Historia

Król fotoreporterów II RP

W obiektywie Mariana Fuksa II Rzeczypospolita nie jest ani tak straszna i podła, jak malują ją jej zawzięci krytycy, ani tak wspaniała, jak chcieliby jej naiwni apologeci. Jest zwyczajnym, wciąż jeszcze biednym krajem, który – mimo zawirowań – rozwija się i unowocześnia.

„Był jednym z najzasłużeńszych pionierów reportażu fotograficznego, niezwykle czynnym i ruchliwym, to też cieszył się wśród sfer dziennikarskich i politycznych stolicy dużym uznaniem”.

„Należał do najsympatyczniejszych typów Warszawy, ruchliwa jego postać wyłaniała się wszędzie gdziekolwiek stało się coś ważnego. (…) Był niezmiernie lubiany w świecie artystyczno–literackim (...)”.

Śmierć Mariana (czy Marjana, jak wtedy pisano) Fuksa 23 lutego 1935 roku, wskutek komplikacji po operacji, była w przedwojennej Polsce znaczącym wydarzeniem. Wspomnienia o nim, takie jak powyżej, ukazały się bodaj we wszystkich ważniejszych warszawskich gazetach. Nawet zakładając pewną dozę lukru, jaką wypada podlać teksty o zmarłych, brzmią one wyjątkowo zgodnie. Fuks to był ktoś.

Aż wierzyć się nie chce, że pamięć o nim mogła zostać wymazana z powszechnej świadomości. Dopiero po ponad 80 latach warszawski Dom Spotkań z Historią przypomniał dorobek „pierwszego fotoreportera II RP”.

Choć może zdziwienie nie jest właściwe, bo skoro przywódców PRL tak uwierała pamięć o II RP, czy inny los mógł spotkać jej życzliwego kronikarza? Takiego na dodatek, który obracał się wśród najważniejszych postaci międzywojennej Polski?

Marszałek na moście

Dość powiedzieć, że to Fuks jest autorem ikonicznego zdjęcia najbardziej dramatycznego wydarzenia w historii II RP – przewrotu majowego.

12 maja 1926, marszałek Józef Piłsudski przed spotkaniem z prezydentem RP Stanisławem Wojciechowskim na moście Poniatowskiego. Od lewej: Kazimierz Stamirowski, Marian Żebrowski, Gustaw Orlicz-Dreszer, Józef Piłsudski, Władysław Jaroszewicz i Michał Galiński. Fot. Wikimedia/Marjan Fuks
Jest 12 maja 1926 roku, około godz. 17.00, most Poniatowskiego w Warszawie. Józef Piłsudski z kilkoma oficerami idą na spotkanie z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim. Tylko marszałek nie patrzy w obiektyw. Zamyślony, może nawet nie widzi człowieka z aparatem.

Politycy nie dojdą do porozumienia. Za chwilę, około 18.30, na moście Kierbedzia wybuchną pierwsze walki. W sumie w ciągu czterech dni zginie – według oficjalnych danych – 215 żołnierzy i 164 cywilów.

Nasuwają się więc pytania: czy Fuks prywatnie znał ludzi z otoczenia marszałka? Jego samego? Gdyby nie miał ich zaufania, to czy w takiej chwili by mu pozwolono podejść tak blisko najważniejszych osób w państwie?

Chyba nikt przed Fuksem nie pokazywał Piłsudskiego w prywatnym otoczeniu w tak nowoczesny sposób. Mój ulubiony portret z wystawy pochodzi z1920 roku. Trudno precyzyjnie określić, kiedy został zrobiony, może późnym latem albo wczesną jesienią.

Byłoby już zatem po bitwie warszawskiej. Piłsudski siedzi na ławce w parku belwederskim. Rozluźniony, pali papierosa. Patrzy w obiektyw (na Fuksa?) z ukosa, spod maciejówki, trochę ostro. Jest w tym ujęciu coś jak z rodzinnego albumu – ani grama odęcia, charakterystycznego dla ówczesnych notabli. Widać, że portretowany i fotograf nie są sobie obcy.

Pobyt Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Marszałek pali papierosa, oparty o płot, obserwuje ulicę. Rok 1924, autor zdjęcia Marian Fuks. FOT. NAC/Zespół: Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny - Archiwum Ilustracji. Sygnatura: 1-A-121
Niestety, opowiadanie dziś o Fuksie to jak próba ułożenia puzzli, gdy wiele elementów rozsypało się i pogubiło. Skazani jesteśmy na spekulacje i domysły.

Pewną wskazówkę być może daje Kornel Makuszyński, który pisał, że Fuks jest „czortem, który wszystko widzi, wszystkich zna i od wszystkich, wszystkiego się dowie”.

Monopol na Mościckiego

O tym, że Fuks miał niezłe kontakty wśród sanacyjnych polityków mógłby świadczyć także fakt, iż to on właśnie był autorem oficjalnego portretu prezydenta Ignacego Mościckiego – takiego „godnego”, który można było powiesić w szkołach i instytucjach państwowych.

A ponieważ musiały iść za tym spore profity, na skandal nie trzeba było długo czekać. Wybuchł w 1928 roku; w sensacyjnym tonie pisała o tym prasa prowincjonalna.

Rzecz – jak relacjonował 13 kwietnia 1928 roku stołeczny „Kurjer Warszawski”, a za nim choćby „Lech. Gazeta Gnieźnieńska. Codzienne pismo dla wszystkich stanów” z 15 kwietnia – miała się tak: pozwolenie na wykonanie i rozpowszechnianie zdjęcia pana prezydenta dostał Fuks. Zabrał się za to staranie. U artysty malarza Stanisława Zawadzkiego zamówił rysunek z fotografii, który „przeniesiono na kamień fotograficzny. Uzyskano w ten sposób artystyczne odbitki litograficzne z tych fotografii”.

Niestety, pojawił się niejaki Abram Głubczyk, fotograf z ulicy Żytniej w Warszawie i sprytnie wprowadził do obiegu odbitki litograficzne fotografii Fuksa, które na domiar złego „stały o wiele niżej pod względem artystycznym”.

Tego Fuksowi było za wiele. Pozwał Głubczyka do sądu, zarzucając mu „pogwałcenie prawa autorskiego”. I wygrał.

Sąd skazał Głubczyka na karę 5 tys. złotych (średnia pensja urzędnika wynosiła ok. 250 zł) „w zamian na 2 miesiące aresztu”, a do tego na zniszczenie klisz i odbitek.

Romantyk, celebryta, człowiek interesu

Trudno opędzić się od myśli, że skandal sądowy ani Fuksowi szkodził, ani przeszkadzał. Po prostu – dodatkowa forma reklamy. Moje przeczucie mogłyby potwierdzać słowa jego dalekiego krewnego i imiennika prof. Mariana Fuksa, byłego dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego, który tak charakteryzował fotoreportera: „Chęć szokowania sensacją graniczyła czasami z blagą, był trochę romantykiem, trochę fantastą, ale i człowiekiem interesu”.

A sądząc po liczbie autoportretów – Fuks z wąsami, bez wąsów, w kaszkiecie, w kapeluszu... (tak się sobie podobał czy traktował swoją twarz jak artystyczne tworzywo?) – można założyć, że gdyby żył dziś, miałby konto na Instagramie, Facebooku i Snapchacie. Fuks chyba szybko poznał korzyści płynące z popularności i potrafił z niej korzystać.
Kurator wystawy, fotoreporter Krzysztof Wójcik, tak opisuje swoje pierwsze zauroczenie przedwojennym kolegą: zobaczył zdjęcie „przedstawiające jegomościa w czarnych okularach i kapeluszu, który stał na stopniu dorożki. Jedną ręką podtrzymywał ogromną drabinę, w drugiej miał sporą tabliczkę z napisem »Fotografuje Marjan Fuks«. Z podpisu pod zdjęciem wynikało, że Fuks wyrusza »na temat« oraz że w 1910 roku założył pierwszą w Polsce agencję fotograficzną”.

Mieściła się w willi Marconiego na rogu al. Jerozolimskich i ul. Marszałkowskiej, z widokiem na Dworzec Wiedeński. To był reprezentacyjny dworzec, na który przyjeżdżały delegacje międzynarodowe. Fuks nie mógł tego przeoczyć.

Wiele rzeczy zresztą robił jako pierwszy. Założył na przykład, że prasa będzie potrzebować coraz więcej zdjęć. Wpadł więc na pomysł, że może je sprzedawać do wielu gazet równocześnie na terenie całego kraju.
Pierwszy zaczął wysyłać zdjęcia z Polski do agencji niemieckich, francuskich i angielskich. Nawiązał kontakty z Amerykanami. Pracowało dla niego 200 fotografów. Przynajmniej tak twierdził w broszurze „Zaranie fotografii dziennikarskiej w Polsce”, wydanej w 1925 roku z okazji 15. rocznicy pracy jego Agencji Prasowo-Fotograficznej, która w II RP zyskała nową nazwę – „Propaganda”.

Propagandzista Polski

Choć nazwa trochę nam dzisiaj skrzeczy, dobrze oddaje sposób myślenia Fuksa, który dziennikarską misję chciał połączyć z promocją Polski w świecie. Jak pisał, „mimo istnienia naszych placówek zagranicznych na całej kuli ziemskiej, mimo licznych kolonii wychodźczych, (…) zagranicą mało o nas wiedziano i – co gorzej – mało się interesowano naszym bytem”. Czy nie brzmi to zaskakująco współcześnie?

A na dodatek – jak twierdził Fuks – polskie władze w ogóle sobie w tej dziedzinie nie radziły. Nie potrafiły wykorzystać nawet takich wydarzeń, jak przyznanie Nagrody Nobla Władysławowi Reymontowi. „Wszak wszystkie placówki polskie na całym świecie winny były szybko wprost zasypywać wszystkie pisma danego kraju ciekawą fotografią laureata Nobla, co by stanowiło potężną propagandę kultury polskiej” – radził w broszurze.

Doprawdy, nawet dziś różni spece od marketingu wiele mogliby się od Fuksa nauczyć.
Na podstawie tego, co pisał, można zatem postawić kolejną hipotezę: II RP była krajem, z którym się utożsamiał. Pewną wskazówkę daje tu Marian Fuks – historyk, który w rozmowie z Tomaszem Stańczykiem („Rz”, 2.05.2008 r.) stawiał Fuksa – fotoreportera za przykład udanej asymilacji Żydów w Polsce.

W obiektywie Fuksa II RP nie jest ani tak straszna i podła, jak malują ją jej zawzięci krytycy, ani tak wspaniała, jak chcieliby jej naiwni apologeci. Jest zwyczajnym, wciąż jeszcze biednym krajem, który – mimo zawirowań – rozwija się i unowocześnia.

Fuks fotografuje więc i dramatyczny strajk rolny w Wielkopolsce z sierpnia 1922 roku (zdjęcia nie są nazbyt drastyczne), ale i opalające się nad Wisłą pannice w skąpych strojach. Relacjonuje katastrofę kolejową, ale robi też państwowotwórczy reportaż o odbudowie mostu Poniatowskiego czy słodką historię jednego listu (promocja Poczty Polskiej?).

Oglądamy arystokratyczne i artystyczne rauty, nauczycielskie i kolejarskie bale, zjazdy straży pożarnej na prowincji – zdjęcia ze zwykłego życia ówczesnych Polaków są bodaj najciekawsze z ponad 200 prac zgromadzonych na wystawie.

Zbombardowane archiwum

Kiedy fotograf umarł, chadecki „Kurjer Warszawski”, czytany głównie przez urzędników i inteligencję, napisał o nim:
Wystawa „Marjan Fuks – pierwszy fotoreporter II RP” w Domu Spotkań z Historią w Warszawie. Fot. PAP/Leszek Szymański
„Nie było w minionym 35-leciu ważniejszych faktów, w których by M. Fuks nie uczestniczył. Przed 15 laty był świadkiem uroczystości objęcia przez Polskę wybrzeża morskiego. W 1920 towarzyszył wojskom polskim wkraczającym do Kijowa. (…) W 1932 roku podczas wyborów i silnego ruchu hitlerowskiego w Gdańsku udał się na teren Wolnego Miasta i podczas dokonywania zdjęć w Sopocie był aresztowany, poczem przebył kilka tygodni w areszcie policyjnym w Gdańsku, skąd był zwolniony wskutek interwencji władz polskich i organizacji dziennikarskich”.

Nekrolog, jaki po śmierci Mariana Fuksa zamieściła jego druga żona, malarka Jadwiga Żak, brzmiał: „Zmarł 23 lutego 1935 roku, opatrzony sakramentem Komunii Świętej, w wieku 51 lat. Pogrzeb odbędzie się 27 lutego w środę o 4 p.p, z kaplicy im. Halpertów na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim (ul. Młynarska) do grobu rodzinnego”.

Jadwiga prowadziła agencję Fuksa jeszcze przez cztery lata. We wrześniu 1939 r. w budynek trafiła niemiecka bomba. Całe archiwum „króla reporterów” – jak o nim mawiano – zostało zniszczone. Miejsce jego grobu do dziś pozostaje nieznane.

– Beata Zubowicz

Wystawa „Marjan Fuks. Pierwszy fotoreporter II RP” jest czynna do 25 lutego 2018 roku. Dom Spotkań z Historią, Warszawa, ul. Karowa 20.
Zdjęcie główne: Wystawa „Marjan Fuks – pierwszy fotoreporter II RP” w Domu Spotkań z Historią w Warszawie. Słynne zdjęcie marszałka Józefa Poniatowskiego z oficerami na moście Poniatowskiego, w czasie przewrotu majowego. Fot. PAP/Leszek Szymański
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.