Zwiewna sukienka z rozcięciem i brat na skrzypcach kluczem do sukcesu na Eurowizji?
niedziela,7 maja 2017
Udostępnij:
Choć śpiewa od 12 lat, wzięła udział w programie talent show i wydała płytę, Kasia Moś wciąż jest mało znana. – Jeżeli nie funkcjonujesz w mediach to dla 99 proc. społeczeństwa nie istniejesz – przyznaje. Po wygranej w preselekcjach do Eurowizji jej życie bardzo się zmieniło. – Mam nadzieję, że to pomoże, bo chcę wydać w tym roku nową płytę – zapowiada wokalistka. Jak będzie wyglądał jej występ w Kijowie?
Wokalistka pochodzi z muzykalnej rodziny i sama ukończyła szkołę muzyczną w klasie wiolonczeli oraz fortepianu, jest także absolwentką Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Swoją przygodę ze sceną rozpoczęła w 2005 roku, gdy Robert Janson napisał jej piosenkę „I Wanna Know”. Wystąpiła z nią w polskich eliminacjach eurowizyjnych, w których zajęła 10. miejsce.
W październiku 2015 ukazała się debiutancka płyta Kasi – „Inspination”, na której znalazł się singel „Addiction”. Z tą piosenką wokalistka wzięła udział w eliminacjach do Eurowizji, w których zajęła 6. miejsce. Powtórzyła starania o start w tym konkursie w lutym 2017 roku, z singlem „Flashlight”, który zapowiada jej drugi album. Tym razem się udało, została reprezentantką Polski w 62. konkursie Eurowizji organizowanym w Kijowie. Z artystką rozmawialiśmy tuż przed jej wylotem.
Tygodnik TVPPolub nas
Jesteś osobą przesądną?
Myślę, że nie. Na pewno nie uciekam przed czarnym kotem (śmiech).
Trzeci raz startowałaś w preselekcjach do konkursu Eurowizji. Czyli do trzech razy sztuka?
Wierzę w przeznaczenie, w los i to, że jeden człowiek pewne rzeczy osiąga szybciej, a drugi musi więcej pracować.
Nie spodziewałam się, choć wiele osób mówiło mi, że wygram
Czułaś, że tym razem może się udać?
Szczerze mówiąc to nie. Nigdy się nie nastawiam na wygraną. Chciałam po prostu zaprezentować swój utwór i pokazać, że cały czas pracujemy, że tworzymy muzykę i się rozwijamy. To, że się udało dostać do „10” to już było dla nas wyróżnienie, a że się udało wygrać? Naprawdę byłam bardzo zaskoczona i nie spodziewałam się, choć wiele osób mówiło mi, że wygram. Ja zawsze gdzieś z tyłu głowy mam to, że niedobrze jest być faworytem, ponieważ w przypadku niepowodzenia jest rozczarowanie. Staram się dać z siebie maksimum możliwości, zaśpiewać na 100 procent i być zadowoloną z siebie. A jak to zostanie odebrane? Cóż, podchodzę do takich sytuacji na chłodno i staram zbyt wcześnie się nie cieszyć.
Zgadzasz się, że patrząc na konkurencję, było łatwiej niż w zeszłym roku?
Nie mogę powiedzieć, że łatwiej, ponieważ podczas tych preselekcji również byli znani, lubiani i dobrze śpiewający artyści, którzy mieli fajne piosenki. Nie wiem, czemu się tak mówi, że w zeszłym roku był wysoki poziom, a w tym niski. Oczywiście Edyta Górniak, Margaret, Michał Szpak, Natalia Szroeder to świetni wokaliści. W tym roku było podobnie, bo przecież Rafał Brzozowski czy Paulla są dużo bardziej znani niż ja.
Nie patrzyłam w kategoriach, czy będzie łatwiej. Przyszłam na konkurs wykonać swój utwór najlepiej, jak potrafię i zaprezentować naszą muzykę szerszej publiczności.
Stwierdziłam, że dlaczego nie, to doskonała okazja, żeby przypomnieć o sobie
Czy piosenka „Flashlight” powstała z myślą o tym konkursie?
Utwór powstał w Londynie. Pracowałam tam z dwoma świetnymi producentami, jeden z nich jest Szwedem, drugi Anglikiem. Kiedy wyszłam ze studia po nagraniu „Flashlight” chłopcy powiedzieli: „Kasia, może byś spróbowała startować do konkursu Eurowizji?”. Odpowiedziałam im, że nie będę przecież co roku startować, ale po chwili zastanowienia stwierdziłam, że dlaczego nie. To doskonała okazja, żeby przypomnieć o sobie, zaprezentować nowy utwór.
Najważniejsze dla tych, którzy tworzą muzykę jest to, aby prezentować ją publiczności, żeby grać i wymieniać się energią. Bycie na scenie i koncertowanie jest dla mnie czymś najpiękniejszym i to najbardziej lubię robić. Kontakt z muzykami i zespołem to też okazja, żeby się wzajemnie inspirować.
W czym tkwi siła tego utworu?
Ma naświetlić problem traktowania zwierząt i naszego stosunku do nich. Nadal nie rozumiem, jak w XXI wieku możemy w Polsce trzymać psy na łańcuchach, jak ludzie mogą chodzić w futrach. Bardzo chciałam zwrócić uwagę na ten problem, żeby poprzez naszą piosenkę ludzie zaczęli się nad tym zastanawiać, poprawiać jakość życia naszych „braci mniejszych”, jakimi są zwierzęta.
Jest to ballada, ale taka bardziej mroczna. Tempo też nie do końca jest balladowe. Mam nadzieję, że ludziom spodoba się mój głos w tym utworze, taki zaśpiew soulowo-rockowy. Ta piosenka wolno się zaczyna i potem wchodzę na taki totalny „power”. Niektórzy mówią, że ten utwór jest trochę bondowski.
W przedeurowizyjnych imprezach wygrałam we wszystkich państwach
Miałaś okazję wystąpić aż na sześciu koncertach przedeurowizyjnych. Z jakim przyjęciem się spotkałaś?
Spotkałam się tam z wieloma miłymi słowami, dużo ludzi podchodziło i mówiło, że „najbardziej podobała im się moja piosenka”. Miałam okazję poznać bardzo ciekawych, miłych i utalentowanych artystów. Myślę, że wszystkich dobrze przyjęto, choć są takie utwory, jak Francesco Gabbaniego, który wzbudza w ludziach totalną euforię. Te koncerty to był niezwykle przyjemny czas, który będę długo wspominać.
Muszę się też pochwalić, że jeden z najbardziej poczytnych blogów zadał internautom pytanie: „kto w przedeurowizyjnych imprezach podobał się im najbardziej” i we wszystkich państwach... wygrałam. To jeszcze o niczym nie świadczy, ale te sygnały mówią, że mój głos się podoba. To bardzo miłe, a jednocześnie dające poczucie, że to co robię ma sens.
Czy kogoś się szczególnie obawiasz?
Nie podchodzę do tego w ten sposób. Chcę wykonać swój utwór jak najlepiej i na tym się skupiam. Oczywiście są głosy, które podobają mi się bardziej, a inne mniej. Każdy musi wykonać swoją pracę, a ja muszę pokazać się z jak najlepszej strony. Zaśpiewać na 100 procent. Na nic innego nie mam wpływu, ani na głosowanie ludzi, ani na jury.
A która z konkurencyjnych piosenek podoba Ci się najbardziej?
Podoba mi się bardzo dużo utworów, m.in. bułgarska propozycja, ale też belgijska, portugalska oraz fińska. To są cztery piosenki, które do mnie przemawiają. Muszę też przyznać, że ten konkurs się zmienia. Wiele utworów jest naprawdę wartościowych, które sama nagrałabym na swoją płytę i potem włączyła w samochodzie.
Z reprezentantami tego ostatniego kraju nawiązałaś lepszy kontakt, który ma zaowocować w przyszłości.
Bardzo się polubiliśmy i rzeczywiście zespół „Norma John” zaproponował mi, aby po Eurowizji zrobić wspólny utwór. Mam nadzieję, że to się uda, choć nie wiem, czy od razu po konkursie. Mam dużo pracy, oni zapewne także, więc nie wiem jeszcze, czy to ja polecę do Helsinek, czy oni przyjadą do Polski.
Fani Eurowizji mówili, że z tego miejsca rzadko przechodzi się do finału
62. Konkurs Piosenki Eurowizji odbędzie się w Kijowie (fot. PAP/EPA/SERGEY DOLZHENKO)
Najpierw jednak Kijów i półfinał, w którym wystąpisz jako 11. Kolejność ma znaczenie?
Gdy fani Eurowizji usłyszeli, że będę jedenasta, to mówili, że z tego miejsca rzadko przechodzi się do finału. Wtedy pomyślałam, że „nie wiem, czy to dobre miejsce”. Z kolei szef ekipy francuskiej stwierdził, że „to super miejsce”. Głosy są podzielone.
Najważniejsze to dobrze poczuć się na scenie i zrobić wszystko, żeby występ był jak najlepszy. Możemy jedynie prosić Polonię, bo w tych ludziach jest cała siła, żeby zechcieli oddać na nas głos, bo dzięki nim Polska może przejść do finału.
A jak będzie wyglądał sam występ?
Widziałam wizualizacje na komputerze, ale zupełnie inny będzie efekt na scenie z wielkim ekranem i światłami. Na pewno każdą z prób sobie nagram, by zobaczyć, jak to wygląda i co ewentualnie można jeszcze poprawić. Mam nadzieję, że będzie to dobry występ, taki z klasą, mroczny i zostanie zapamiętany przez widzów.
Na scenie, oprócz Ciebie, będzie jeszcze tylko jedna osoba?
Tak, będzie to mój brat Mateusz grający na skrzypcach. Będziemy we dwójkę. Wiem jak on mnie uspokaja, w ogóle oddziałujemy na siebie leczniczo (śmiech). Mateusz podkreślał już wiele razy, że dla niego to wielka radość i szczęście, że może wystąpić ze mną. Zawsze powtarza mi, że zrobi wszystko, aby mnie wspierać i wykonać swoją pracę najlepiej, jak potrafi. Bardzo się uzupełniamy.
Zastanawiając się nad składem eurowizyjnym, telewizja sugerowała, że branie całego zespołu nie ma sensu. W tym utworze cała uwaga musi być skupiona na mnie i moim głosie.
Już po wygranych preselekcjach moje życie bardzo się zmieniło
Kasia Moś na eurowizyjnej scenie wystąpi ze swoim bratem Mateuszem (z lewej) (fot. fb/Kasia Moś)
Podobno masz przygotowanych aż kilka kreacji na występ.
Tak, na scenę mamy przygotowane dwie kreacje, a pozostałe są wykonane na czerwony dywan i konferencję prasową. Na sam półfinał wybierzemy tę, która będzie się lepiej prezentowała w światłach i wizualizacjach. Sukienki są dość podobne, bardzo zwiewne, z rozcięciami, w jasnej kolorystyce. Jedna z kreacji jest bardziej świecąca, druga mniej.
Udział w Eurowizji traktujesz jak swoistą trampolinę, która ma Cię ponieść wyżej niż jesteś?
Już po wygranych preselekcjach, przez ostatnie dwa miesiące moje życie bardzo się zmieniło. To, że rozmawiamy i co chwilę ktoś chce przeprowadzić ze mną wywiad jest niesamowite, bo wcześniej było to absolutnie niemożliwe. Nie wiem, jak będzie po Eurowizji, ale dla mnie to ogromne wyróżnienie.
Eurowizja to jednak nie koniec świata. Mam nadzieję, że nam pomoże, bo pracujemy nad nową płytą, którą chcę wydać jeszcze w tym roku. Będę się starała wysłać ją, jeśli nie w świat, to przynajmniej w Europę.
Poprzedni uczestnicy byli powszechnie znani, a ja wciąż jestem no name'em
Wielu kojarzy ją z reklamy, choć śpiewa od 12 lat (fot. mat. pras.)
Mówisz, że wcześniej nie było zainteresowania. Wiele razy mierzyłaś się ze „szklanym sufitem”?
Śpiewam 12 lat i miałam już kilka swoich szans. W wieku 18 lat byłam w Debiutach, podpisałam kontrakt z Universalem i miałam nagrywać płytę z Robertem Jansonem, ale się wycofałam, bo to nie był do końca mój muzyczny świat. Potem był wyjazd do Stanów Zjednoczonych i wreszcie udział w programie typu talent show.
Cały czas coś robiłam, choćby zagrałam Judasza w Pasji wg św. Marka Pawła Mykietyna, czy Kordelię w jego operze „Król Lear”. Nagrałam także wokalizę do „Obcego ciała” Wojciecha Kilara, czy etiudę Chopina dla obozu w Auschwitz. Niestety jest tak, że jeżeli nie funkcjonujesz w mediach, prasie, radiu to dla 99 proc. społeczeństwa nie istniejesz w ogóle. Dużo jest pewnie ludzi, którzy się zastanawiają, kim jest osoba, która będzie reprezentować Polskę w Kijowie. Obawiam się, że poprzedni uczestnicy byli osobami powszechnie znanymi, a ja wciąż jestem takim no-name'em. Mogą mnie kojarzyć z reklamy i dla wielu to pewnie mój największy sukces. Dla mnie to była z kolei doskonała przygoda.
Mało kto pewnie wie o Twoim pobycie w Las Vegas.
Przygoda, która trwała rok. Miałam podpisany kontrakt z Robin Antin, założycielką zespołu „The Pussycat Dolls”. Nie planowałam tego. Po prostu byłam w odpowiednim miejscu i czasie. Mój głos się spodobał, ale nie zrobiłam tam kariery. Po prostu występowałam w zespole Robin w różnych fajnych miejscach.
Poznałam też ludzi ze szklanego ekranu, którzy wydawałoby się, że są niedostępni dla przeciętnego człowieka. Kelly Osbourne, Mya czy Carmen Electra są naprawdę normalne. Będę wspominać to do końca życia jako świetną przygodę.
Rodzice nigdy nie zmuszali mnie do tego, jak mam wykonywać swoje utwory
Kasia ciągle pracuje nad głosem i chce się dokształcać (fot. fb/Kasia Moś)
I do tego jeszcze jesteś profesjonalnie przygotowana do zawodu wokalistki.
Tak, choć to, że skończyłam szkołę o niczym jeszcze nie świadczy, bo nieraz ludzie po szkole są dużo gorsi od tych, którzy jej nie kończyli. To absolutnie nie przeszkadza, ale może pomóc. Dużo pracy włożyłam w mój głos, bo od 14. roku życia chodziłam na prywatne lekcje i nadal na nie chodzę. Uważam, że w tym zawodzie bardzo ważne jest, aby codziennie się doszkalać.
Pochodzenie z umuzykalnionej rodziny ma znaczenie?
Myślę, że tak, bo mogę o wiele rzeczy zapytać rodziców czy brata. Bardzo często się ich radzę. Słucham także siebie, ale rzeczywiście mają duży wpływ na to, co robię i jak to potem brzmi.
Rodzice nigdy nie zmuszali mnie do tego, jak mam wykonywać swoje utwory, zawsze jednak byli obok - wspierali mnie. Chociaż, kiedy w liceum chciałam zrezygnować z gry na instrumencie, przekonali mnie, żebym się nie poddawała. Uważali, że nauka gry na instrumencie bardzo kształtuje muzyka.
Jak sobie radzisz finansowo z tworzeniem muzyki, wydawaniem płyt?
Wszystkie pieniądze z koncertów i reklam, które zarabiam, wydaję na studio i produkcję. Wszystko finansuję sama z prywatnych środków. Pierwsza płyta powstała za własne pieniądze.
Tworząc muzykę wzorujesz się czy inspirujesz innymi artystami?
Jest bardzo dużo wokalistek, takich jak Alicia Keys, Beyonce, Kim Burell czy Jennifer Hudson, które uwielbiam i często słucham. W Polsce lubię Kayah, siostry Przybysz, Natalię Niemen, która jest dla mnie fenomenalna, a także Piotra Cugowskiego czy Igora Herbuta z LemON. Zawsze przed koncertem staram się na chwilę zatrzymać, wyciszyć, posłuchać swoich ulubionych artystów, którymi się inspiruję.
Udało mi się nagrać utwór po polsku, z którym będę startować do Opola
Kasia Moś pochodzi z umuzykalnionej rodziny i sama ma muzyczne wykształcenie (fot. Wikipedia)
Jakie masz plany, marzenia w najbliższym czasie?
Cały czas ciężko pracuję. Udało mi się nagrać utwór po polsku, z którym będę startować na festiwal w Opolu. W tym roku pragnę też nagrać nową płytę. Dużo też koncertuję z moim zespołem, przed nami pierwszy – już 1 czerwca w warszawskiej Progresji
Moim marzeniem jest, by po wydaniu nowego albumu znalazł on wielu odbiorców, a na koncerty przychodziło jak najwięcej ludzi, bo to sprawia mi i moim muzykom największą radość.
Zdjęcie główne: Kasia Moś wygrała polskie preselekcję piosenką „Flashlight” (fot. mat. pras.)