Najskrajniejsze pomysły politycznej poprawności, w Ameryce nadal ograniczone są głównie do uniwersytetów, w Anglii zaś wyszły z campusów i wydziałów gender i weszły w mainstream. Tam uznanie jedynie słusznej mowy i jedynie słusznych grup (prześladowanych, mniejszościowych, tych stojących najwyżej w najnowszej i najmodniejszej w danej chwili gradacji ofiar) jest odzwierciedlone także w ustawodawstwie i w sądach, gdzie „mowa nienawiści” jest karana bez wymagania dowodów: przyjmuje się, że jest nią to, co zaskarżający (czyli rzekoma ofiara) za mowę nienawiści uznał.
Kuriozalny - lecz, dla tych, co pamiętają czasy komunizmu, mało oryginalny - pomysł sądu bez potrzeby dowodów nie jest jedynym świadectwem tego, że pod pewnymi względami Anglia wyprzedziła Amerykę. W Anglii dzieci jeszcze w przedszkolach, nie mówiąc o szkołach podstawowych, będą mogły swobodnie wybierać (i w razie potrzeby zmieniać) swoją płeć. Zachęca się je też do donoszenia na swoich rodziców, gdyby ci wyrażali na ten temat - czy na temat homoseksualizmu albo transgender - niesłuszne, opresyjne poglądy.
W tej sprawie Wielka Brytania i Stany Zjednoczone walczą o palmę pierwszeństwa: przecież to stan California wyznaczył kary do tysiąca dolarów dla pielęgniarek, które w domach opieki zwracają się do pacjentów innym niż wybranym przez nich zaimkiem.
Między gwałtem a klepaniem
Inne zjawisko, które przybrało w 2017 r niepokojące rozmiary, to rosnąca siła tak zwanych mediów społecznościowych. Każdy list, apel, potępienie, nawoływanie do ostracyzmu czy do wyrzucenia z pracy za naruszenie politycznej poprawności, natychmiast pojawi się na Twitterze i w mgnieniu oka okrąża świat.
Media społecznościowe stały się dziś, jak zauważyło już kilku komentatorów, bronią masowego rażenia. Są sądem, przed którym nie ma obrony i nie potrzeba dowodów winy. Między październikiem a grudniem 2017 r. hasło #MeToo na twitterze pojawiło się 3,53 mln razy.
Zaczęło się od rewelacji na temat Harvey’a Weinsteina. Wszyscy wiemy, co wkrótce potem nastąpiło: posypała się, głównie na Twitterze i na Facebooku, lawina oskarżeń o molestowanie seksualne. Setki kobiet nagle przypomniały sobie, że 30 lat temu ktoś położył im rękę na kolanie, pogłaskał po nodze, albo znęcał się nad nimi, każąc im oglądać „erotyczne” rzeźby i obrazy w albumie sztuki. I zdały sobie nagle sprawę, że incydent ten spowodował niezmazalną traumę czy wręcz zrujnował im życie.
Biedaczki, kruche, wrażliwe, niezdolne unieść tego ciężaru, niezdolne też najwyraźniej powiedzieć mężczyźnie, żeby trzymał łapy przy sobie, teraz chcą, żeby ktoś za to zapłacił. Karierą, wyrzuceniem z pracy, ostracyzmem, więzieniem jak się uda. Już nie tylko skrajne feministki z wydziałów gender mówią o „toksycznej męskości”, sugerując, że każdy mężczyzna jest z natury, zawsze i wszędzie, zagrożeniem dla kobiet i nie zasługuje na normalny proces sprawiedliwości.
Tutaj też najskrajniejsze postawy wypełzły z czeluści seminariów o gender do naszej codziennej rzeczywistości. Kobieta zawsze ma rację i nie wolno tego kwestionować (patrz „intersekcjonalność”, powyżej).