Po wtóre, psycholodzy zapewniają, że jeśli zabronić półtorarocznemu i starszemu na zabawy jedzeniem i „walcowanie” przy stole, pozwalając mu odejść, gdy już przestał jeść – choćby zjadł niewiele – to nie zrobimy mu krzywdy, a wręcz przeciwnie. Dzieciom trzeba ładnie podać jedzenie, ma ono być apetyczne. Warto im zapewnić przyjemność wspólnego posiłku.
We wszystkim tym wskazaniem powinno być jedno słowo: SZACUNEK. Bieganie za maluchem uciekającym pod stół i szafę z łyżeczką pełną zupki „za mamusię, tatusia, babcię i ciocię Zosię”, to najgorsza metoda wychowywania do samodzielności na świecie. Dzieciom jedzenie – tak jak dorosłym – się proponuje. Nie wolno ich omamiać i oszukiwać podając jedzenie przy kreskówce, grze komputerowej czy innym „bógwico”. Hodujemy wtedy kompulsywnego zjadacza chipsów i innych chorobotwórczych śmieci, przyszłego otyłego, zakompleksionego malucha o niskiej samoocenie, zatopionego w tablecie nawet w toalecie.
A teraz krótkie wyznanie
Do wszystkich tych mądrości doszłam jako mama 2,5-letniego dziś Tomka metodą prób i błędów. Słuchania nie zawsze mądrych ludzi i czytania wcale niegłupich naukowych artykułów. Ale głównie obserwując moje dziecko. Nie tylko jego krzywą przyrostu wagi.
Bywało ciężko, ale wreszcie doszliśmy do stanu, w którym Tomek spokojnie się rozwija, a ja nie rwę włosów z głowy, „bo on nic nie je”. Wszystkim mamom, które to czytają, z całego serca życzę tego samego.
– doktor nauk medycznych Magdalena Kawalec-Segond, biolog molekularny, mikrobiolog, współautorka „Słownika bakterii”