Chce wierzyć, że córka będzie kiedyś w pełni samodzielna, lecz gdy w liceum Katarzyna postanowiła pójść w góry, to był szok i ogromne wyzwanie. W sumie – nadal jest.
– Aby zrobić pierwszy krok trzeba mieć siłę woli i pasję – przyznaje niepełnosprawna. I nie zaczęła od najmniejszych górek tylko od Przehyby górującej nad Pasmem Radziejowej w Beskidzie Sądeckim – 1175 metrów n.p.m.
Duma i zmęczenie
Wyprawa odbyła się jeszcze bez wózka inwalidzkiego. Znajomi podtrzymywali ją za ręce i prowadzili na górę. W dół została zniesiona na barana przez jednego z kolegów.
– Rozpłakałam się z tych wrażeń. Czułam ogromną satysfakcję, że niemożliwe stało się dla mnie możliwe. Czułam ogromne zmęczenie a zarazem dumę, że udało mi się osiągnąć szczyt. Nie zamieniłabym tego doświadczenia na nic innego – opowiada.
Trudno dziś ocenić, kogo wyczyn niepełnosprawnej licealistki odmienił bardziej: córkę czy matkę. Weronika Pociecha uważa, że to zupełnie zmieniło jej podejście do tragedii, która spotkała rodzinę.
– Człowiek przeżywający tak wielki dramat widzi przed sobą tylko ścianę, traci nadzieję, uważa, że już nic dobrego go nie spotka. A to było myślenie donikąd. Po latach okazuje się, że może być wręcz odwrotnie – przekonuje matka.
Drugim szczytem, który pokonała niepełnosprawna, był właśnie Turbacz. I tak od ponad 10 lat Katarzyna zdobywa Tatry, Gorce, Beskidy, Bieszczady i Góry Świętokrzyskie.