Kultura

Koniec świata Yacha Paszkiewicza

Wyprzedził swoją epokę. Kiedy w branży muzycznej większą wagę przywiązywano do tego, co słychać, on zajmował się tym, co widać. Zmarły 13 grudnia 2017 twórca uważany jest za ojca „polskiej szkoły wideoklipu”.

Wyreżyserował ich prawie pół tysiąca. W latach 90. nie było chyba zespołu zarówno alternatywnego, jak i popowego, dla którego Jan "Yach" Paszkiewicz nie zrobił teledysku. Współpracował m.in. z De Mono, Kultem, Apteką, Budką Suflera, Varius Manx, Big Cycem, czy Formacją Nieżywych Schabuff.

– Yach miał w sobie to coś, co sprawiało, że zjednywał sobie ludzi, zarażał swoją wizją, choć prawda jest taka, że na początku tych teledysków nikt nie chciał. Były traktowane trochę jak kwiatek do kożucha. Wielu uważało, że muzyka ma się sama obronić i niepotrzebny jest jej do tego jakiś krótki film – mówi Beata Dunajewska, która współpracowała z artystą oraz jego nieżyjącą żoną Magdą Kunicką-Paszkiewicz jako producentka ich programów w TVP Gdańsk.

Malował dziewczyny na czarno

Jej zdaniem, gdyby nie teledyski Yacha, historia polskiego rocka po 1990 roku mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. – Te najlepsze, oglądane do dziś trochę jako manifest tamtych czasów, trochę z nostalgią, zrobił właśnie Yach i Magda, bo choć mówi się głównie o nim, tworzyli wspólnie, byli nierozerwalnym duetem – wyjaśnia Dunajewska. I dodaje, że specjalnie na nagrania do Gdańska, gdzie urzędował na co dzień Paszkiewicz i gdzie czasem w spartańskich warunkach powstawały klipy, potrafili przyjeżdżać najbardziej uznani twórcy, tacy jak Kazik Staszewski.
Efekty prac Yacha Paszkiewicza widać było w TVP w programie "Lalamido".
Teledysk do piosenki „Koledzy” w wykonaniu Wojciecha Waglewskiego i Macieja Maleńczuka przez wielu uznawany jest za najlepszy, jaki Paszkiewicz zrobił w swojej karierze. – Ale jego wideoklipy dla zespołu Oczi Cziorne, to także były jak na tamte czasy absolutne majstersztyki. Malował dziewczyny na czarno, potem próbował wywoływać to w formie negatywu – wspomina Dunajewska.

- Miał przede wszystkim pasję i wyobraźnię. Mimo, że nie był wybitnym artystą od strony warsztatowej, to wystarczało mu, żeby rozumiał się z muzykami, z którymi tworzył. Był kwintesencją polskiego teledysku sprzed czasów korporacji. Sam bardzo często wzorowałem się na jego metodach pracy – mówi Marcin Koźliński, reżyser teledysków. Przyznaje, że wielu twórców klipów usiłowało naśladować Paszkiewicza. – Kiedy nie było budżetu na realizację szalonej produkcji, liczyła się pomysł, w jaki sposób niedostatki techniczne przekuć na zalety – wyjaśnia.
Pomysłowość i spontaniczność były znakami rozpoznawczymi Paszkiewicza. – Nigdy nie miał do końca opracowanego scenariusza. Wchodził na plan i mówił, czego mniej więcej oczekuje od tych, którzy z nim pracowali. Nie rozpisywał niczego na klatki, czy role. To był żywioł i chyba na tym szczerze powiedziawszy polegał urok jego prac – mówi Dunajewska.

Kaseta z Peweksu

Zanim zaczął swoją przygodę z teledyskami, w latach 80. był plastykiem w toruńskim, uznawanym dziś za kultowe miejscu, klubie Od Nowa. To tam grywała Republika, Nocna Zmiana Bluesa, czy Kobranocka. Był fanem filmów Zbigniewa Rybczyńskiego i wraz z kolegami angażował się w projekty plastyczno-filmowe. - Festiwal Barbarzyńców, filmy nieme czy Odyseję Kosmiczną 2001, do której scenę kręciliśmy w wannie. Dziecinada, ale często podpinaliśmy pod to muzykę, którą lubiliśmy: Briana Eno, Talking Heads, muzykę afrykańską. Najpierw wyświetlaliśmy projekcje na białej ścianie, kleiłem filmy przy pomocy kleju cyanopan, malowałem pisakiem na folii kolory, puszczaliśmy to, a mój kolega miksował muzykę na dwukasetowym boomboxie. Jakiś nasz znajomy, który był operatorem weselnym, miał dużą kamerę VHS, więc kupiliśmy w Peweksie za parę dolarów pierwszą kasetę, na którą te wszystkie filmy zgraliśmy i tak zaczęła się nasza kariera filmowa. Powielaliśmy taśmę i wysyłaliśmy na festiwale – mówił Paszkiewicz w rozmowie z Jakubem Knerą dla portalu noweidzieodmorza.com.

1 grudnia 1989 roku Paszkiewicz wraz ze znajomymi zorganizował pierwszą edycję Yach Film Festiwalu. To właśnie wtedy poznał Magdę, swoją przyszłą żonę. Zaczął odwiedzać ją w Gdańsku i na dobre związał się nie tylko z nią, ale też z Trójmiejską Sceną Alternatywną i zespołami rockowymi z Gdańska i Gdyni m.in. Bielizną, Apteką, czy Golden Life, dla których kręcił - jak uważało wielu: „charakterystyczne i rozpoznawalne” - teledyski.

HISTORIA TROJMIEJSKIEJ SCENY ALTERNATYWNEJ from Yach Paszkiewicz on Vimeo.

To Magda podsunęła mu pomysł, aby z lokalnego zrobić festiwal ogólnopolski. - Na pierwszą edycję w ostatnim momencie dotarł klip „Warszawa” zespołu T.Love na taśmie 8mm i wygrał. Teledysk był kręcony na strychu na Żoliborzu, scenografia wykonana na kartonach wyciętych w kształcie budynków i pomalowanych farbami. Ale w zgłoszeniach na 44 prace, aż 22 było moich, więc nie mogłem być w jury. Magda wynajęła Teatr Wybrzeże i tam zorganizowaliśmy pierwszą galę. Kiedy T.Love pojawiło się w programie „Non Stop Kolor” [prowadzonym przez Wojciecha Manna pod koniec lat 80-ych w TVP2 – red.], o Yachach zaczęło być głośniej. Na tyle, że przychodziło coraz więcej prac. W 1991 roku nagrodę główną dostał mój teledysk do piosenki Kultu „44-89”. Pojawiły się zarzuty, że wygrałem, bo organizuję imprezę, więc od tej pory przestałem zgłaszać swoje prace – opowiadał Paszkiewicz.



Od The Cure do Michaela Jacksona

Dunajewska wspomina, że na Yach Film Festiwal z niecierpliwością czekało się przez cały rok, a na konkurs przysyłanych było ok. 400 teledysków. Oceniane były w różnych kategoriach – za reżyserię, montaż, animację, czy debiut. – Magda i Yach stworzyli go od zera, potrafili nie tylko być twórcami teledysków, ale świetnie tę swoją imprezę wypromować. Wielu artystów szczyciło się tym, że ich klip otrzymał Yacha – mówi. Pewnego razu jeden z recenzentów gdyńskiego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych napisał, że poziom filmów na nim był dużo niższy od wideoklipów na Yachach.
Poza animacjami Rybczyńskiego, w późniejszym okresie inspiracją dla Paszkiewicza była twórczość Tima Popa, który robił teledyski dla The Cure, czy Freddy’ego Mercury’ego. Nie odżegnywał się też od takich klasyków jak „Black or White” Michaela Jacksona. Mówił, że gdy ludzie zobaczyli w tym teledysku nakładające się i zmieniające się twarze, czyli tzw. morfing, wszyscy chcieli to robić.

Paszkiewicz wychodził z założenia, że wykonawca piosenki nie musi występować w teledysku. Myślał o wideoklipach z perspektywy pasjonata wideo-artu, a nie filmowca. Stawiał na grafikę, którą produkował w domowym zaciszu. - Początki były takie, że za przysłowiową flaszkę kupowaliśmy krótką kasetę Beta Cam, wpadaliśmy do telewizji o 2 w nocy i siedzieliśmy do rana, montując filmy, nim przyjdą pierwsi pracownicy. Do 3-4 minutowego klipa miałem 12-15 minut materiału. Na domowej Amidze projektowałem animacje, siermiężne i w małej rozdzielczości, powiększone do rozmiarów telewizorów. Na dziecięcym komputerze zrobiłem sam czołówkę Teleekspresu! Gapiłem się w telewizor Sanyo i miałem od tego zapalenie spojówek. Można było puszczać animacje, coś latało i migotało. Po Rybczyńskim fascynowała mnie technika blue boxu, która nie była wtedy tak rozpowszechniona. Mało kto za prowadzącymi umieszczał ekspresyjną animację zrobioną na dziecięcym komputerze. Moja prymitywna grafika była wtedy w telewizji awangardą – mówił w rozmowie z noweidzieodmorza.com. Efekty jego pracy można było zobaczyć m.in. w TVP w programach „Lalamido” czy „Róbta, co chceta”.

Dokument swego czasu

Zdaniem krytyka i dziennikarza muzycznego Hirka Wrony Paszkiewicz nie tylko wywarł olbrzymi wpływ na gatunek, jakim jest teledysk, ale dał tej formie „trójmiejskie alternatywne szaleństwo”. – Yachu wyprzedził swoją epokę. Kiedy w branży muzycznej większą wagę przywiązywano do tego, co słychać, on zajmował się tym, co widać. Pokazał, że obie te formy artystyczne, obraz i dźwięk, mogą ze sobą współgrać, a do świetnego utworu można zrobić świetny teledysk – mówi.
Pytany o swój ulubiony teledysk Paszkiewicza, Wrona wymienia trzy, wszystkie Kazika Staszewskiego: „Jeszcze Polska”, który powstawał na nieistniejącym już bazarze (dziś stoi tam centrum handlowe „Gildia”), „Piosenkę trepa” oraz „Celinę”. - Te trzy klipy moim zdaniem najlepiej pokazują, jaki pomysł na twórczość miał Yach – dodaje.



Paszkiewicz wierzył, że polskie teledyski mogą podejmować trudne społeczne tematy. Utrzymywał, że to „dokument swojego czasu” i forma zdecydowanie trudniejsza niż długometrażowy film. . Twierdził, że siłą polskich klipów muzycznych jest animacja. Fascynowały go nowe sposoby przekazu. - Pamiętajmy, że każdy rodzaj muzyki ma swoje podejście do pokazania i w momencie, kiedy przełamujemy te konwencje, to wtedy staje się to interesujące – tłumaczył.

Inna muzyka, inny obraz

Lubił współpracować z młodymi ludźmi. Gdy tylko mógł brał udział w warsztatach albo sam organizował szkoły teledysku. W jednym z wywiadów sam sobie zadał pytanie: „Czy wideoklip trwale wrósł w kulturę naszego kraju, czy twórczość ta zostawia ślad w nas odbiorcach?” - Odpowiedź na to pytanie to głos 160 laureatów festiwalu i ich 160 znakomitych parominutowych filmów - mówił po jednym z festiwalów Yach Film. Ostatnia edycja tej imprezy, zorganizowana w Opolu, zakończyła się niedawno, kilka dni przed jego śmiercią.

Zdaniem Dunajewskiej ta impreza lata świetności ma już dawno za sobą. Tłumaczy: – Końca tej pewnej epoki nie wyznacza wcale śmierć Yacha. To stało się m.in. wtedy, gdy teledyski mocno się skomercjalizowały i przestały być kręcone na taśmie filmowej. Weszły nowe techniki i nie mówię, że to źle, bo wiadomo, że świat musi iść do przodu, ale ten świat teledysku w wykonaniu Yacha się skończył. Zaczęła królować inna muzyka i inny obraz. Ale to, co zawdzięczamy Paszkiewiczowi, wraz z nim przejdzie do historii.

– Anna Bartosińska
Zdjęcie główne: Jan "Yach" Paszkiewicz. Czerwiec 2016 r. Fot. TVP/Ireneusz Sobieszczuk
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.