Zabójcze dewizy
piątek,
15 grudnia 2017
PRL-owskie służby specjalne sprzedawały terrorystom broń – mówi dr Przemysław Gasztold z Biura Badań Historycznych IPN. Autor książki „Zabójcze układy. Służby PRL i międzynarodowy terroryzm” opowiada nam o kulisach tych transakcji .
TYGODNIK.TVP.PL: Dlaczego specsłużby PRL nawiązały współpracę z międzynarodowymi organizacjami terrorystycznymi?
PRZEMYSŁAW GASZTOLD: Z wielu powodów. Istniały trzy płaszczyzny współpracy PRL-owskich władz i służb specjalnych z konkretnymi organizacjami mającymi w swych działaniach metody terrorystyczne. Pierwszą z nich była ideologia: marksizm-leninizm, czyli wspólnota światopoglądowa. Wspomniane grupy dążyły do wywołania rewolucji i zaprowadzenia komunizmu. Władze oraz służby współpracowały też z grupami niewykluczającymi przemocy ze względów politycznych oraz ekonomicznych. Sprzedawały im broń w zamian za dewizy.
Jakie to były ugrupowania?
Np. na Bliskim Wschodzie były to Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny i Demokratyczny Front Wyzwolenia Palestyny. Oba miały w swych programach wątki marksistowskie i lewicowy charakter. Walczyły o niepodległe państwo palestyńskie. Chciały przeprowadzić rewolucję ekonomiczną i obyczajową, odwołując się do ideologii komunistycznej. Z tego względu uzyskały wsparcie ZSRR. Zresztą jeden z dowódców LFWP, Wadi Haddad, był zarejestrowanym agentem KGB o pseudonimie „Nacjonalista”. Wiemy to z dokumentów z tzw. archiwum Mitrochina. Dzięki tej współpracy otrzymywał np. uzbrojenie i wysokie kwoty w dolarach na działalność m.in. terrorystyczną. LFWP wsławił się np. porwaniami samolotów zachodnich, co miało nagłośnić sprawę palestyńską.
ZSRR oferowało terrorystom wsparcie i pieniądze. Co proponowała im Polska?
Stypendia na wyższych uczelniach. Ta polityka trwała od lat sześćdziesiątych do 1990. Wspomniane stypendia umożliwiały np. zalegalizowanie pobytu i bezpieczne schronienie bojownikom, którzy albo musieli uciekać z Bliskiego Wschodu po dokonaniu zamachu terrorystycznego, albo byli spaleni i poszukiwani przez Mossad. Były też formą wypoczynku i nagrody za wykonanie ważnego zadania. Warto wspomnieć, że dla bliskowschodnich studentów życie w Polsce było tanie. Przeciętna pensja wynosiła wówczas 20-30 dolarów, a palestyński stypendysta otrzymywał np. 150-200 dolarów. Zdarzały się nawet stypendia wynoszące 300-400 dolarów. Dzięki temu bliskowschodni studenci mogli mieszkać w hotelach, stołować się w restauracjach i robić zakupy w Pewexach. Żyli w luksusie.
Czy wspomniane stypendia mogły być formą łapówki?
Stypendia miały być formą przepustki do lepszej rzeczywistości dla studentów z krajów Trzeciego Świata. Podkreślam, że wiele osób zwyczajnie chciało zdobyć wykształcenie i dobry zawód. Warto podać przykład stypendiów dla sudańskich lekarzy. Ale faktem jest, że znaczna część Palestyńczyków wegetowała w obozach w Libanie, Syrii i zdobycie darmowego wykształcenia stanowiło dla nich kuszącą perspektywę. Młodzi ludzie bez perspektyw mogli być werbowani za pomocą stypendiów. Np. Fatah – Rada Rewolucyjna, czyli organizacja Abu Nidala, podkupywała członków innych organizacji za pomocą dotacji. Kierowała się ona motywami ekonomicznymi. A PRL-owskie służby wiedziały, że kontakty z tą grupą mogły przynieść korzyści finansowe.
To znaczy?
Pełniła ona funkcję pośrednika przy sprzedaży dużej liczby broni do krajów Bliskiego Wschodu. Fatah-Rada Rewolucyjna pomagała przetransportować i sprzedać PRL-owską broń do Syrii, Iraku oraz do Libii. Prowizje przekazywała na działalność terrorystyczną. Wszystkie strony doskonale o tym wiedziały. Dodatkowo wspomniane organizacje – Fatah, LFWP, DFWP czy Organizacja Wyzwolenia Palestyny – same kupowały PRL-owską broń za dewizy.
Czyli były zarówno pośrednikami, jak i klientami.
Tak. W ten sposób stały się wiarygodnymi partnerami dla CENZINU – Centralnego Zarządu Inżynierii, ulokowanego w Ministerstwie Handlu Zagranicznego. Było to państwowe przedsiębiorstwo odpowiedzialne za eksport i import urządzeń specjalnych, czyli uzbrojenia. Na Bliski Wschód najczęściej trafiała broń lekka: karabiny AK, amunicja, wyrzutnie RPG. Była ona transportowana w różny sposób, np. za pomocą frachtów lotniczych do Bejrutu. Wykorzystywano cargo. Zdarzało się jednak, że broń ładowano do luków samolotów rejsowych. W 1981 r. doszło do wpadki. W trakcie wyładunku bagaży w Bejrucie pękły wyładowane granatami torby podróżne, oznaczone logo hotelu Victoria. Celnicy zaczęli sprawdzać kolejne torby z Victorii i odkryli w nich wyrzutnie RPG, owinięte ręcznikami z logo tego samego hotelu. PRL-owskie służby wojskowe uznały, że ktoś kupił za słabe torby.
Czy ta wpadka zmusiła władze do zerwania kontaktów handlowych z terrorystami?
Nie. Afera wyszła na jaw, ale nie wywołała wstrząsu, bo ani dostawcy, ani odbiorcy nie chcieli nagłaśniać sprawy. Handel trwał dalej. Broń była transportowana samolotami albo koleją do Bułgarii, a stamtąd frachtami morskimi na Bliski Wschód. Stosowano też przeróżne tricki, np. Libia wykorzystywała kontakty międzyrządowe po to, by kupować uzbrojenie dla Palestyńczyków. Ówczesny libijski dyktator, pułkownik Muammar Kaddafi kupował broń dla OWP. W latach 1973-83 Trypolis zawarł z Warszawą ponad 40 kontraktów wartych 700 mln dolarów. W ówczesnych czasach była to zawrotna suma, znaczący zastrzyk dla PRL-owskiej gospodarki. W latach 80. CENZIN sprzedawał broń każdemu, kto miał pieniądze.
Jak to możliwe, że państwowa firma współpracowała ze światem przestępczym?
Po wprowadzeniu stanu wojennego panował potężny kryzys i liczył się każdy dolar zasilający słabnącą gospodarkę. CENZIN współpracował np. z Monzerem Al- Kassarem, syryjskim handlarzem broni na wielką skalę, mającym niejasne kontakty ze służbami specjalnymi i terrorystami na całym świecie. Założył z nim spółkę joint-venture Alkastronic mającą siedzibę w Wiedniu. Działała przez dwa lata, do 1985 r. Kassar był bardzo cennym partnerem dla CENZINU. Współpraca układała się znakomicie. Dzięki niej CENZIN zarabiał kilka milionów dolarów rocznie. To było znacząca kwotą, bo firma miała ograniczone rynki zbytu – nie sprzedawała uzbrojenia krajom NATO-wskim tylko państwom azjatyckim i na Bliski Wschód. W Alkastronic pracowało dwóch przedstawicieli Kassara – jego dwaj bracia – oraz dwóch pracowników CENZINU, czyli de facto wywiadu wojskowego. Spółka powstała w Wiedniu, ponieważ Austria prowadziła w tym czasie bardzo liberalną politykę wobec pośredników w handlu bronią. Dodatkowo austriacka stolica była rajem dla szpiegów – przecinały się w niej drogi służb wschodnich i zachodnich.
Rozmawiała: Małgorzata Borkowska