– Jestem dumny, że tam pracowałem, bo rola tego radia jest nie do przecenienia. Ale poza tym jestem galopującym indywidualistą, mam bardzo duże trudności w pracy w zespole, a co dopiero w stuosobowym, w którym są hierarchie, prawa, zawiści, romanse – mówił Jacek Kaczmarski o 10 latach, które spędził w Radiu Wolna Europa. W niedzielę 10 grudnia o godz. 20:25 w TVP2 premierowa emisja nagrania widowiska muzycznego „Bal u Pana Boga”, które z okazji 60. rocznicy urodzin Jacka Kaczmarskiego zrealizowano w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Popularność mu ciążyła i jednocześnie go fascynowała.
– Zawsze lubi się najbardziej to, co zrobiło się ostatnio, to co jest najświeższe. Takie rzeczy jak „Obława”, którą śpiewałem w życiu ładnych parę tysięcy razy, chwilami już bokiem wychodzą, co jest naturalną konsekwencją mechanizmu odtwórcy. Gdy po raz któryś z rzędu na koniec koncertu śpiewam „Obławę” zdarza mi się, że absolutnie już nie myślę o tym, co śpiewam – powiedział w roku 1987 „Przekazowi”.
Jacek Kaczmarski urodził się 22 marca 1957 roku, zmarł na raka krtani 10 kwietnia 2004 r. Napisał ponad 600 wierszy, pięć powieści i dwa libretta. Zadebiutował w 1976 r. Potem trzy razy wygrywał trzykrotnie Studencki Festiwal Piosenki w Krakowie.
Jacek Kaczmarski – „Obława” (1980)
Najsłynniejsze piosenki Kaczmarskiego to: „Obława", „Nasza klasa”, „Przybycie tytanów", „Mury", „Wigilia na Syberii", „Krzyk", „Świadkowie", „Przedszkole", „Sen Katarzyny II", „Lekcja historii klasycznej", „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego".
Symbol walki z komunizmem
Radio Wolna Europa powstało w 1949 r. w Nowym Jorku. Finansowała je CIA i było medialną częścią „Narodowego Komitetu na Rzecz Wolnej Europy”. Mieściło się w Monachium. Pierwszy program został wyemitowany na falach krótkich do Czechosłowacji, 1 czerwca 1950 r. Radio Wolna Europa nadawało do krajów tzw. „demokracji ludowej”, które po 1945 r. dostały się pod wpływy Moskwy oraz republik bałtyckich (USA nie uznały ich wcielenia do ZSRR). Europę dzieliła wtedy żelazna kurtyna.
Jan Nowak-Jeziorański (fot. TVP)
3 maja 1952 r. Rozgłośnia Polska RWE rozpoczęła pracę w Monachium. Dyrektorem polskiej sekcji został Jan Nowak-Jeziorański, przedwojenny działacz społeczny i dziennikarz, w czasie wojny żołnierz Armii Krajowej, kurier i emisariusz Komendy AK i Rządu RP w Londynie. Kierował nią do 1976 r.
– Staliśmy się namiastką opozycji wtedy, kiedy ta opozycja została w Polsce stłamszona – tłumaczył.
– Będziemy mówili wam prawdę o wypadkach rozgrywających się w świecie, którą sowiecki reżim chce przed wami ukryć, by zabić w was resztki nadziei, będziemy informowali was o wszystkich. Będziemy informowali was o wszystkich poczynaniach polskich na arenie międzynarodowej. Będziemy prowadzili na falach eteru walkę z rusyfikacją i sowietyzacją polskiej kultury. Walkę z wynaradawianiem młodzieży. Będziemy walczyli z fałszowaniem naszej historii i naszej tradycji. Będziemy prezentowali wam polską niezależną myśl polityczną, która zdławiona została w ujarzmionym kraju, lecz rozwija się dalej swobodnie w warunkach wolności – brzmiała zapowiedź, która rozległa się na falach eteru 3 maja 1952 r.
– RWE było rozgłośnią polską, a nie zagraniczną nadającą po polsku. Patrzyliśmy na ważne sprawy z punktu widzenia odbiorcy w Polsce – mówił Polskiemu Radiu Marek Łatyński, ostatni dyrektor RWE.
Na falach RWE występowali najwybitniejsi polscy artyści, intelektualiści i politycy opozycyjni. Były ich tysiące. Nie sposób wymienić wszystkich, ale nazwiska mówią same za siebie, m.in. Józef Czapski, Witold Gombrowicz, Leopold Tyrmand, Kazimierz Wierzyński, Gustaw Herling-Grudziński, Czesław Miłosz.
Polskie władze robiły co mogły, by RWE zagłuszać. Jednak i tak audycje rozgłośni rozbrzmiewały w wielu polskich domach; tzw. słuchalność miało godną pozazdroszczenia. – Po audycjach Radia Wolnej Europy można było się poczuć podniesionym na duchu. W pewnym sensie docenionym – mówił Polskiemu Radiu prof. Jerzy Pomianowski, znakomity tłumacz, współpracownik RWE.
Polowanie na bożyszcza młodzieży
Jacek Kaczmarski wyjechał pod koniec 1981 r. do Francji. Tam zastał go stan wojenny i jak wielu innych, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, został za granicą. Najpierw był Paryż, biedowanie, potem intensywne koncerty, burzliwe życie i walka o sprowadzenie na Zachód żony, Inki Kardyś-Kaczmarskiej.
Do RWE ściągnął barda parę lat później Zdzisław Najder, ówczesny dyrektor rozgłośni. Krzysztof Gajda relacjonował wydarzenia z tamtych lat w książce „To moja droga. Biografia Jacka Kaczmarskiego”: „Pomysł zatrudnienia młodego, gniewnego pieśniarza przyszedł do RWE wraz z nowym dyrektorem, w kwietniu 1982 r. Zdzisław Najder od początku stawiał na ludzi młodych. Uważał, że starsi pracownicy są już zbyt oddaleni od »starego kraju«. Nie znają Polski, owego dynamicznego języka, ich komentarze są anachroniczne. Nie oddają polskich realiów. – Przed wyjazdem z Polski wiedziałem o nim niewiele – mówił Najder. – Jego samego nie słyszałem, tylko o nim. O jego wielkiej popularności, talencie, że jest bożyszczem młodzieży. Na takich ludzi chciałem zapolować. Pierwszy był Janusz Głowacki, ale uciekł do Ameryki”.
Bard
W końcu wiosną 1984 r. Kaczmarski do RWE przyszedł, choć nie do końca był przekonany do pracy na etacie. Niebagatelną sprawą były jednak przyzwoite, regularnie wypłacane pieniądze i mieszkanie, a więc tak ważna dla jego rodziny stabilizacja materialna.
Jak wspominają ludzie, którzy wtedy tworzyli zespół redakcyjny, szybko stał się jego częścią. Był lubiany, podziwiany i atrakcyjny towarzysko (co w wielu przypadkach znaczyło, że potrafił dużo, naprawdę dużo wypić). Wybaczono mu nawet to, że był pupilkiem dyrektora.
Karczmarski pracował dużo i szybko. „Jako pracownik był naprawdę wyjątkowy. Czytał sprawnie w paru obcych językach, miał talent do języków, bardzo szybko pisał i to bardzo dobrą polszczyzną. Potrafił napisać o wszystkim” – wspominał Najder w rozmowie z Krzysztofem Gajdą. I przyznawał, iż jasne było, że pieśniarz traktuje to zajęcie „jako chałturę”.
Stabilizacja na emigracji
Główne zadanie Jacka Kaczmarskiego to było przygotowywanie autorskich „Kwadransów”. Audycję otwierał fragment piosenki pt. „Zbroja”, która stała się swego rodzaju hymnem: „Wrzasnęli hasło »wojna«, zbudzili hufce hord. Zgwałcona noc spokojna ogląda pierwszy mord. Goreją świeże rany, hańbiona płonie twarz. Lecz nam do obrony dany pamięci pancerz nasz. Choć, choć za ciosem pada cios”.
W tych audycjach Kaczmarski komentował na bieżąco to, co działo się w Polsce i na świecie. Prezentował też swoje nowe piosenki.
– Ta sytuacja była dla Jacka ambiwalentna. Znalazł się na emigracji, gdy wprowadzono stan wojenny i był boom na Polskę. Jacek jeździł więc wtedy po świecie i koncertował, świetnie funkcjonował artystycznie. Ale w pewnym momencie ta koniunktura się skończyła, a musiał zapewnić byt sobie i rodzinie. I to była taka decyzja, dla artysty często kłopotliwa – powiedział tygodnikowi.tvp.pl Krzysztof Gajda, biograf Jacka Kaczmarskiego.
Jak ocenia, dla poety i pieśniarza była to sytuacja ograniczająca. – Funkcjonował w zawodzie dziennikarskim. Dla niego, wielkiego artysty, nie było to spełnieniem ambicji, ale pozwalało zarobić na życie – mówi Gajda.
Problemem dla barda było też – dodaje biograf –zamknięcie środowiskowe i fakt, że wszystko to odbywało się pod kuratelą amerykańskich służb specjalnych.
– Pracownicy RWE byli otoczeni ścisłym kordonem bezpieczeństwa i mam wrażenie, obserwując tę historię z oddali, że to też wpłynęło na niezbyt przychylną ocenę Jacka. A jak na to nałożymy jego problemy osobiste i artystyczne, skłonność do mitologizowania rzeczywistości, to mamy sytuację bardzo skomplikowaną – tłumaczy Gajda. Zwraca uwagę, że mimo to Kaczmarski był w RWE aż do ostatniego dnia rozgłośni, gdy ją zamknięto. – I pracy nigdy nie zostawił – zaznacza.
Spalał się we wszystkim. Na zdjęciu od prawej Jacek Kaczmarski i Przemysław Gintrowski , czerwiec 1981 roku. Podczas XIX Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu otrzymali II nagrodę za piosenkę „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego” (fot. PAP/Krzysztof Świderski)
Janusz Marchwiński, który od 1970 r. do 1994 r. pracował w RWE mówił, że „mieliśmy obok siebie takiego Adama Mickiewicza”.
Człowiek nieoczywisty
Ci, którzy pracowali z Jackiem Kaczmarskim na różnych etapach jego życia, także w RWE, mówili, że we wszystko, co robił, angażował całego siebie. – „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego” to jest piosenka Jacka, którą mam w sercu i w uszach. To jest moim zdaniem kwintesencja jego twórczości – wspominał kolega z rozgłośni Andrzej Mietkowski. – Człowiek ogromnej wrażliwości, nieoczywisty i skomplikowany, ale wybitny poeta. W kontakcie z publicznością spalał się, tak jak Wysocki – dodawał.
„To moja droga z piekła do piekła. W przepaść na łeb na szyję skok! »Boskiej Komedii« nowy przekład i w pierwszy krąg piekła mój pierwszy krok!” – brzmi fragment „Epitafium...”.
Kaczmarski mówił wielokrotnie o Wysockim na antenie RWE. Poświęcał mu swoje „Kwadranse”. – Lipiec jest dla mnie od ośmiu lat miesiącem myślenia o Włodzimierzu Wysockim, człowieku, który w sposób niemal rodzinny wpłynął na moje życie i twórczość – wyznał poeta w jednym z programów.
– Całe moje poważne podejście do tej twórczości zaczęło się od kontaktu z Włodzimierzem Wysockim w 1974 roku, kiedy był on w Polsce. Byłem na jego prywatnym koncercie i zafascynował mnie – tak jak wielu innych. Zacząłem go naśladować, również głosowo (a że przechodziłem jeszcze mutację, to miałem z tym poważne kłopoty), po czym napisałem swoją wersję „Obławy”, według jego „Obławy na młode wilki”. I to była w zasadzie pierwsza moja poważna piosenka – powiedział Jacek Kaczmarski w wywiadzie dla „Przekazu” (nr 1, IV 1987r.).
„A źródło wciąż bije...” Święto Wolności – Festiwal im. Jacka Kaczmarskiego
– Wysocki nauczył mnie, że piosenka może być rzeczą serio, że przez piosenkę można się wyrazić. I to się sprawdziło. Z całą pewnością dochodzi się jednak do moment, w którym złożoność spraw, które chce się wypowiedzieć, wymaga innego medium. A ja mam tylko to jedno, i to od strony muzycznej i wykonawczej – dość ograniczone – tłumaczył Kaczmarski w wywiadzie dla „Res Publica” (nr nr 11, 1990r.).
Nowe życie, alkohol i nowa miłość
W Monachium Kaczmarski, który i tak już nie wylewał za kołnierz, coraz więcej pił. W końcu stracił nad tym kontrolę. Z biegiem czasu czuł się też coraz bardziej usidlony pracą na etacie, ale starał się wykonywać swoje obowiązki. Pieniądze przepływały mu przez palce, choć zarabiał dość dużo. Męczyła go specyfika redakcji, zamknięty krąg ludzi pod amerykańskim nadzorem. Dużo też koncertował.
„Przeważnie kotłowaliśmy się więc w tym naszym radiowym światku. W złotej klatce. Świetne zarobki, mieszkanie za darmo, ale coś za coś. Płaciło się ogromnym stresem. Można było jechać w świat, ale nie do Polski. Decyzja o tym, że się pracuje w RWE, była decyzją nieodwracalną. Najbardziej cierpieli na tym ludzie sztuki, kultury, najwrażliwsi” – wspominał dziennikarz RWE Bogdan Żurek w książce Krzysztofa Gajdy.
Za czasów monachijskich rozpadło się małżeństwo Jacka Kaczmarskiego i Inki. „Mam nieograniczone zaufanie do mamy. Robiła wszystko w moim interesie, chroniąc nas. Nie mam wątpliwości, że decydowała właściwie i jest konsekwentna. Jacek pozostawił wszędzie gruzy, jeśli chodzi o życie rodzinne. Wszędzie. Na zewnątrz wielki człowiek, dla nas nie miał już sił ani czasu” – mówił Krzysztofowi Gajdzie syn Inki i Jacka – Kosma.
Bankiet w Salonie Kultury Niezależnej w mieszkaniu Elżbiety i Pawła Bąkowskich z okazji 100. publikacji Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOWa. Nz. z gitarami: Jacek Kaczmarski (L) i Przemysław Gintrowski (fot. arch. PAP/Tomasz Abramowicz)
Nową miłością barda została Ewa Volny. Zobaczył ją 22 marca 1984 r. w radiowej kantynie. Siedziała wśród Czechów, myślał więc, że jest Czeszką.
Najpierw się zaprzyjaźnili, potem narodziła się miłość. Wzięli ślub w 1994 roku. Mieli córkę Patrycję.
Ale związek z koleżanką z radia też nie przetrwał próby czasu i rozpadł się po 4 latach małżeństwa. W wielu wywiadach Kaczmarski podkreślał, że koncertowanie, praca artysty nie sprzyjały byciu „człowiekiem domowym i rodzinnym”.
Kaczmarski o RWE
– Wiem, że walczyłem i wywalczyłem sobie wolność poprzez Radio Wolna Europa, i poprzez zmiany w Polsce – mówił w archiwalnym wywiadzie dla Polskiego Radia. Choć powtarzał też, że praca na etacie często go „uwierała”.
– Zrezygnowałem z pracy w Radiu Wolna Europa 1 stycznia 1994 r. Była to rezygnacja symboliczna, ponieważ i tak zostałbym zwolniony. Zamknąłem ten rozdział życia pół roku temu i wydaje mi się, że było to najlepsze, co można było zrobić, bo to, co próbuje robić obecnie RWE Inc. jest moim zdaniem podtrzymywaniem trupa i takim trochę niemoralnym „jechaniem” na legendzie. Radio Wolna Europa od momentu, w którym przestało nadawać z zagranicy, przestało też pełnić swoją zasadniczą rolę: komentatora czy obserwatora z zewnątrz. Stało się jedną z wielu rozgłośni – mówił Kaczmarski Krzysztofowi Masłoniowi („Rzeczpospolita”, 08 VII 1994 r.)
Przedmioty osobiste, pamiątki po wieloletnim dyrektorze Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa - Janie Nowaku Jeziorańskim, zostały przekazane do Muzeum Emigracji w Gdyni (fot. arch. PAP/Adam Warżawa)
O dziennikarstwie powiedział w tym samym wywiadzie, że „to jeden z najcięższych, najbardziej niewdzięcznych zawodów, w którym nie sposób się nie ubabrać”. – Gdybym teraz stanął przed wyborem: być dziennikarzem albo nie mieć z czego żyć, wybrałbym to drugie. Inna sprawa, że podczas pracy w RWE nauczyłem się wielu rzeczy, współpracy z ludźmi inaczej myślącymi, tolerancji, pewnej dyscypliny, bo jednak codziennie trzeba było coś zrobić. No i najważniejsze, radio to pozwoliło mi widzieć sprawy polskie w szerszym kontekście, czyli we właściwych proporcjach, a nic gorszego niż uważać, że to, co nas dotyczy, jest najważniejsze – konkludował.
Wspominał, że w ciemnych czasach wszyscy w Wolnej Europie czuli się zagrożeni. – Choćby ze względu na zamach bombowy na sekcję czeską, który miał miejsce w 1981 roku. Notabene moja żona, wówczas jeszcze przyszła żona, cudem go przeżyła. Wtedy bowiem pracowała u Czechów. W każdym razie było wiadomo, że kontakt z krajem jest niemożliwy. Jedynie przez osoby trzecie dostawaliśmy informacje, że nasze rodziny w Polsce znajdują się pod szczególną opieką, ze względu na ich bezpieczeństwo. Ale to był wybór, coś za coś. Człowiek zawsze opowiada się albo za bitym, albo za bijącym – opowiadał z kolei Annie Wiejowskiej („Słowo Polskie”, 1997r.).
Pomimo wszelkich swych zastrzeżeń i obaw był dummy, że pracował w RWE. – Jestem dumny, bo rola tego radia jest nie do przecenienia. Ale poza tym jestem galopującym indywidualistą, mam bardzo duże trudności w pracy w zespole, a co dopiero w stuosobowym, w którym są hierarchie, prawa, zawiści, romanse. To wszystko jest zabójcze dla takich obsesyjnych wolnych duchów jak ja czy Włodzimierz Odojewski. Nie porównuję się do Odojewskiego, ale zdaje się, że cierpimy podobnie – cytował barda „Informator Kulturalny Opolszczyzny” (nr 9, 2000 r.).
Gwiazda artysty w Opolu (fot. TVP)
W 2000 r. Jacek Kaczmarski wydał powieść pt. „Napój Ananków”. Jej akcja rozgrywa się w Monachium w latach 80. XX wieku, a bohaterami są pracownicy RWE. Choć autor twierdził, że nie jest to powieść z kluczem, to jednak wiele wątków i postaci było więcej niż podobnych do tych z rzeczywistości.