Jeśli obietnice Zuckerberga nie zostaną spełnione, jedyne co będziemy mogli zrobić w akcie protestu, to… wylogować się z Facebooka na zawsze. Ale czy jesteśmy na to gotowi? W niedzielę 14 stycznia w TVP1 o godz. 22:45 film fabularny „The Social Network”.
„Każdego roku podejmuję osobiste wyzwanie, aby nauczyć się czegoś nowego. Odwiedziłem wszystkie amerykańskie stany, przebiegłem 365 mil, zbudowałem sztuczną inteligencję dla mojego domu, przeczytałem 25 książek (???- red.) i nauczyłem się mandaryńskiego” - tak zaczyna swój pierwszy tegoroczny wpis na Facebooku Mark Zuckerberg.
„Facebook ma wiele do zrobienia - niezależnie od tego, czy chroni naszą społeczność przed nadużyciami i nienawiścią, broniąc się przed ingerencją państw, czy też upewniając się, że czas spędzony na Facebooku jest czasem dobrze spędzonym” – dorzuca dyrektor generalny amerykańskiego internetowego giganta.
Rok 1984 w 2018
Jak podaje Wall Street Journal, to właśnie ta ostatnia kwestia wymieniona przez Zuckerberga jest najważniejsza. Presja wywarta przez rosnącą liczbę inwestorów i byłych dyrektorów (a wielu z nich publicznie oświadczyło, że Facebook jest psychicznie uzależniający i szkodliwy dla demokracji) sprawiła, że Zuckerberg postanowił „naprawić” Facebooka.
W niedawno przeprowadzonej przez brytyjskie Royal Society for Public Health ankiecie, 1,5 tysiąca młodych ludzi oceniało pięć największych portali społecznościowych. Stwierdzili oni, że Facebook skłaniał użytkowników do ciągłego porównywania swojego życia z życiem innych, co wpłynęło negatywnie na ich samoocenę. Potwierdziło to inne badanie, przeprowadzone na Uniwersytecie w Tel Awiwie: efektem jest konstatacja, iż Facebook sprawia, że ludzie uznają swoje życie za gorsze od życia przyjaciół.
Zuckerberg obiecuje więc: „Moim osobistym wyzwaniem na rok 2018 jest skupienie się na naprawie tych ważnych kwestii.” Jednak czy rzeczywiście będzie chciał zadbać o psychikę użytkowników, skoro to właśnie na jej wykorzystywaniu zbudował swoje imperium? Czy zrezygnuje z kwartalnego dochodu 10 milionów dolarów w imię „lepszego świata” i „lepszego społeczeństwa”?
Prezydent Barack Obama z Markiem Zuckerbergiem w Palo Alto, kwiecień 2011 r. Fot.Reuters/Jim Young
A co z naszą prywatnością, którą Facebook wykorzystuje w niekontrolowany sposób? Czy to też jedna z „ważnych kwestii” do naprawienia? Choć przyznajmy, że często my sami nie traktujemy poważnie tego problemu: udostępniamy datę naszych urodzin, miejsca zamieszkania, nasze zainteresowania, preferencje, związki i tak dalej.
Sami przekazujemy mnóstwo danych, dobrowolnie klikając „akceptuję” w każdym regulaminie, nie czytając go wcześniej. A regulamin Facebooka mógłby być umieszczony przez George’a Orwella w „Roku 1984” jako instrukcja dla działalności Wielkiego Brata.
Śmieci w hangarze
Wystarczy przytoczyć tylko niektóre fragmenty, aby uświadomić sobie na co godzimy się podczas rejestracji na Facebooku:
„Gromadzimy treści i inne informacje otrzymywane od Ciebie podczas korzystania z naszych usług, np. dane podawane przy rejestracji konta na Facebooku, tworzeniu treści i ich udostępnianiu oraz przy wymianie wiadomości i innego rodzaju komunikatów z innymi osobami. Mogą to być informacje zawarte w dostarczanych przez Ciebie treściach lub ich dotyczące, np. informacje o miejscu wykonania zdjęcia lub dacie utworzenia pliku. Gromadzimy też informacje na temat sposobów korzystania przez Ciebie z usług, np. rodzaju treści, które przeglądasz i na które reagujesz, a także częstotliwości i czasu trwania różnych Twoich działań.”
To znaczy, że Facebook gromadzi, czyli zbiera praktycznie wszystkie informacje, które napisałeś czy udostępniłeś na portalu od momentu zarejestrowania się na nim. Facebook nie podaje czasu przez który przechowuje nasze dane. A to oznacza, że zdjęcie, które umieściłeś na Facebooku siedem lat temu, a trzy lata temu skasowałeś – nadal pozostaje na serwerach portalu – i nie wiadomo jak długo tam pozostanie.
To zupełnie jakby wszystko, co jest wyrzucane przez ciebie do śmieci – z różnych powodów - trafiało do jakiegoś wielkiego hangaru i tam było przetrzymywane… Czy czujesz się komfortowo z tą informacją?
„Gromadzimy także treści i informacje dostarczane przez inne osoby (...) w tym również informacje na Twój temat, np. udostępniane przez nie zdjęcia, na których się znajdujesz, wysyłane przez nie do Ciebie wiadomości, czy Twoje dane kontaktowe, które inni przesyłają, synchronizują lub importują.”
Tak więc, jeśli twój kolega zamieści na Facebooku kompromitujące cię zdjęcie z imprezy, po czym usunie je na twoją prośbę – to zdjęcie zniknie tylko i wyłącznie z portalu, ale nie z serwerów Facebooka.
Śledzi cię także po wylogowaniu
„Gromadzimy informacje na temat osób i grup, z którymi jesteś połączony(a) oraz Twoich interakcji z nimi, np. o tym, z którymi osobami porozumiewasz się najczęściej, lub z którymi grupami lubisz dzielić się informacjami. Gromadzimy też dane kontaktowe, które podajesz, przesyłając, synchronizując lub importując je (np. w formie książki adresowej) z dowolnego urządzenia.”
Chcesz połączyć swoje kontakty z telefonu z Messengerem, żeby łatwiej było znaleźć ci znajomych? To w niezwykle agresywny sposób promowana forma „ułatwienia życia” przez Facebooka. Kiedy logujesz się do Messengera aplikacja pyta, czy połączyć kontakty z telefonu z tymi z Facebooka. Jeśli zgadzasz się na to, za pomocą jednego kliknięcia wszystkie numery telefonów i przypisane do nich dane zapisywane są na serwerach Facebooka, nie wiadomo na jak długo. Jesteś pewien, że twoi znajomi życzą sobie, aby tam były ich dane?
„Jeżeli korzystasz z naszego serwisu do robienia zakupów lub wykonywania transakcji finansowych (...) gromadzimy informacje o takich zakupach i transakcjach. Należą do nich m.in. dane o płatnościach, np. numery i inne dane kart kredytowych lub debetowych, dane kont i informacje przesyłane przy uwierzytelnianiu transakcji, a także informacje rozliczeniowe, wysyłkowe i dane kontaktowe”. Kolejna cenna informacja – Facebook wie ile wydajemy na zakupy w sieci – z pewnością więc będzie w stanie sprzedać nam coś, co będzie na naszą kieszeń. Dla każdego jest odpowiednia oferta, bez względu na to, czy to sukienka za 39,90 czy specjalistyczny sprzęt do wspinaczki za 3 tysiące złotych.
Ale to jeszcze nie koniec - Facebook monitoruje zachowania internautów także po ich wylogowaniu się z serwisu społecznościowego. Jest to możliwe dzięki tak zwanej „dyrektywie cookies” – czyli potwierdzeniu, że (…) klikając lub nawigując w tej witrynie, wyrażasz zgodę na gromadzenie przez nas informacji i poza nim (Facebookiem – przyp. red.) przy użyciu plików cookie.”
W praktyce oznacza to, że Facebook wie, co robimy w sieci, także wtedy kiedy wylogujemy się z tego serwisu. To również wiele warta informacja. Wiadomo, jak zachęcić cię do spędzania więcej czasu na Facebooku, i co (na podstawie twojej wycieczki po sieci) proponować ci do polubienia, obejrzenia i kupienia.
Po to, żeby zarobić
„Gromadzimy informacje pochodzące z komputerów, telefonów i innych urządzeń, na których instalujesz usługi (...):
- parametry systemu operacyjnego, wersje podzespołów, ustawienia urządzeń, nazwy i typy plików i oprogramowania, dane o stanie baterii i sile sygnału oraz identyfikatory urządzeń;
- położenie urządzeń, w tym ich lokalizacja geograficzna, określona na podstawie danych z systemu GPS, sygnału Bluetooth lub sieci Wi-Fi;
- informacje o połączeniach, w tym nazwa operatora sieci komórkowej lub dostawcy usług internetowych, typ przeglądarki, język i strefa czasowa, numer telefonu komórkowego i adres IP.”
W praktyce to oznacza, że Facebook wie gdzie się znajdujesz (z dokładnością co do kilkudziesięciu metrów), w jakim języku mówisz oraz czy korzystasz z iPhone’a czy z Androida. To wystarczy, by znaleźć odpowiedni sklep w miejscach, gdzie przebywasz najczęściej i przynajmniej raz dziennie zachęcać cię do zakupów.
Aktor James Earl Jones oklaskuje Marka Zuckerberga podczas uroczystosci wręczenia doktoratów honoris causa na uniwersytecie Harvarda. Maj 2017 r. Fot. Reuters/Brian Snyder
Ponadto Facebook może udostępniać nasze dane innym firmom, które są z nim powiązane. W regulaminie wymienionych jest ich dziesięć. Każda firma ma oddzielny regulamin dotyczący gromadzenia i dzielenia się danymi. I każda może otrzymać wszystkie informacje, które Facebook uzyska na twój temat. Stąd setki bajtów spamu, które dostajesz na maila, stąd „dedykowane” reklamy, które wyświetlają się w twojej przeglądarce i wreszcie stąd nieoczekiwane telefony z ofertami przeróżnych towarów i usług.
Za każdym razem kiedy jest mowa o gromadzeniu danych przez Facebooka pada pytanie „po co ktoś miałby to robić?” Odpowiedź jest prosta – aby na tym zarobić. To nie jest tak, że gdzieś tam w Kalifornii siedzi John, który śledzi tylko i wyłącznie ciebie. Śledzi cię program, algorytm, kod napisany przez Johna. Samo zdjęcie, twoja lokalizacja czy kontakty do znajomych nie są warte wiele, dopóki nie połączy się tych wszystkich rzeczy w jedną całość. Dlatego Facebook i inne portale społecznościowe zbierają tych informacji tak wiele w tak agresywny sposób.
Bo stryjenka zmarła na raka
Dane osobowe to w dzisiejszym świecie jedna z cenniejszych rzeczy jaką można posiadać. Dane osobowe można sprzedać, ale przede wszystkim – na ich podstawie sprofilować klienta. Profilowanie to szufladkowanie ludzi według różnych cech - płci, wieku, pochodzenia nawet wzrostu; lub zachowań - codziennych rutynowych działań, hobby czy nałogów. Dzięki temu reklamodawcy przesyłają nam spersonalizowane oferty.
Niby nic groźnego, prawda? A jednak właśnie przez profilowanie rodzice pewnej nastolatki dowiedzieli się, że zostaną dziadkami. Dziewczyna szukała w internecie informacji o symptomach ciąży. Gdy tylko jej działania w sieci zostały przekazane dalej – wysłano jej reklamy produktów dla kobiet spodziewających się dziecka. Ojciec nastolatki wpadł w szał – zrobił awanturę w sklepie, który wysłał córce reklamę. Później jednak okazało się, że musi przeprosić za swój wybuch…
A co, gdy paczka danych zostanie użyta przeciwko nam? Co w przypadku gdy ta paczka sprawi, że nie otrzymamy kredytu, bo pochodzimy z niezamożnej rodziny, albo składka ubezpieczenia zdrowotnego wzrośnie, bo stryjenka babci zmarła na raka? No właśnie. To może spotkać każdego z nas.
Jak gromadzenie danych osobowych wygląda w praktyce? Rąbka tajemnicy uchyliła głośną sprawę przed Trybunałem Sprawiedliwości UE, wytoczona Facebookowi przez austriackiego prawnika Maxa Schremsa. Prawnik zażądał udostępnienia mu spisu danych na jego temat, którymi dysponuje Facebook. Otrzymał tysiące zadrukowanych stron, zawierających m. in. prywatne wiadomości, które już dawno usunął ze swojej skrzynki odbiorczej.
Ale problem z facebookiem nie dotyczy tylko przechowywania danych. W roku 2017 pojawiły się podejrzenia, że za pomocą fake newsów i reklam na Facebooku Rosjanie wpłynęli na wynik wyborów prezydenckie w USA. Dlatego jeszcze w listopadzie ubiegłego roku, Mark Zuckerberg oświadczył: „jeśli chodzi o reklamy na Facebooku, ludzie powinni mieć możliwość sprawdzenia kim jest reklamodawca i zobaczenia wyświetlanych reklam, zwłaszcza politycznych.”
System będzie wdrożony przed wyborami do amerykańskiego senatu, które są planowane na listopad 2018 roku. Już dziś mogą z niego korzystać mieszkańcy Kanady - Facebook wybrał jeden kraj na początkowe testy, aby sprawdzić jak wygląda przyjęcie tego mechanizmu przez określoną populację. Co ciekawe, problem nie dotyczył wyłącznie Stanów Zjednoczonych. Brytyjski parlamentu również domaga się ustalenia, jaki zasięg i charakter miały reklamy polityczne podczas kampanii przed brexitowym referendum.
Gotowi na wylogowanie?
Gdyby Zuckerberg rzeczywiście wprowadził swoje pomysły, moglibyśmy czuć się bardziej bezpieczni. Niewykluczone jednak, że te deklaracje to tylko PR-owe zagranie Facebooka. Cały problem polega na tym, że jako prywatna firma nie podlega on społecznej czy politycznej kontroli. Jeśli obietnice nie zostaną spełnione, jedyne co będziemy mogli zrobić w akcie protestu, to… wylogować się z Facebooka na zawsze. Ale czy jesteśmy na to gotowi?
– Julia Chmielecka, specjalista w dziedzinie cyberbezpieczeństwa, opublikowała m.in. „Internet złych rzeczy”, Wyd. Pascal 2017 r.
Sąd nad Facebookiem
Zdjęcie główne: Szef Facebooka Mark Zuckerberg. (Fot. Reuters/Stephen Lam)