptu faraonów i na Saharę, a swoje marzenia mogła zrealizować, bo w Mediolanie nic jej nie trzymało. Nie przeszkadzały jej nawet „odmładzające miłostki” małżonka, bo wiedziała, że jest więcej warta niż liczne kochanki. Środki finansowe, którymi dysponowała, pozwalały jej dodatkowo o tym zapomnieć. Nie zgodziła się jednak na polubowną separację. „Nie zamienię nigdy człowieka na skorupy! A co za tym idzie, nie zgodzę się nigdy na separację” – zarzeka się.
Podejmowała się zadań uznawanych za „męskie”
Podróżowała z mężem po Europie, ale nade wszystko przedkładała jednak samotne wojaże. Od małżeństwa uciekała coraz dalej, buntując się przeciwko narzuconej kobiecie przez ówczesną kulturę roli i podejmowała się zadań tradycyjnie uznawanych za „męskie”. Interesowała się, jako pierwsza kobieta podróżniczka, polityką, studiowała socjologię. Jako aktorka, świadoma aktualnie granej roli – kobiety wyzwolonej, nonkonformistki, zwiedzającej i studiującej świat, nie stroniła od prowokacji, tańcząc na statku z Hindusem. Pochłaniały ją jakże „męskie” polowania na tygrysy i krokodyle.
Z wypraw do Indii, na Cejlon, do Azji Mniejszej, Mezopotamii, Persji czy Birmy starała się zawsze przywieźć jak najwięcej notatek, map, zdjęć i cennych przedmiotów, których wiele podarowała później Muzeum Narodowemu w Warszawie. Dużo pisała, o etnografii, a coraz mniej o własnych przeżyciach. Była „opowiadaczem historii”, który sprawnie i zwięźle kreśli niezwykle ciekawe historie swoich wypraw, spotkań z ludźmi czy relacjonując rzeczywistość w odwiedzanych krajach.
Opowieść o niezwykłej wyprawie przez cztery kontynenty i 27 krajów.
zobacz więcej
Przeszła po Dachu Świata
Efektem była jej pierwsza książka – „Moja wyprawa na Pamiry”, czyli relacja z wielkiej wyprawy w góry Pamiru (region na terenie Tadżykistanu). Ten projekt Jadwigę pochłonął bez reszty, nie wiedziała zresztą, że okaże się jej rolą życia, dzięki której przejdzie do historii. Celem wyprawy było dojście do jeziora Zorkul na terenie obecnego Tadżykistanu i przeprowadzenie dokładnych badań. Po kilkutygodniowej, niezwykle ciężkiej przeprawie górskiej, osiągnęła przełęcz Maz, na wysokości 4400 m n.p.m. Tym samym Jadwiga Mrozowska-Toeplitz została pierwszą kobietą, która przeszła po Dachu Świata.
Później wyznaczyła nowe drogi przez górskie łańcuchy. W pobliżu granicy z Afganistanem odkryła też wiele nienazwanych jeszcze dolin i przełęczy. Odnalazła także prawdopodobne źródła Amu-darii. Jedną z dolin ochrzciła mianem „Valle d’Italia”, czyli Dolina Włoch. Prowadząca na północ przełęcz została później, w dowód zasług, nazwana właśnie jej imieniem.
Najpiękniejsze chwile jej życia
To nie była podróż kapryśnej damy, ale wyjątkowo ekstremalna wyprawa dla wytrzymałych. Jadwiga dała radę i tym razem. Sama napisała zresztą, że to było „marzenie, którymi Duch dobra obdarowuje nas w najpiękniejszych chwilach naszego życia”.
W uznaniu zasług Włoskie Towarzystwo Geograficzne nagrodziło naszą rodaczkę złotym medalem, po raz pierwszy przyznanym kobiecie.
To zapoczątkowało kolejne w jej życiu tournée, tym razem z prelekcjami i pokazami zdjęć od Rzymu do Mediolanu, a także we Francji, Belgii i na Węgrzech. Zapraszały ją uniwersytety, towarzystwa geograficzne, prestiżowe kluby. Jadwiga wreszcie naprawdę stała się znana i ceniona, a właściwie doceniona, o co długo walczyła na różnych scenach swojego życia.