Ubierał żony nazistów, wierzył w tarota. Wylansował nowy styl
niedziela,
30 kwietnia 2017
Głęboki dekolt, podkreślona talia i spódnica w kształcie kielicha kwiatu o charakterystycznej długości 39, 4 cm od ziemi, uszyta z imponującej ilości materiału – to elementy charakterystyczne wylansowanego przez niego stylu. „New look” Christiana Diora 70 lat temu podbił świat mody.
– Nim kobieta wyjdzie za mąż, ubiera się ładnie po to, by podobać się mężczyznom. Po ślubie zaś ubiera się ładnie po to, by denerwować kobiety – mówił. Uważał też, że kobiety rzadko kiedy przekraczają czterdziestkę i mogą ten wiek zachować w nieskończoność. Christian Dior, nazywany geniuszem mody, dokonał w nim prawdziwej rewolucji.
– Dior ocalił krawiectwo, tak jak Francję uratowała bitwa pod Marną – pisała entuzjastycznie o debiutanckim pokazie Diora redaktor naczelna „Harpers Bazaar” Carmel Snow. To właśnie ona po raz pierwszy użyła terminu „new look”, który do dziś kojarzy się z elegancją, szykiem i kobiecością.
„Moda przemija, styl pozostaje” mawiała Coco Chanel.
zobacz więcej
Dyplomacja i miłość do kwiatów
Projektant pochodził z zamożnej normandzkiej rodziny, rodzice byli przekonani, że Christian zostanie dyplomatą, ekonomistą, ewentualnie politykiem. Od małego jednak interesował się wszystkim, w czym mógł wyrazić się artystycznie.
Choć jego matka kategorycznie się temu sprzeciwiała, to właśnie od niej zaraził się np. miłością do kwiatów. Ojciec, który był przedsiębiorcą i producentem nawozów sztucznych, marzył o tym, aby Christian został dyplomatą. Dlatego wysłał go na studia do Paryża.
To tu młody Dior poznawał życie paryskiej bohemy, brał udział w ukochanych przez niego balach maskowych i stawiał pierwsze kroki w szkicowaniu damskich kreacji. Uwielbiał przebywać w otoczeniu artystów.
Zrezygnował ze studiowania nauk politycznych i próbował swoich sił w konserwatorium muzycznym. Niestety i tu długo nie zagrzał miejsca. Udało mu się przekonać ojca, aby pomógł mu otworzyć galerię sztuki. Ojciec zgodził się zainwestować w to przedsięwzięcie, ale postawił warunek, aby nad drzwiami wejściowymi nie pojawiło się ich rodowe nazwisko.
Otwarta w 1928 roku galeria nosiła nazwę Jacques Bonjean. W sprzedaży prac takich artystów jak Jean Cocteau, Georges Braque i Pablo Picasso pomagał mu przyjaciel.
Sukienki dla żon nazistów
Rodzinny biznes splajtował w 1931 roku, a Dior zaczął utrzymywać się ze sprzedaży znanym domom mody swoich modowych szkiców. Ten sposób zarabiania pieniędzy narodził się w jego głowie przez przypadek. Gdy szukał pracy i w akcie desperacji gotowy był przyjąć nawet posadę sekretarki, usłyszał od jednego z paryskich krawców Luciana Lelonga, że w ogóle się do tego nie nadaje.
Od tamtej pory nie tylko rysował i sprzedawał swoje szkice, ale postanowił też, że sam zostanie krawcem.
Jego szkice były tak dobre, że zaczęli kupować je najwięksi – Nina Ricci, Schiaparelli a nawet Balenciaga.
Gdy w 1938 roku trafił na staż do Roberta Pigueta, zaprojektowana przez niego sukienka, nazwana „cafe anglaise”, zrobiła prawdziwą furorę. O Diorze robiło się coraz głośniej.
Projektant bardzo źle znosił czas wojny. Nie podobało mu się, że dotychczas piękny i kolorowy Paryż pod niemiecką okupacją staje się szary i ponury, a moda mało kobieca. Mimo tego, to właśnie czas wojny był dla Diora najbardziej kreatywny.
Pracował wtedy dla domu mody Luciena Lelonga, gdzie projektowane były sukienki dla żon nazistowskich oficerów i francuskich kolaborantów. Paradoksem jest zapewne fakt, że w tym samym czasie siostra Diora, Catherine, walczyła we Francuskim Ruchu Oporu.
Jeśli chodzi o krawcowe, to w cenie były te, które miały zagraniczne pisma – „Elle” albo chociaż „Burdę”. Natomiast Moda Polska była potrzebna władzy, polepszała wizerunek kraju.
zobacz więcej
Bomba Diora jak bomba atomowa
Dior twierdził, że sekretem piękna jest szczęście, a piękno bez szczęścia po prostu nie istnieje. Ta maksyma przyświecała mu, gdy jego drogi skrzyżowały się z biznesmenem Marcelem Boussacem, który był potentatem branży bawełnianej. Milioner chętnie zainwestował w nowy dom mody rokującego krawca.
Dior od początku wiedział, czego chce. Powrót do tradycyjnego krawiectwa z górnej półki, jakość i mistrzowski kunszt – to trzy założenia, które były jego wizytówką. Był w tym niezmiernie wymagający i sam wszystkiego pilnował wraz z grupą bliskich mu i zaufanych pracowników.
Ci, którzy go znali, zawsze zwracali uwagę na wygląd siedziby jego firmy. Stylem nawiązywała do Ludwika XVI i rodzinnego domu Diora. Białe boazerie, eleganckie, lekkie meble, czy szare tapety od razu rzucały się w oczy.
Pierwsza autorska kolekcja powstała w 1947 roku. Składała się z dwóch linii: „Corolle” i „Huit” a powstała w zaledwie dwa miesiące i składała się z 90 modeli. To był wielki sukces Diora. Uszyte z koła spódnice, założone na bakier kapelusze, wąskie talie stały się hitem tamtych czasów. Kobieca sylwetka wreszcie nabrała kształtu, powabu i elegancji.
Pałacyk przy avenue Montaigne szybko stał się miejscem, w którym zaczęły bywać wszystkie paryskie elegantki. Długość i bombkowy krój spódnicy od Diora był tak samo gorącym tematem dyskusji, jak tematy polityczne i gospodarcze. Wystarczy wspomnieć o tym, co powiedziała na jej temat Jean Cocteau. – Ludzie mówią o bombie Diora z taką powagą, z jaką mówi się o bombie atomowej – stwierdziła.
Kiedy ona wypowiadała te słowa, on miał już w głowie plan podboju amerykańskiego rynku. W tym samym roku, gdy pokazał swoją pierwszą kolekcję, wyruszył do Stanów.
Bukiecik konwalii i tarocistka
Łatwo nie było. Z jednej strony atakowali go mężowie swoich żon, którzy stanowczo sprzeciwiali się trwonieniu ich majątku na drogie kreacje francuskiego projektanta, z drugiej purytańskie przeciwniczki spódnic powyżej kolana, jakie proponował. Nie dał się i w niecały rok otworzył filię swojej firmy w Nowym Jorku. Dwa razy w roku na rynku pojawiała się licząca 200 modeli kolekcja, przygotowywana przez samego Diora i jego tysiąc pracowników.
Projektant był niezwykle przesądny. W każdej jego kolekcji musiał znaleźć się płaszcz o nazwie Grandville, od miejscowości, w której się urodził, a w każdym pokazie przynajmniej jedna modelka musiała nieść bukiecik ulubionych przez projektanta konwalii. Nigdy nie zaczynał pokazu, zanim nie skonsultował go ze swoją tarocistką.
Być może również te zabiegi sprawiały, że przychody firmy rosły w bardzo szybkim tempie. Dior nie miał przy tym problemu z wynagradzaniem najbardziej lojalnych i zdolnych pracowników. Jednym z nich był zatrudniony, jako asystent Diora w 1955 roku 19-letni Yves Saint Laurent. To on po śmierci Diora został dyrektorem artystycznym domu mody. Miał wówczas zaledwie 21 lat.
Alexander McQueen zaproponował mu staż, jako jeden z pierwszych polskich projektantów otworzył swój butik w Warszawie i jako jedyny w Londynie. Potem zniknął.
zobacz więcej
Obrażona Marylin Monroe
Choć ubierał największe sławy, a brytyjska rodzina królewska poprosiła go o urządzenie specjalnego pokazu swojej kolekcji na dworze brytyjskim, nie wszystkim przypadł do gustu. Król Jerzy V zabronił młodym księżniczkom Elżbiecie i Małgorzacie noszenia jego sukien, a Marylin Monroe stwierdziła, że linia „H”, nazywana „fasolką szparagową”, osobiście ją obraża.
Równolegle z pierwszym pokazem mody Dior
wprowadził na rynek także pierwsze perfumy „Miss Dior”. Zadedykował je swojej młodszej siostrze. – Stworzyłem te perfumy, tak, aby każda kobieta mogła otulić się wyjątkową kobiecością. To tak, jak gdyby z każdego flakonu wyłaniała się któraś z moich kreacji – mówił.
Twierdził, że perfumy kobiety mówią o nich więcej niż ich odręczne pismo.
Oprócz kwiatów i mody, Dior uwielbiał także architekturę, co także wyrażały jego projekty. Twierdził, że sukienka to rodzaj efemerycznej architektury, zaprojektowanej po to, by podkreślała proporcje kobiecego ciała.
– W czasach, kiedy za człowieka wszystko robią maszyny, projektowanie i szycie ubrań jest jedną z ostatnich przystani tego, co ludzkie, osobiste i prawdziwe – mówił.
Niezbyt długo cieszył się swoją sławą. Zmarł 10 lat po swoim pierwszym sukcesie, mając tylko 52 lata. Do dziś nie wiadomo, co było przyczyną śmierci projektanta.
– Będąc naturalnym i szczerym, można zrobić rewolucję, wcale o to nie zabiegając – mówił. Jego dom mody przetrwał nie tylko dlatego, że pozostawił po sobie testament, ale i zgrany zespół. Gdy Yves Saint-Laurent pokazywał swoją pierwszą kolekcję, lansującą linię trapezu, powitano ją owacjami na stojąco. W kuluarach szeptano zaś, że uczeń przerósł mistrza.