Biało-Czerwoni byli wówczas na fali wznoszącej, budowała się mocna drużyna, Kazachowie zaś nadal wówczas dreptali w miejscu. To była mniej więcej ta sama drużyna, która cztery lata wcześniej, w pierwszym oficjalnym meczu z Polską przegrała w Poznaniu 0:3 po bramkach Artura Wichniarka, Tomasza Dawidowskiego i Jacka Krzynówka.
Squadra materasso
Obecnie reprezentacja Kazachstanu, choć na razie nie ma szans, żeby się przebić w eliminacjach do wielkich turniejów w starciach z silniejszymi drużynami, jest rywalem niewygodnym. To już nie jest – jak to mówią Włosi – squadra materasso, co udowodniła w ubiegłorocznym meczu z Polską, w którym ekipie Adama Nawałki cudem udało się uratować remis golami Bartosza Kapustki i Roberta Lewandowskiego w ostatnich minutach.
– Wrześniowy rewanż na Stadionie Narodowym będzie jeszcze trudniejszy. Nasza reprezentacja będzie chciała się pokazać. To są wojownicy. Sportem narodowym w Kazachstanie jest boks, każdy go uprawia, także mój syn. Piłkarze wyjdą na boisko zmobilizowani niczym pięściarze na ring – zapowiedział w rozmowie z portalem tvp.info Margułan Baimukhan, ambasador Republiki Kazachstanu w Polsce.
Od kilku lat Kazachstan zdecydowanie stawia na piłkę nożną w wydaniu klubowym, do której płyną ogromne pieniądze. Efekt jest taki, że w sezonie 2015/16 zespół FK Astana, niedawny rywal Legii, zdołał awansować do Ligi Mistrzów, gdy my nadal liczyliśmy czas od ostatnich występów polskiej drużyny w elicie, sprzed niemal dwóch dekad.