Życie płodowe Pana Jezusa
piątek,
22 grudnia 2017
Św. Tomasz z Akwinu i św. Bonawentura byli przekonani, że ciało Chrystusa, stworzone w nadzwyczajny sposób jedynie z ciała i krwi Matki Bożej, bez udziału męskiego nasienia, później rozwijało się w zupełnie normalny sposób, i od samego początku obdarzone było rozumną duszą.
W Boże Narodzenie, wbrew temu, co się wielu wydaje, nie świętujemy wcielenia drugiej Osoby Trójcy Świętej, czyli Słowa Bożego, ale Jego objawienie się światu, ukazanie rodzicom, pastuszkom, a później (to już kolejne święta cyklu bożonarodzeniowego) Trzem Mędrcom i wreszcie całemu Izraelowi przy Chrzcie Pańskim. Powód jest zaś bardzo prosty: Bóg stał się człowiekiem (a to właśnie oznacza Wcielenie) dziewięć miesięcy wcześniej, gdy młodziutka żydowska dziewczyna o imieniu Miriam odpowiedziała aniołowi „tak”, gdy ten zapytał się o to, czy zostanie Matką Boga.
To „tak” umożliwiło cudowne – bo jak wierzą niemal wszyscy chrześcijanie, niezależnie od wyznania z Ducha Świętego – poczęcie i powstanie najpierw zarodka, później embrionu, płodu, który od początku był Bogiem i człowiekiem równocześnie i bez pomieszania (by przypomnieć orzeczenia Soboru Chalcedońskiego). Tak, tak, może trudno nam sobie to wyobrazić, ale Bóg – tak dokładnie wierzą chrześcijanie – był maleńkim zarodkiem i uświęcił także to – ośmio, a także trzydziestodwukomórkowe stadium rozwoju człowieka.
Pięknie ukazuje to tablica w kościele Zwiastowania w Nazarecie, na której napisane jest: „Verbum caro hic factum est” („Tutaj Słowo stało się ciałem”). I już tylko ten napis pokazuje, że nie jest to wiara nowa, wywołana jakimiś antyaborcyjnymi zafiksowaniami współczesnego Kościoła katolickiego, ale sięga ona swoimi korzeniami Ewangelii i pierwszych wieków historii chrześcijaństwa.
Od samego poczęcia
Z dogmatycznego punktu widzenia nie ma i nie może być najmniejszej wątpliwości, że dla chrześcijan Bóg stał się człowiekiem w momencie, gdy Maryja wypowiedziała – w czasie Zwiastowania – swoje „fiat” („tak”). To właśnie wtedy – jak wskazuje były pastor anglikański, a obecnie katolicki kapłan i wybitny teolog John Saward – „za sprawą Ducha Świętego z ciała i krwi Dziewicy powstało ciało, została utworzona rozumna dusza i tchnięta w to ciało, i w tej chwili całkowita ludzka natura dołączyła do Bożego Słowa. W tym stawaniu się człowiekiem nie było kolejnych etapów, ciało nie zaistniało przed duszą ani dusza przed ciałem, ani przez moment nie należały one do nikogo innego, niż Syn Boży: ciało zostało poczęte, napełnione duszą i przyjęte jednocześnie”.
Opinię tę potwierdzają najwcześniejsze orzeczenia dogmatyczne Kościoła. Według przyjętej przez biskupów z Antiochii i uzgodnionej ze św. Cyrylem Aleksandryjskim formuły zjednoczenia (włączonej do kanonu przez Sobór Chalcedoński) nie ma najmniejszej wątpliwości, że „święta Dziewica jest Matką Bożą, ponieważ Słowo Boże zostało wcielone i stało się człowiekiem i od chwili samego poczęcia zjednoczyło ze sobą przyjętą z Niej świątynię”.
Kilkadziesiąt lat później Kościół na Synodzie w Konstantynopolu (543 rok) potępił twierdzenia Orygenesa, jakoby dusza Jezusa istniała przed jego poczęciem czy ciało było najpierw ukształtowane, a dopiero później połączone z duszą.
Synod w Toledo w 675 roku podkreślił, że to czasie „przedziwnego poczęcia” Słowo stało się ciałem, zaś pięć lat później Sobór Konstantynopolitański III zatwierdził list św. Sofroniusza, w którym możemy przeczytać, że Jezus Chrystus „stał się człowiekiem naprawdę w chwili swego poczęcia w łonie Przenajświętszej Panny”.
Znana tożsamość dziecka
Jasne deklaracje dogmatyczne uzupełnić trzeba jednak przez jeszcze mocniejsze świadectwa wielkiej Tradycji Kościoła. Już w Ewangelii św. Łukasza znajdujemy jasne stwierdzenia dowodzące, że Jezus rozwijał się wewnątrz łona swojej Matki. Gdy Maryja przybywa do swojej krewnej Elżbiety (mamy św. Jana Chrzciciela) ta, jak notuje Ewangelista, napełniona Duchem Świętym wita ją szczególnym okrzykiem: „błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc Twojego łona” (Łk 1,41).
Słowo „owoc” jest tu kluczowe, oznacza ono bowiem, że Elżbieta uznaje, że Bóg-człowiek, obiecany Mesjasz, „Pan” (bo i to określenie pada w rozmowie obu kuzynek) jest – w znaczeniu cielesnym – efektem rozwoju w łonie swojej matki. To z niej czerpie elementy cielesne (tak jak wówczas rozumiany rozwój) i siły witalne, w niej kształtuje się jego ludzka postać, która jest jednocześnie postacią Boską.
Jeszcze bardziej obrazowo ową prawdę o już wówczas obecnym w Maryi Synu Bożym ukazuje obraz, o którym także wspomina Ewangelista, a mianowicie, że w łonie Elżbiety z radości poruszyło się dzieciątko. Co to miało oznaczać? Wspaniale wyjaśnia to o. Sergiusz Bułgakow w pięknej opowieści o Janie Chrzcicielu „Przyjaciel Oblubieńca”, wskazują, że syn Elżbiety i Zachariasza „zanim się jeszcze narodził już świadczył o przyszłym Zbawicielu (…) Duch Poprzednika już w łonie matki napełniony był i radował się radością przyjaciela Oblubieńca, gdy tylko On, choć jeszcze nie narodzony się zbliżał (…) On od poczęcia, od pobytu w łonie matki był już poprzednikiem tego, który miał nadejść”. Ciekawe, że także te słowa wskazują na to, że „powołanie”, a co za tym idzie tożsamość dziecka jest znana Bogu już w łonie matki, już tam jest ono w pełni sobą.
Bóg nie podziela obrzydzenia
Wiele o szczególnej relacji, która już na etapie płodowym łączyła Matkę i Syna pisał także Tertulian, który jako jeden z nielicznych Ojców Kościoła miał również doświadczenie męża i ojca. To on, polemizując z niektórymi gnostykami, którzy negowali autentyczność ciała Syna Bożego, mocno i jednoznacznie wskazuje, że już na etapie płodowym Jezus Chrystus był w pełni Bogiem i człowiekiem, a Jego rozwój, poza cudownym poczęciem, odbywał się dokładnie tak samo, jak rozwój każdego innego człowieka.
Znajdziemy u niego nawet – opierające się na współczesnej wiedzy medycznej – opisy, jak to ciało Chrystusa ulegało „zagęszczeniu z płynu i łonowej krwi”, a także mocne podkreślenie połączenia ciał Jezusa i Maryi za pośrednictwem pępowiny. Oczywiście dziś wiemy już, że rozwój cielesny odbywa się inaczej, ale rozważania Tertuliana z „De carne Christi” można i należy odnieść także do współczesnej wiedzy medycznej o prenatalnym rozwoju dzieci.
Jezus rozwijał się dokładnie tak samo, jak każdy inny człowiek i przechodził przez wszystkie etapy owego rozwoju, czerpiąc nie tylko pokarm, ale i ciepło, intymność z organizmu swojej matki. To właśnie z tej, już prenatalnej relacji, bierze się jego szczególnie bliska relacja z Matką.
Wątpliwości, co do momentu Wcielenia nie ma także św. Maksym Wyznawca, który w lekko ironicznych słowach przypomina, że jeśli ktoś uważa, iż zaraz po zapłodnieniu ludzki zarodek jest obdarzony tylko wegetatywną duszą (czyli posługując się terminologią współczesną, nie jest człowiekiem, a tylko istotą żywą), to w istocie jest zdania, że ludzie płodzą rośliny, a nie ludzi. W innych swoich dziełach zaś przekonuje, że ci, którzy chcą odsunąć w czasie moment animacji od momentu fizycznego poczęcia, kierują się fałszywym manicheizmem, który brzydzi się seksem. Bóg jednak, jako Stwórca zarówno człowieka, jak i seksu, nie podziela tego obrzydzenia.
Maryja trzyma embrion
W odniesieniu do Jezusa Chrystusa argumentacja ta ma uzasadnić, że Wcielenie następuje właśnie dokładnie po momencie, gdy Maryja mówi „tak”. Jedyną różnicą w rozwoju Jezusa jest bowiem właśnie sposób poczęcia. Wszystko inne jest już identyczne, bowiem Bóg stał się człowiekiem w pełni. Nie jest jakimś człowiekiem pozornym, ani niepełnym, ale zupełnie zwyczajnym, a widać to już w jego rozwoju płodowym.
Średniowiecze przejęło te opinie. I św. Tomasz z Akwinu i św. Bonawentura (by wymienić tylko tych dwóch mistrzów teologii) byli przekonani, że ciało Chrystusa, stworzone w nadzwyczajny sposób jedynie z ciała i krwi Matki Bożej, bez udziału męskiego nasienia, później rozwijało się w zupełnie normalny sposób, i od samego początku obdarzone było rozumną duszą.
Z tej perspektywy można spojrzeć także na świętotomaszowe rozumienie „ogołocenia” jakiemu poddała się Druga Osoba Trójcy Świętej. Jezus „ogołocił się nie poprzez wyzbycie się boskiej wielkości, lecz przyjmując ludzką małość, a najpierw mikroskopijną i słabą postać zarodka” - wskazuje John Saward w książce „Odkupiciel w łonie Maryi”.
Od V wieku coraz mocniej prawda o życiu płodowym Jezusa zaczyna przebijać się do ikonografii chrześcijańskiej. Coraz częściej spotkać w niej można przedstawienia Maryi, która na rękach trzyma Jezusa-embrion, niekiedy połączony z nią za pomocą pępowiny. Z tego okresu pochodzi także – na co wskazuje ks. dr Andrzej Muszala w książce „Embrion ludzki w starożytnej refleksji teologicznej” - szczególny typ ikony tzw. Nikopoios, czyli obraz przedstawiający Maryję trzymającą przed sobą owalny medalion (będący obrazem łona-łożyska) pośrodku którego znajduje się Emmanuel w postaci stojącej.
Trud i wysiłek brzemienności
Odwołania do prawdy o życiu prenatalnym Jezusa znajdują się także w starożytnych, bizantyjskich akatystach, a ostatecznie znalazły one wyraz w ustanowionym i obchodzonym zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie święcie Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie.
W liturgii ambrozjańskiej ostatnia niedziela, a po niej ostatni tydzień Adwentu, noszą nazwę de exceptato („przyjęcia/poczęcia”) i poświęcony był oczekiwaniem wraz z Maryją na narodziny Jezusa Chrystusa, a w czasie przed posoborową reformą liturgiczną, katolicy łacińscy także mogli 18 grudnia obchodzić wspomnienie Oczekiwania Najświętszej Maryi Panny, wspominając trud i wysiłek jej brzemienności. Obecnie w kalendarzu pozostało jedynie uroczystość Zwiastowania, a w Adwencie dwie Ewangelie poświęcone Zwiastowaniu i Nawiedzeniu św. Elżbiety.