Polacy: od denarów Chrobrego po zegarki Patka
piątek,
8 grudnia 2017
Wystawa #dziedzictwo to przestrzeń do poszukiwania odpowiedzi na podstawowe pytania o nas samych. Jak łatwo przewidzieć, są to pytania mocno spięte z naszymi współczesnymi sporami, tyle że nadające im głębi i kolorów.
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że muzealne ekspozycje nie są jedynie opowieścią o przeszłości, ale i komentarzem do współczesności. Wystawy budzą więc ogromne emocje, wokół nich toczą się burzliwe spory, bynajmniej nie akademickie. Tak jest na przykład z Domem Europejskiej Historii w Brukseli czy naszym Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Dlaczego hasztag
Innego rodzaju debata toczy się wokół wystawy #dziedzictwo, którą do 7 stycznia 2018 roku można oglądać w Muzeum Narodowym w Krakowie. Jest to bowiem niejako preludium do obchodów stulecia niepodległości, prezentacja klejnotów rodowych, najstarszych polskich zbiorów ze wszystkich dziedzin – od arcydzieł malarstwa po sztukę użytkową.
Oglądamy absolutnie unikalne eksponaty – od denara Bolesława Chrobrego po zegarki Patka (szwajcarskiego potentata w tej branży – firmy założonej w XIX wieku przez Polaka), ale prezentowane nie w porządku chronologicznym. Tej wystawie brak gotowej narracji, ona raczej zaprasza do udziału w pewnej grze, wymagającej od widza odnalezienia się w tytułowym dziedzictwie. Stąd hasztag na początku.
Mamy więc wystawę zorganizowaną jako przestrzeń do poszukiwania odpowiedzi na podstawowe pytania o nas samych, o to, jak definiujemy naszą historię, dorobek cywilizacyjny, specyfikę kultury narodowej i jej związki z otaczającym nas światem. Jak łatwo przewidzieć, są to pytania mocno spięte z naszymi współczesnymi sporami, tyle, że nadające im głębi i kolorów.
Zamiast tweetów i fake newsów
O ileż bowiem ciekawiej spierać się sięgając po argumenty nie do najświeższych tweetów czy wczorajszych fake newsów, ale do najważniejszych książek ostatnich stuleci, do dysput toczonych niegdyś przez najtęższe umysły Rzeczypospolitej.
Ekspozycję w Muzeum Narodowym podzielono na cztery części: geografia, język, obywatele i obyczaj. To tak, jakby chcieć odpowiedzieć na cztery podstawowe pytania: gdzie leży Polska, w jakim mówimy języku, kto nim mówi i jaka kultura z tego się narodziła. Wokół tych czterech kategorii może powstać najprostsza definicja dziedzictwa, zrozumiała i czytelna dla wszystkich.
Co wcale nie znaczy, że tak samo przez wszystkich przyjmowana. Przecież zarówno 100 lat temu, gdy odzyskiwaliśmy niepodległość, jak i teraz, gdy wciąż wydobywamy się spod komunistycznych gruzów, nie brak zwolenników tezy, że podstawowym warunkiem odrodzenia czy uzdrowienia Polski jest odcięcie się od fatalnego (skoro doprowadziło nas do upadku) dziedzictwa.
Krytyczny dialog z antenatami
Na szczęście tylko najbardziej ekstremalni zwolennicy tej tezy chcieliby nam zaserwować kurację wstrząsową w postaci całkowitego resetu i programowej amnezji. Częściej owo „odcięcie się” jest związane z krytycznym dialogiem z naszymi antenatami. Ma zresztą ów dialog długą i ciekawą tradycję, sam w sobie więc stał się częścią polskiej tożsamości.
Nie chodzi tylko o klasyczny polski dylemat: „bić, czy się nie bić”. Pasjonujący spór o sarmatyzm, o nasz oryginalny model wolności, także jest wciąż żywy i zapewne w roku 2018 znów powróci, choćby przy okazji 550. rocznicy istnienia polskiego parlamentaryzmu.
Krakowska wystawa sama w sobie stała się już przedmiotem ożywionej debaty, wystarczy prześledzić towarzyszące jej recenzje. „Stoję wśród wyblakłego sarmackiego przepychu. Ja – potomek chłopów spod Radomska i robotników z zawierciańskiej »Argentyny« – czuję, że nie mam z tymi jaśniepanami nic wspólnego” – pisze Dariusz Kosiński („Tygodnik Powszechny”) w obszernym eseju pod znamiennym tytułem: „To nie moje dziedzictwo”. Tygodnik „Polityka” z kolei ma problem, bo nie może odnaleźć w tej wystawie jasnej wykładni, co w tym dziedzictwie ma być powodem do dumy, a czego powinniśmy się wstydzić. Paweł Rojek w „Do Rzeczy” nie ma zaś wątpliwości, że ekspozycja jest formą delektowania się wręcz tym, co w spadku dostaliśmy, bo każdy znajdzie tu inny powód do świętowania.
Rzeczywiście, jest to wystawa afirmatywna, ale całkowicie pozbawiona dydaktyzmu. Można przejść obok niej całkowicie beznamiętnie, albo wydeptać wśród eksponatów, wątków i cytatów z historii własną ścieżkę.
Potęga smaku
Być może największym atutem #dziedzictwa jest właśnie pokazanie, że całkowitym fiaskiem skończyły się próby przecięcia więzi, jaka nas, współczesnych, łączy z przeszłością w jej wymiarze kulturowym. Także tym najbliższym naszemu doświadczeniu.
- Historia Polski pisana jest głównie jako historia procesów dziejowych i ważnych wydarzeń, a zbyt rzadko jako opowieść o codzienności, z jej obrzędowością, rytuałami towarzyskimi, a także takimi detalami ,jak nakrycie stołu, opakowania, stroje, rozrywka. Tymczasem to właśnie takie elementy świadczą o poziomie cywilizacyjnego rozwoju i pokazują specyficzne cechy danej kultury – w imię tego, co Herbert nazwał „potęgą smaku” – mówi kurator wystawy, prof. Andrzej Szczerski we wprowadzeniu do jednej z debat, zorganizowanych w listopadzie i grudniu przez TVP Historia.
Warto posłuchać którejś z rozmów o polskim dziedzictwie – toczonych w gronie historyków, filozofów, twórców, właśnie dlatego, że dzieją się one w przestrzeni wystawy. I gdy na przykład uczestnicy zastanawiają się, jak na nasze dziedzictwo wpłynęła geografia, zmieniające się wciąż granice, znikające Kresy, kolejne fale emigracji – gdzieś w tle, a czasem na pierwszym planie widzimy polskie mapy z różnych epok. Niektóre naprawdę niezwykłe, jak choćby ta, pochodząca z 1858 roku, którą w czasach zaborów Filipina Pełczyńska wyhaftowała na białym płótnie wykorzystując do tego własne włosy. Trudno o mocniejszy znak osobistego utożsamienia się z terytorium własnego kraju.
Na polskie dziedzictwo składają się nie tylko dzieła, wynalazki czy przedmioty użytkowe oddawane w depozyt Muzeum Narodowego. To także, a może przede wszystkim takie właśnie świadectwa, w których nierozerwalnie splecione są historie osobiste i dzieje wspólnoty.
– Piotr Legutko, dyrektor TVP Historia