Co jest narodowym sportem w Italii? Oczywiście calzio, czyli piłka nożna. Ale z czystym sumieniem można dorzucić drugą włoską specjalność, czyli nieustanne rekonstrukcje rządów. Za czasów Republiki, czyli na przestrzeni 71 lat, było 41 premierów. Najkrócej sprawował urząd w czasie jednej ze swych kadencji Giulio Andreotti – jego władza trwała wtedy zaledwie dziewięć dni.
Republika Włoska to najmłodsze państwo demokratyczne Europy Zachodniej. Szybko wyszła z powojennej zapaści, by już w 1975 r. znaleźć się wśród sześciu gospodarczych potęg świata. Potem Włosi z wielu kryzysów wychodzili obronną ręką. I trwają nadal, choć ich sytuacja polityczna przypomina wzburzone morze.
Ciągłe zmiany na szczytach władzy są – można powiedzieć – tradycją włoskiej demokracji. Obowiązujące we Włoszech prawo potęguje poczucie destabilizacji. Chodzi o to, że premier nie może zmieniać ministrów bez odwołania całego rządu.
Blask imperium
„Włosi, podobnie jak Grecy czy Hiszpanie, nadal grzeją się w blasku kultu minionej świetności. Świadomość, że są potomkami kondotierów, królów, papieży, słynnych malarzy czy rzeźbiarzy, że płynie w nich krew Etrusków czy Rzymian, skutecznie podnosi ego i pozwala z dystansem podchodzić do współczesnych problemów. Stoją za nimi wieki tradycji, mieszkają w najpiękniejszym kraju świata i otaczają ich najwspanialsze dzieła sztuki. Mają najlepsze jedzenie i najwspanialsze dzieła sztuki. Mają najlepsze jedzenie i najlepsze wina. Piękne ubrania. Samochody i plaże. Czy można chcieć więcej? Porażki? Niepowodzenia? Przegrane wojny? To nie oni, to przecież »gli altri«, znowu ci inni. Takie podejście znakomicie ułatwia życie i pozwala czuć się komfortowo nawet w najbardziej niekomfortowej sytuacji” – napisał Maciej A. Brzozowski w książce pt. „Włosi. Życie to teatr”.
Powrót Berlusconiego?
Na Półwyspie Apenińskim ciągle wschodzi nowa nadzieja, związana z rekonstrukcjami rządów lub nowymi wyborami. Teraz trwa tam właśnie przedwyborcza gorączka. 4 marca Włosi pójdą do urn, by zagłosować w wyborach parlamentarnych. Politycy dwoją się i troją, by zaskarbić sobie jak największe poparcie. Do gry powrócił m.in. uwielbiany przez rodaków Silvio Berlusconi. Z sondaży raz na jakiś czas wynika, że zbudowana przez niego wokół Forza Italia koalicja wygra wybory i zacznie rządzić.
Kto byłby kandydatem na premiera, który da nową nadzieję, jeszcze nie wiadomo. Trwają spekulacje. Wśród pewniaków wymieniany jest m.in. kontrowersyjny Matteo Salvini (Liga Północna), zwany przez dziennikarzy włoskim Nigelem Farage’em. Wyraźne bowiem jest jego antyunijne pokrewieństwo z brytyjskim politykiem, który skutecznie lobbował na rzecz Brexitu.
Deputowana Alessandra Mussolini (Lud Wolności) spiera się z przewodniczącą niższej izby włoskiego parlamentu Laurą Boldrini (Lewica, Ekologia, Wolność). Kwiecień 2013 r. Fot. Reuters/Max Rossi
Inny polityczny faworyt to populistyczny i antyunijny Ruch Pięciu Gwiazd, na czele którego stoi komik Beppe Grillo. Ugrupowanie to też ma świetne wyniki w sondażach, ale analitycy polityczni twierdzą, że jeśli nie będzie wchodzić w koalicje rządowe, nie uda mu się sformować gabinetu. I kłopot gotowy.
Grillo, podobnie zresztą jak Salvini, spędza sen z oczu ekonomistom. Uważa się, że i jeden, i drugi mogą sprawić, że przez nich rozpadnie się mozolnie budowany porządek Unii Europejskiej i nastąpi spektakularny krach. Satyryk i polityk w jednej osobie podlizuje się wyborcom zapewniając ich, że jest „tylko i wyłącznie ich głosem”. Włochy, ze swoją niestabilną sytuacją polityczną, dużym zadłużeniem i kryzysem gospodarczym, pozostają więc tykającą unijną bombą zegarową.
Włosi nie chcą zmian
Spore nadzieje pokładali Włosi w Matteo Renzim (Partia Demokratyczna), który polityczne szlify zdobywał jako burmistrz Florencji. Gdy został premierem, miał 39 lat i głowę pełną pomysłów. Jego rząd uważany był za najbardziej reformatorski w całej powojennej włoskiej historii. Liczono, że wyprowadzi Włochy, trzecie najpotężniejsze państwo w UE, z poważnych tarapatów. Nadzieje okazały się płonne, choć parę rzeczy Renziemu się udało, m.in. reformował system podatkowy, prawo pracy i ordynację wyborczą. Nie uzdrowił natomiast m.in. sektora bankowego, uchodzącego za włoską piętę achillesową.
Rząd Renziego był czwartym z kolei, najdłużej sprawującym władzę gabinetem za czasów włoskiej republiki. Trwał od 22 lutego 2014 r. do 12 grudnia 2016 r. Poległ, gdy premier zorganizował referendum w sprawie zmian konstytucyjnych. Proponował m.in. nowy podział kompetencji między władzą centralną a regionami, zniesienie dożywotnich mandatów senatorskich i ograniczenie uprawnień senatu. W głosowaniu jego reformy konstytucyjne poniosły sromotną klęskę, grubo ponad połowa Włochów powiedziała „nie”. W rezultacie Renzi podał się do dymisji, a fotel premiera objął jego kolega z partii, Paolo Gentiloni.
Polityczna karuzela
„Dwulicowość i umiarkowanie mogą być uważane za esencję włoskiej polityki, ale równie prawdziwe okazują się odmienne stwierdzenia. Przywódcy partyjni obrzucają się obelgami, stawiają żądania i rzucają pogróżki, a cały kraj zdaje się wciąż znajdować na krawędzi kryzysu. Jednak gdzieś pod tym wszystkim jest zwykle miejsce na kompromisy i porozumienie, a zdrowy rozsądek najczęściej zwycięża. Wszystkie kwestie są sporne, więc podlegają negocjacjom. Ta sama zasada obowiązuje we włoskim życiu codziennym. Brak dokładności jest zasadniczo w cenie. Wyraźne definicje oraz kategoryzacje są z gruntu podejrzane” – napisał w książce pt. „Włosi” John Hooper, brytyjski dziennikarz, który wiele lat spędził we Włoszech jako korespondent.
Beppe Grillo, właśc. Giuseppe Piero Grillo, włoski komik, założyciel i lider Ruchu Pięciu Gwiazd. Fot. Reuters/Max Rossi
Przez lata wszyscy obserwatorzy włoskiej sceny politycznej przyzwyczaili się, że rządy zmieniają się tam czasem bardzo szybko. Rok sprawowania władzy przez jeden gabinet to czas dobry. Dwa lata – wynik świetny, a trzy – to absolutny rekord.
Rekordziści
Giulio Andreotti (1919-2013), polityk Chrześcijańskiej Demokracji, stawał na czele rządu aż siedem razy. Najkrócej rządził przez zaledwie dziewięć dni. Swoje dwie ostatnie premierowskie kadencje sprawował od 22 lipca 1989 r. do 12 kwietnia 1991 r. i od 12 kwietnia 1991 r. do 24 czerwca 1992 r. W długiej, bo trwającej od lat czterdziestych karierze politycznej, był też 22 razy ministrem, m.in. finansów, skarbu, obrony i przemysłu, a także szefem komitetu organizacyjnego Letnich Igrzysk Olimpijskich w Rzymie.
Najdłużej rządził Silvio Berlusconi. Stało się to za jego drugiej i czwartej kadencji; druga trwała od 11 czerwca 2001 r. do 23 kwietnia 2005 r. , czyli 1409 dni, a czwarta od 8 maja 2008 r. do 16 listopada 2011 r., czyli 1283 dni. Na trzecim miejscu uplasował się pierwszy rząd uformowany przez Bettina Craxi (Włoska Partia Socjalistyczna) – od 4 sierpnia 1983 r. do 1 sierpnia 1986 r., czyli 1058 dni. Craxi premierem był dwa razy. Czwarte miejsce, już poza podium, należy do Renziego, którego gabinet rządził bez przerw 1018 dni.
Premier Włoch Gulio Andreotti z I sekretarzem PZPR Edwardem Gierkiem w Rzymie. Rok 1977. Fot. PAP/Jan Morek
Aż osiem razy na czele rządu Republiki Włoskiej stawał Alcide De Gasperi z Chrześcijańskiej Demokracji; w sumie premierem był dziewięć razy – pierwszy raz rządził u schyłku Królestwa . Rekordy bili też jego partyjni koledzy – sześć razy premierem Włoch był Amintore Fanfani; po pięć razy Mariano Rumor oraz zamordowany przez Czerwone Brygady w 1978 r. Aldo Moro.
Prawnik Giovanni Spadolini stanowisko premiera piastował dwa razy w latach 1981-1982. Był pierwszym premierem powojennych Włoch niezwiązanym z Chrześcijańską Demokracją. Chadecy sprawowali władzę przez cały czas trwania zimnej wojny.
Nieoczekiwana zmiana miejsc
„Podczas gdy w innych krajach partie polityczne mają nudne, zrozumiałe nazwy, takie jak Nowa Prawica czy Socjalistyczna Partia Pracy, we Włoszech rządzi fantazja. Zaczęło się od Berlusconiego, który w nazwie swojego ugrupowania użył stadionowego zawołania »Forza Italia!« i dzięki niemu wylądował w parlamencie. Jego rywal Romano Prodi stworzył wtedy koalicję nazwaną Ulivo (drzewo oliwne), w skład której wchodziła partia Margherita, czyi Stokrotka. Później mogliśmy obserwować rozwój Ruchu Pięciu Gwiazd. Podobnie wygląda sprawa z programami informacyjnymi, które w większości telewizji na świecie noszą takie nazwy jak »Focus«, »Panorama« czy »Wiadomości«. Tymczasem we Włoszech programy informacyjne to raczej »Porta a Porta« (Od drzwi do drzwi), »Ballaro« – nazwa zaczerpnięta od ulicznego targowiska w Palermo – oraz »Le invasioni barbariche« (Inwazja barbarzyńców)” – tłumaczy John Hooper.
Jeśli przyglądamy się włoskiej scenie politycznej, nie sposób nie wspomnieć o „tansformismo” – za tym terminem kryje się metoda tworzenia większości parlamentarnej za pomocą nacisków na polityków, którzy mają wesprzeć tę czy inną ustawę. Zjawisko to narodziło się za rządów Depertisa. Włoscy posłowie niezwykle często zmieniają barwy partyjne. Np. w czasie kadencji parlamentu, która trwała od 2008 do 2012 r., ponad setka z sześciuset trzydziestu deputowanych przeszła z jednej partii do drugiej.
Barwni, kochani, znienawidzeni
Najbarwniejsi włoscy politycy to niezniszczalny Silvio Berlusconi oraz znienawidzony Giulio Andreotti.
Aldo Moro był ministrem sprawiedliwości, oświaty, spraw zagranicznych spraw wewnętrznych i premierem. 16 marca 1978 roku porwany przez Czerwone Brygady i zamordowany. Fot. PAP/EPA
Berlusconi we wrześniu 2017 r. skończył 81 lat, ma na koncie kłopoty z prawem związane m.in. z korupcją, oszustwami podatkowymi i skandalem seksualnym; kilka wyroków oraz serię operacji kardiologicznych. Silvio Berlusconi odradza się jednak po każdym niepowodzeniu niczym feniks z popiołów i wraca na szczyt. Tak jest też teraz. Właśnie rozkręca nową kampanię i tworzy sojusze. Ma apetyt na stanowisko premiera, ale zgodnie z wyrokiem sądu, nie może piastować żadnych funkcji publicznych do 2019 r. Intensywnie pracuje więc nad tym, by ten wyrok uchylić.
Milioner i magnat medialny z Mediolanu powrócił na scenę polityczną odmłodzony, po serii operacji plastycznych. Ma nowy, olśniewający bielą uśmiech, gładką twarz i ciemne włosy. Niektórzy twierdzą, że wygląda jak woskowa lalka. Inni są zachwyceni, bo Silvio to dla wielu synonim włoskiego sukcesu.
Giulio Andreotti był politycznym fenomenem. Jego kariera wystartowała, gdy powstała Republika Włoska. Za czasów jego „świetności” kraj pogrążał się chaosie, atakowali terroryści – tzw. anni di piombo, kwitła korupcja i rosła w siłę mafia. Był uważany za mistrza manipulacji, cynicznego i inteligentnego. Stworzył potęgę Chrześcijańskiej Demokracji i jednocześnie tę partię kompromitował. Był związany z cosa nostra, czyli sycylijską mafią.
Andreottiemu nigdy niczego oficjalnie nie udowodniono, z każdego procesu wychodził bezkarnie. Przez jego upór miał zginąć Aldo Moro, bo Andreotti nie chciał negocjować z terrorystami. Wielu jest też przekonanych, że zlecił zabójstwo dziennikarza Mino Pecorellego, który badał sprawę porwania Moro. Przez lata politycznej aktywności Andreotti dorobił się wielu przezwisk, m.in. Belzebub, Sfinks, Kosmita, Moloch i Czarny Papież.
Filmowe portrety
Andreottiego sportretował w barokowym w formie filmie pt. „Boski” (2008 r.) Paolo Sorrentino. Główną rolę zagrał Toni Servillo. Dla Sorrentino Andreottii to sfinks, wcielenie tajemnicy, zamaskowany człowiek, wokół którego kręcą się wszyscy i wszystko. Tytuł nawiązuje do boskości cesarzy rzymskich.
Teraz Sorrentino, reżyser nagrodzonego w 2014 r. Oscarem dla najlepszego filmu obcojęzycznego „Wielkiego piękna”, kręci film o Silvio Berlusconim. Główną rolę gra znowu Toni Servillo. Z pierwszych fotosów z planu wynika, że ucharakteryzowano go po mistrzowsku. Tytuł filmu brzmi „Loro”. To gra słów – loro oznacza „oni”, ale gdy zmienimy zapis i postawimy apostrof otrzymamy l’oro – złoto. Uwielbiający luksus, uzależniony od pięknych kobiet i często schodzący z drogi prawa kontrowersyjny polityk to wymarzony bohater dla Sorrentino.
Berlusconi, zakochany w sobie (ze wzajemnością), ogłosił, że czeka z niecierpliwością na premierę. Udostępnił też ekipie filmowej wnętrza swoich willi w Mediolanie i na Sardynii. Odważnie, bo przecież po Sorrentino laurki spodziewać się nie może.
- Beata Zatońska
Zdjęcie główne: Sivio Berlusconi znów zmierza po władzę. Fot.Reuters/Remo Casilli