Historia

Gruźlica, romanse, kultura i FIS

Jeszcze na początku XX wieku przyjeżdżali tam głównie gruźlicy, aby w kilkutysięcznej miejscowości pod Tatrami podreperować zdrowie, wdychając górskie powietrze. Ale już w latach 30. Zakopane – bo o nim mowa – było kurortem w niczym nie ustępującym innym ośrodkom narciarskim w Europie. Jak rodziła się w międzywojniu zimowa legenda Polski?

W ten weekend pod Giewontem już po raz 23. rozgrywany jest Puchar Świata w skokach narciarskich. Stolica polskich Tatr jest jednym z 18 miast, które najlepszych skoczków świata gościły już w pierwszej edycji, czyli w sezonie 1979/80.

I choć w kolejnych latach Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) nie patrzyła przychylnym okiem na coraz bardziej przestarzałą Wielką Krokiew – mityczną skocznię, która powstała w 1925 roku – i raz odbierała nam, to znów przyznawała prawo organizacji zawodów, to od sezonu 2001/02 Zakopane nieprzerwanie znajduje się w kalendarzu PŚ.

Dziś trudno sobie wyobrazić, aby jedne z najlepiej ocenianych przez FIS konkursów – i to cieszących się wielotysięczną publicznością – mogły wypaść z Pucharu Świata. A czym żyło centrum sportów zimowych w Polsce 80 lat temu?

Wolne miasto

Miejsce to jest ze wszech miar wyjątkowe. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że w 1918 roku Zakopane było przez kilkanaście dni... niepodległym bytem, wolnym miastem. W dodatku z jednym z najwybitniejszych polskich pisarzy na czele!
30 października, ku uciesze mieszkańców, proklamowano tam powstanie Rzeczypospolitej Zakopiańskiej. Polscy żołnierze przejęli kontrolę nad strategicznymi obiektami.

Dzień później miejscowa Organizacja Narodowa przekształciła się w Radę Narodową ze Stefanem Żeromskim jako prezydentem na czele. Nowe „państewko” funkcjonowało do ogłoszenia niepodległości przez Polskę, czyli do 11 listopada 1918 roku.

– Sprawowałem ten urząd niezapomniany, śmieszny, ale i wzniosły przez 11 dni, gdy się mama Austria waliła w gruzy – wspominał potem Żeromski, co cytuje w swojej książce „Kroniki zakopiańskie” Maciej Krupa.

Przez gruźlicę

Jak to się stało, że wybitny polski pisarz, typowany do literackiego Nobla, nagle został prezydentem Zakopanego? Wszystkiemu winna jest gruźlica.

To choroba zmusiła Żeromskiego do poszukania jakiegoś uzdrowiska w górach. Wybór padł na Zakopane. Mistrz pióra przyjechał tam pierwszy raz w 1892 roku i od razu zakochał się w Tatrach.

Podczas rekonwalescencji poznał m.in. najsłynniejszego zakopiańskiego górala – Jana Krzeptowskiego, czyli Sabałę. A potem zaczął regularnie odwiedzać to miejsce. To tam pisał m.in. słynną powieść „Popioły”.

Ale Żeromski to nie jedyny wybitny przedstawiciel kultury polskiej, któremu Zakopane skradło serce. Przed wojną był to wręcz ważny ośrodek kulturalny, przyciągający najwybitniejszych twórców.

Mistrzowie fortepianu

To tam koncerty dawał m.in. Karol Szymanowski, jeden z najwybitniejszych polskich kompozytorów, którego też pod Giewont przywiodły kłopoty z gruźlicą. Pianista zamieszkał tam w słynnej willi „Atma”, gdzie dziś jest odział Muzeum Narodowego w Krakowie.

To pod Giewontem miała powstawać opera „Król Roger”, czy balet „Harnasie”. Tam Szymanowski spotykał się m.in. z innym wielkim pianistą – Arturem Rubinsteinem, który podczas długiego, 95-letniego życia zyskał międzynarodową sławę i dał ponad sześć tysięcy koncertów.

W Zakopanem poznał też Stanisława Ignacego Witkiewicza, czyli „Witkacego”, cenionego pisarza i malarza. Rodzina autora „Szewców” i „Nienasycenia” przeprowadziła się do Zakopanego z Warszawy, gdy ten miał zaledwie 5 lat. Na gruźlicę zachorował bowiem ojciec artysty, również malarz i pisarz Stanisław Witkiewicz herbu Nieczuja.

W 1924 roku zakopiańskiego koncertu Szymanowskiego słuchał inny słynny pisarz, Kornel Makuszyński – jeden z najpoczytniejszych autorów dwudziestolecia międzywojennego, spod którego pióra wyszły takie hity dziecięcej literatury, jak „Awantura o Basię” czy „Szatan z siódmej klasy”.

Czarna bestia

Gra artysty wywarła na nim spore wrażenie. „Apokaliptyczna, czarna, głuchoniema bestia ożyła pod jego czarodziejskim dotknięciem” – pisał o popisie kompozytora, mając na myśli fortepian.

Makuszyński przyjechał w Tatry z powodu choroby żony. Ta szybko zmarła, a pisarz ożenił się tam ponownie, ze śpiewaczką Janiną Gluzińską, z którą osiadł w Zakopanem na stałe. Tam powstały takie jego opowiadania, jak „O dwóch takich, co ukradli księżyc” czy „Panna z mokrą głową”.

Tatry sprzyjały też uczuciom. To u stóp tych gór doszło do płomiennego romansu prozaika Brunona Schulza z pisarką Zofią Nałkowską, która pomogła – nieznanemu wówczas szerzej – twórcy z Drohobycza wydać jego przełomowe dzieło „Sklepy cynamonowe”.

A w malowniczej górskiej scenerii kwitła też miłość gwiazdy przedwojennego kina Eugeniusza Bodo ze zjawiskową Neri – aktorką z Polinezji. Oboje wystawiali pod Giewontem swój program taneczny, który przyciągał tłumy widzów.

Zjeżdżała Europa

Zakopane z roku na rok stawało się coraz prężniejszym kurortem, do którego zjeżdżali goście nie tylko z Polski, ale i z Czechosłowacji, Austrii, Niemiec czy Rumunii.

Popularność tego miejsca urosła do tego stopnia, że gdy w 1930 roku polski odział PEN Clubu zorganizował w Warszawie Kongres Światowy, gości przewieziono potem właśnie pod Giewont. A byli to nie byle jacy goście! M.in. wybitny niemiecki pisarz Thomas Mann, laureat literackiej Nagrody Nobla w 1929 roku, czy Francuz Jules Romains, autor głośnego cyklu epickiego „Ludzie dobrej woli”.

Po Krupówkach przechadzali się poeci Julian Tuwim i Jan Kasprowicz (ten drugi zamieszkał nawet w słynnej willi „Harenda”, gdzie spędził ostatnie lata życia; zmarł w 1926 roku). I to właśnie w tym mieście powstała słynna powieść Witolda Gombrowicza – „Ferdydurke”. Pisarz bywał bowiem pod Giewontem regularnie aż do 1938 roku.
Prezydent Ignacy Mościcki podczas otwarcia Mistrzostw Świata (fot. Raz, dwa, trzy)
Zakopane rosło w oczach i z powodzeniem zaczynało konkurować z europejskimi ośrodkami narciarskimi.

Kolej przyszłości

Symbolem nowoczesności miała stać się pierwsza polska kolej linowa, o którą toczył się zresztą spór. Państwowa Rady Ochrony Przyrody nie chciała bowiem, aby budowa wkraczała na teren, w którym ówcześni ekolodzy widzieli park narodowy. W lipcu 1935 roku klamka jednak zapadła i zaczęła się jedna z największych inwestycji w historii miasta.

Tysiąc robotników uwijało się jak w ukropie, bo kolej miała ruszyć już w 1936 roku. Materiały budowlane często musieli wnosić w góry sami, bo pojazdy nie wszędzie mogły dojechać.

Ale wszystko się udało! Pierwszy wagonik z pasażerami wyjechał z Kuźnic na Myślenickie Turnie, czyli stację pośrednią kolejki, 26 lutego 1936 roku. Kilkanaście dni później, 15 marca, wagoniki dojeżdżały już na Kasprowy Wierch, początkowo tylko na jednej linie, a docelowo na dwóch.
Polska kolej linowa osiągnęła długość prawie 4182 m, a różnica wzniesień wyniosła 932 m. Była 60. taką konstrukcją na świecie, ale w chwili oddania do użytku zajmowała trzecie miejsce pod względem długości i piąte pod względem pokonywanej różnicy wysokości.

– Byłam wychowana na tej budowie. Niczego się nie bałam. Nawet musieli mnie przepędzać z maszynowni, bo bardzo mi się podobały koła zamachowe, na których zamocowano liny – wspominała przed laty w Polskim Radiu Teresa Kodelska, córka projektantów kolejki, Anny i Aleksandra Kodelskich.

Czteronożny pasażer

Opowiadała też o uroczystym otwarciu. – Wjeżdżaliśmy z pompą. Konduktorzy byli w pięknych strojach projektowanych przez moją matkę – mówiła. – Nie było śmiałka, który by wszedł do środka i wtedy na pomoc przyszedł pies żony ministra komunikacji Aleksandra Bobkowskiego. Nazywał się Rebus i wskoczył do wagonu. Był pierwszym pasażerem kolejki – dodała.

Budowa kosztowała 3,5 mln zł, ale biorąc pod uwagę, że w pierwszym roku skorzystało z niej 165 tysięcy osób, całość zwróciła się w trzy lata!

A dla Zakopanego nie był to koniec inwestycji, bo w 1938 roku powstała tam słynna kolej na Gubałówkę, a na Kasprowym Wierchu zbudowano obserwatorium meteorologiczne.

Pod okiem FIS-u

Rozwój miasta, które liczyło przed wojną już niemal 20 tys. mieszkańców, nie uszedł uwadze Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, która przyznała stolicy polskich Tatr organizację mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w 1939 roku, czyli największej imprezy sportowej, jaką w ówczesnym czasie gościła Polska.

Mistrzostwa rozgrywano od 1925 roku, początkowo corocznie, z wyjątkiem lat olimpijskich. Co ciekawe Zakopane zorganizowało już jedną z pierwszych edycji, w 1929 roku, gdy czempionat jeszcze raczkował i dopiero zyskiwał renomę. Dekadę później była to już uznana międzynarodowa impreza o światowym zasięgu.

Próbą generalną przed zaplanowanymi na luty 1939 roku MŚ, były styczniowe, międzynarodowe zawody... konne! Impreza cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, a dla koni jazda po śniegu nie była niczym nadzwyczajnym, bo podłoże było bardzo sprężyste.

Na Dunkanie

Najlepszy okazał się porucznik Bronisław Skulicz na koniu „Dunkanie”, późniejszy żołnierz Kampanii Wrześniowej, a po wojnie ceniony trener jeździectwa m.in. w Belgii i Hiszpanii. Jeździł konno niemal do śmierci w 2003 roku, umierając miał aż 93 lata.

Pod koniec stycznia ogłoszono oficjalną listę startową mistrzostw. Wiadomo było, że pod Giewontem wystąpią reprezentanci 13 krajów: Niemiec, Kanady, Wielkiej Brytanii, Finlandii, Francji, Norwegii, Szwajcarii, Szwecji, Włoch, Rumunii, Jugosławii, USA oraz Polski.

Jeszcze przed startem zawodów narciarskich rozegrano w Zakopanem konkurs par sportowych Mistrzostw Europy w łyżwiarstwie figurowym. Wówczas zdarzało się, że cały czempionat nie odbywał się w jednym miejscu, a poszczególne konkurencje przypisywano różnym miastom. I tak najlepsze pary świata przyjechały do Polski, na lodowy stadion pod skocznią.

Ówczesne media podkreślały, że przyznanie polskiemu miastu dwóch tak ważnych imprez sportowych naraz jest czymś wyjątkowym i świadczy o sporym uznaniu międzynarodowych władz narciarskich i łyżwiarskich.

Miłość na lodzie

Najlepsi na lodzie okazali się Niemcy Ernst Baier i Maxi Herber, dla których był to piąty z rzędu i ostatni tytuł. Oboje zdobyli też cztery razy złote medale MŚ i zostali mistrzami olimpijskimi w Garmisch-Partenkirchen, w 1936 roku (wówczas Maxi miała ledwie 15 lat). Niemcy pobrali się w 1940 roku i mieli troje dzieci.
Mistrzostwa Europy w Łyżwiarstwie Figurowym w Zakopanem w 1939 r. Niemiecka para Maxi Herber i Ernst Baier, która uzyskała mistrzostwo. Fot. NAC, sygn. 1-M-1330-13
Do Zakopanego na MŚ przybyły tysiące kibiców. Oblegane były pensjonaty i wille, ciężko było o miejsce w restauracjach czy kawiarniach.

„Zarówno przysięgli zwolennicy białego sportu, jak i patałachy, które nigdy nie miały nart na nogach, mówią wszędzie i zawsze tylko o FIS-ie, nawet nie wiedząc, co znaczą te trzy literki” – relacjonował tygodnik sportowy „Raz, dwa, trzy”. Mistrzostwa określano mianem „FIS-u”, bo organizowała je światowa federacja.

Do miasta można było dotrzeć ośnieżoną szosą nr 13. Gości witały specjalne bramy nad ulicami, a na Kościuszki w centrum miasta ustawiono szpaler sztandarów narodowych krajów uczestniczących w zmaganiach.

W mieście furorę robili Norwegowie, którzy posprzedawali niemal całą swoją garderobę, od czapek, przez swetry, po rękawiczki.

Zakazana flaga

Jeszcze przed otwarciem mistrzostw doszło do dyplomatycznego zgrzytu. Dzień wcześniej zorganizowano na Gubałówce oficjalną kolację dla wszystkich sportowców. Na jednym ze stolików, ku wyraźnej uciesze zawodników z Tyrolu, postawiono flagę Austrii. Kraju, którego wówczas już nie było, bo w marcu 1938 roku został zaanektowany przez niemiecką III Rzeszę. Po interwencji niemieckiej delegacji flagę usunięto. Zastąpiła ją ta ze swastyką.

11 lutego na stadionie pod Wielką Krokwią mistrzostwa otworzył, w strugach ulewnego deszczu, prezydent Ignacy Mościcki.

– Pan prezydent niech żyje! – krzyczała widownia, a wysłannik „Raz, dwa, trzy” pozwolił sobie na odrobinę patosu. „Od razu powiało ciepłem i radością na widowni, strudzonej tak dokładnie przez bezlitosne niebo” – napisał.

Przemoczeni sportowcy

Polacy defilowali przed głową państwa w granatowych kostiumach, z góralskimi kapeluszami na głowach.

– Trzymano nas pod skocznią, a później na wybiegu przez blisko dwie godziny. Byliśmy przemoczeni do suchej nitki – wspominał po latach nasz najlepszy ówczesny skoczek Stanisław Marusarz, który kilkadziesiąt lat później został patronem Wielkiej Krokwi.

Okrzykiem mistrzostw został zwrot „Ski-Hurra!”.



Polacy nie odegrali na mistrzostwach większej roli. W trzech konkurencjach biegowych – na 18 i 50 kilometrów – zajęli miejsca poza pierwszą dziesiątką. A w sztafecie 4x10 km, w której wystartowało 10 drużyn, zostali sklasyfikowani na 8. miejscu.

Pierwszy z biegów wygrał Fin Jussi Kurikkala, dwukrotny mistrz świata, który po wojnie wystartował w letnich igrzyskach olimpijskich w Londynie, w 1948 roku. Zajął tam 13. miejsce w maratonie.

W Zakopanem w 1939 r. w biegu na 50 km najlepszy był Norweg Lars Bergendahl – trzykrotny mistrz świata. Zaś najlepsi w sztafecie okazali się Finowie.
Lepiej poszło naszym w kombinacji norweskiej, gdzie 4. miejsce wywalczył Andrzej Marusarz – stryjeczny brat Stanisława, który po wojnie pływał na statkach handlowych oraz m.in. na transatlantyku „Batory”.

Szóstą lokatę zajął Stanisław Marusarz, a siódmą – Mieczysław Wnuk, który po wojnie skończył prawo na Oxfordzie i wyjechał do USA. Mistrzem został Gustav Berauer, etniczny Niemiec, urodzony w czeskim Pecu pod Sněžkou, do 1938 roku reprezentant Czechosłowacji, a po wojnie wieloletni przewodniczący komitetu kombinacji norweskiej w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej.

Wysokie loty

Polscy kibice największe nadzieje wiązali z konkursem skoków. Wszak rok wcześniej Stanisław Marusarz, nasz najlepszy przedwojenny skoczek i alpejczyk, został wicemistrzem świata w Lahti. Niestety Polak skakał z bolącą ręką i zepsuł pierwszy skok – uzyskał 74 metry, przy 80 metrach lidera Josefa Bradla, reprezentującego III Rzeszę.

W drugiej serii emocje sięgnęły zenitu, bo Marusarz uzyskał 78,5 m, co było trzecią odległością. Rekord skoczni – 81,5 m – pobił jednak Norweg Birger Ruud – jeden z najbardziej utytułowanych skoczków w historii, dwukrotny mistrz olimpijski i 5-krotny mistrz świata. Wszyscy czekali wtedy, co zrobi Bradl. Ten uzyskał 76,5 m i to starczyło do złota. Marusarz był finalnie piąty.

Długa kariera

A Bradl jeszcze w 1938 r. startował w barwach Austrii. Jako pierwszy skoczek – w 1936 r., w Planicy – pofrunął ponad 100 metrów. Po wojnie znów bronił barw austriackich i został pierwszym zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni w 1953 roku.

Mistrzostwa świata w Zakopanem zakończyły się wieczorem pod skocznią, gdy medalistom wręczono trofea, a niebo rozświetliły fajerwerki. Impreza okazała się sukcesem! Niestety kilka miesięcy później pod bramami FIS na ulicach Zakopanego maszerowali już niemieccy żołnierze. Dobiegł końca magiczny międzywojenny okres.

Choć pewnie tysiące kibiców, którzy teraz przybyli pod Wielką Krokiew, zgodnie stwierdzi, że gdy skacze aktualny lider Pucharu Świata Kamil Stoch, magia powraca.

– Piotr Wilczarek

Pisząc tekst korzystałem z książki „Kroniki zakopiańskie” Macieja Krupy i rocznika tygodnika sportowego „Raz, dwa, trzy”.
Kamil Stoch: nie chcę się budzić z tego snu
Zdjęcie główne: Stanisław Marusarz pod Wielką Krokwią w 1939 roku (fot. Raz, dwa, trzy)
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.