Rosyjskie niechlujstwo dało o sobie znać także w przypadku śmierci pierwszego człowieka w kosmosie. Słynny kosmonauta rozpoczynając feralny lot nie miał szans, żeby dowiedzieć się o warunkach meteorologicznych, w jakich przyjdzie mu sterować samolotem.
Myśliwiec odrzutowy MiG-15 z podwójnym sterowaniem, w którym znajdowali się pierwszy pilot-kosmonauta Jurij Gagarin i pułkownik Władimir Seriogin, rozbił się rankiem 27 marca 1968 r. Prawie dokładnie 50 lat temu. To była wielka tragedia narodowa.
Prawda o przyczynach tej katastrofy wyszła jednak na jaw dopiero 46 lat później, w 2014 r. Całość materiałów dochodzenia liczyła 29 tomów z nadrukiem „tajne”. Ale nawet najkrótsza konkluzja na temat przyczyn i okoliczności tego wydarzenia nigdy nie została opublikowana.
Akt terrorystyczny? Sabotaż? Błąd pilotów?
Nie chcę porównywać przedstawionych poniżej faktów z tym, co zostało (lub nie zostało) zrobione przez Rosjan w przypadku katastrofy Tu-154M w Smoleńsku. Chcę po prostu, żeby czytelnicy polscy dowiedzieli się, jak powinno było wyglądać w ZSRR śledztwo w sprawie katastrofy lotniczej wagi państwowej, jak to śledztwo faktycznie wyglądało i czym się skończyło.
Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że wtedy istniała (ale, jak wiemy, już została zapomniana) niepisana, ale niezmienna reguła w śledztwie i analizie wszystkich lotniczych i innych katastrof, które skończyły się śmiercią załogi: „Wina zmarłych pilotów, jakkolwiek może się okazać niewielka, jest zakładana jako ostatnia z możliwych wersji, wyłącznie gdy nie pozostaje żadna inna, lub jeśli jest to wyraźnie widoczne”.
W przypadku katastrofy Gagarina w różnych okresach były rozpatrywane następujące wersje:
(1) akt terrorystyczny (wersja sprawdzona i odrzucona przez KGB);
(2) samolot Gagarina zderzył się z ptakiem (teza wykluczona przez ornitologów);
(3) katastrofę zorganizowały obce służby bezpieczeństwa (teza sprawdzona i odrzucona przez KGB);
(4) samolot był stary, zużyty, a służby meteorologiczne nie sprawdziły, czy pogoda pozwala na loty treningowe (co jest w znacznym stopniu prawdą, ale okazało się, że samolot był w pełni sprawny);
(5) samolot zderzył się z balonem meteorologicznym (wersja kosmonauty Giermana Titowa, obalona eksperymentalnie);
(6) wstrząs i rozhermetyzowanie kabiny w wyniku przelotu w pobliżu MiG-15 innego samolotu z prędkością okołodźwiękową (wersja prawdopodobna, ale odrzucona przez Komisję Państwową z przyczyn, które zostały wyjaśnione dopiero po kilkudziesięciu latach);
(7) wejście w korkociąg w trudnych warunkach pogodowych (możliwe, ale przyczyna tego wejścia też została przez Komisję przemilczana);
(8) uszkodzenie sprzętu (sabotaż) w toku przygotowań do lotu (nie znaleziono żadnych śladów);
(9) założenie w MiG-15 urządzenia wybuchowego (wersja była rozpatrywana, ale nie znaleziono żadnych śladów);
(10) błąd pilotów.
Ścięte drzewa
Miejsce katastrofy znaleziono nie od razu. Zbliżając się do ziemi, samolot wyciął 14 drzew. Obszar rozproszenia fragmentów MiG-15 był niewielki – 40-50 metrów od miejsca upadku, gdzie powstał lej o średnicy 6,3 m i głębokości 2,7 m. Na zdjęciu wykonanym przez Aleksieja Leonowa, bliskiego przyjaciela Gagarina i pierwszego człowieka w historii, który wyszedł w otwartą przestrzeń kosmiczną, jest widoczny lej (typowy ślad po uderzeniu samolotu z dużą prędkością nawet w miękki grunt) i kompletnie ścięte (a nie złamane) drzewa z pniami o dużej grubości.
Przez dwa tygodnie grupy poszukiwawcze (kilkaset osób) wielokrotnie przeczesywały las. W kierunku wschodnim, południowym i zachodnim – do 5 km od leja, w kierunku północnym, z którego leciał samolot – do 12 km. Do połowy kwietnia cała młoda trawa w promieniu 3 km została wydeptana przez żołnierzy.
Podczas przeszukiwań gleby milimetr po milimetrze znaleziono nawet jedną martwą sójkę, ale ornitolodzy nie tylko stwierdzili, że nie było kolizji między ptakiem a samolotem, a nawet ustalili, że sójkę zaatakował jastrząb (i nawet z której strony to zrobił). Udało się zebrać ponad 90 proc. tego, co zostało z myśliwca (zwykle zbiera się 40 proc., a 60 to już niewiarygodne szczęście!) oraz odnaleźć ponad 94 proc. oszklenia kokpitu samolotu. Wszystkie fragmenty zostały sklejone.
Komisja wykonała ogromną pracę, aby zebrać wszystkie resztki samolotu. Ziemia z miejsca, w którym rozbił się samolot, została przesypana przez drobne sito. Wszystkie znalezione fragmenty, jak to zwykle się robi, zostały umieszczone w hangarze wzdłuż konturu samolotu.
Specjaliści przeprowadzili dokładną analizę wszystkiego, co można było przeanalizować. Między innymi na podstawie uszkodzeń łopatek turbiny silnika lotniczego stwierdzono, że działał on na zwiększonych obrotach. Udało się ustalić, że resztki świateł podwozia były pod napięciem – a więc nie wystąpiła awaria zasilania.
Brak rejestratora
Na dochodzenie przeznaczono w sumie około 3 miliony (!) roboczogodzin.
Nie obeszło się też i bez zwykłego rosyjskiego niechlujstwa. Samolot, który miał rozpoznać warunki meteorologiczne, wylądował minutę przed odlotem samolotu Gagarina, więc dokładnych wiadomości o pogodzie piloci nie mieli.
Tablica pamiątkowa przekazana szefowi Ośrodka Szkolenia Kosmonautów im. Gagarina przez przedstawiciela NASA, 21 stycznia 1971 r. Fot. Wikipedia
Lub inny przykład. W tamtych czasach w samolotach Mig-15 nie przewidywano instalacji czarnych skrzynek. Były zainstalowane tylko najprostsze samopisy, rejestrujące prędkość i wysokość lotu. Jednak akurat tego dnia do rejestratora samolotu zapomniano włożyć taśmę.
Specjaliści ustalili, że kwalifikacje pilotów były znacznie lepsze, niż było to potrzebne do wykonania prostego planu lotu, a skala oczywistych niedociągnięć w organizacji nie mogła być przyczyną katastrofy.
Wyniki pracy podkomisji w połowie maja 1968 r. zostały przedstawione przewodniczącemu Komisji Państwowej, marszałkowi Dmitrijowi Ustinowowi. Ten wszystkiego wysłuchał i wybuchnął: „Więc co, zostali strąceni przez złego ducha? Macie jeszcze trzy miesiące, ale przyczyna ma być znaleziona!”.
18 sierpnia 1968 r. Komisja Państwowa przyjęła orzeczenie w sprawie katastrofy samolotu Seriogina i Gagarina, które można streścić następująco: załoga UTI Mig-15 wykonała ostry manewr ze względu na „zmienioną sytuację w powietrzu” i wpadła w korkociąg. Próbując doprowadzić samolot do lotu poziomego, piloci zderzyli się z ziemią i zginęli. O tym, czym, spowodowana była ta „zmieniona sytuacja w powietrzu”, nie było słowa.
Tygodnik TVPPolub nas
Ale trzeba oddać członkom Komisji Państwowej sprawiedliwość: nawet wyczuwając kruchość swoich ustaleń, nie podjęli decyzji o zniszczeniu szczątków samolotu ani zabetonowaniu ziemi w promieniu 3 km od miejsca katastrofy. Komisja kazała pokryć te szczątki specjalną substancją ochronną, zapakować je w hermetyczne pojemniki i zdeponować w jednym z wojskowych instytutów badawczych, gdzie leżą do dzisiaj. Inaczej mówiąc, rozwiązanie kwestii przyczyn śmierci Jurija Gagarina pozostawiono jego następcom.
Czas antenowy dla ignorantów
Błąd pilotów wciąż pozostawał ostatnią, choć niewypowiedzianą i nieudowodnioną wersją katastrofy. Zaczęły się rozchodzić rozmaite pogłoski: „byli pijani”, „polowali na łosia”, „byli nieprzygotowani” itp. A telewizja dawała czas antenowy ludziom, którzy nie znali się na lotnictwie i nigdy nie widzieli dokumentów komisji śledczej.
Jako pierwszy zbuntował się przeciwko tej sytuacji dr hab. gen. Siergiej Biełocerkowski, profesor Akademii Lotniczej im. Żukowskiego i promotor Gagarina. Razem z kosmonautą Aleksiejem Leonowem (tez zresztą generałem i doktorem nauk technicznych) poprosił o odtajnienie dokumentów zebranych przez Komisję Państwową i ponowne przeprowadzenie dochodzenia. Pod koniec lat 80. pierestrojka była już w pełnym rozkwicie i klimat w kraju zmienił się. Mogli zaryzykować.
Leonow jeszcze 30 lat temu, kiedy odbywało się dochodzenie, wysunął własną wersję katastrofy: obecność w pobliżu MiG-15 innego dużego samolotu ponaddźwiękowego. I taki samolot rzeczywiście tam przelatywał! Ale oddajmy głos samemu autorowi tej hipotezy.
„W tym samym czasie na wysokości ponad 10 000 metrów testowano [ponaddźwiękowy myśliwiec przechwytujący] Su-11 z bazy Instytutu Lotnictwa im. Gromowa Ministerstwa Przemysłu Lotniczego z zainstalowanymi na pokładzie radiolokatorami azymutu i wysokości, ale ten ostatni, jak się okazało, działał niestabilnie.
Nie wzięto pod uwagę ani naszego oświadczenia o obecności Su-11, ani faktu, że podczas eksperymentu śledczego trzech wieśniaków niezależnie od siebie stwierdziło, iż widzieli nisko lecący samolot »ze skrzydłami jak bałałajka« i dwoma silnikami, i zidentyfikowali go wśród 10 pokazanych im modeli. Su-11 nie przestrzegał zaplanowanej trajektorii lotu i zszedł pod chmury na wysokość 400–500 metrów, a następnie włączył dopalacz i wrócił na właściwą wysokość (w tym czasie pracował tylko radar azymutu, a operator prowadził samolot jeszcze przez dwie minuty po katastrofie MiG-15). Moje wnioski i wyniki eksperymentu śledczego zostały odrzucone, a mnie kazano »siedzieć cicho«”.
Sfałszowany raport
W 2013 r. Aleksiej Leonow po raz pierwszy ogłosił ostateczną wersję śmierci Jurija Gagarina podczas lotu treningowego 27 marca 1968 r. W wyniku swojego wystąpienia w telewizji, kiedy bezpośrednio zwrócił się do prezydenta Władimira Putina z prośbą o odtajnienie dokumentów mówiących o prawdziwej przyczynie katastrofy, dostał zezwolenie na wgląd do tej części dokumentów Komisji Państwowej, która nie została odtajniona w 2011 r. O istnieniu takich dokumentów wiedziano, ale to, co było w zapieczętowanej kopercie, było znane tylko nielicznym osobom z czołówki przemysłu kosmicznego, którzy w tym czasie już nie żyli.
Warunki zapoznania się z dokumentami były dość surowe: nieujawnianie pewnych danych osobowych, zakaz kopiowania, a już tym bardziej skanowania oryginałów.
Aleksiej Leonow na pokładzie statku Sojuz 19. Fot. Wikipedia
W 2014 r. Leonow opowiadał: „Po zapoznaniu się z dokumentami dotyczącymi dochodzenia w sprawie katastrofy znalazłem swój własny raport, który załączono do sprawy. Został on całkowicie przez kogoś przepisany: czas miedzy momentami, kiedy do nas dotarły dźwięk eksplozji [MiG-15] i fala uderzeniowa wywołana przekroczeniem bariery dźwięku [przez Su-11], został wydłużony dziesięciokrotnie, tj. zamiast półtorej lub dwóch sekund pojawiły się liczby od 15 do 20 sekund. Miało to oznaczać, że samoloty znajdowały się w odległości 50 km od siebie. I nikt nie jest winien! Mój raport został sfałszowany! Na podstawie przeanalizowanych przeze mnie materiałów potwierdzam: pilot testowy Su-11 zszedł w dół, a następnie na dopalaczu, niemal z prędkością ponaddźwiękową, przeleciał w chmurach w odległości 10-15 metrów od samolotu Gagarina, który w wyniku turbulencyjnego zaburzenia wpadł w głęboką spiralę. Po 55 sekundach samolot zderzył się z ziemią. Załoga zginęła. Poproszono mnie o nie wspominanie nazwiska pilota Su-11...”.
Zabrakło półtorej sekundy
Znalezione przez Leonowa dokumenty potwierdziły podstawowe założenia o przyczynach katastrofy, które już kilkanaście lat wcześniej sformułował Biełocerkowski (zmarł w 2000 r.). Oto jego wnioski:
„Po pierwsze, podczas przygotowania do inspekcji wstępnej podano niedokładne informacje o pogodzie, gdyż lot samolotu rozpoznawczego się opóźnił.
Po drugie, wady konstrukcyjne samolotu. UTI MiG-15 to stara maszyna z 1956 r. Przeszła dwa remonty kapitalne, silnik (również wyprodukowany w 1956 r.) przeszedł cztery remonty kapitalne.
Po trzecie, niezadowalająca organizacja śledzenia lotów przez radary. Pod koniec lotu kontroler zamiast MiG-15 śledził na ekranie radaru inny samolot, najwyraźniej Su-11. Błąd został wykryty zaledwie 12 minut po katastrofie.
Po czwarte, poważne naruszenia w planowaniu lotów. Kontroler lotów nie miał pełnej informacji o startujących i znajdujących się w powietrzu samolotach. Tak więc minutę po starcie Gagarina i Seriogina wystartowała para szybszych samolotów MiG-21, która ich minęła w chmurach. Ale szczególnie niebezpieczna była sytuacja z myśliwcem Su-11, a tej informacji kontroler lotów w ogóle nie miał.
Co się wydarzyło podczas ostatniej minuty lotu? Ponieważ nie mieliśmy czarnych skrzynek, zamiast symulowania całego lotu na komputerze byliśmy zmuszeni rozwiązywać równania dynamiki ruchu, żeby znaleźć »korytarz«, w którym na pewno by się mieścił końcowy odcinek trajektorii od chmur do ziemi. I chociaż maszyna była w trybie nadkrytycznym, pilotom udało się wyjść z korkociągu i zacząć stopniowo wyprowadzać samolot z nurkowania. Pomimo ogromnego przeciążenia (10-11 g), nie doprowadzili oni do zniszczenia samolotu. Ale żeby się uratować, zabrakło im półtorej sekundy”.
Priorytetem kariera
Dlaczego więc niektóre dokumenty zniknęły z wniosków Komisji Państwowej, a raport sporządzony przez Leonowa został sfałszowany?
Najprawdopodobniej główną rolę w procesie ich usuwania odegrał Nikołaj Strojew, który w 1968 r. był zastępcą przewodniczącego Komisji ds. wojskowo-przemysłowych Rady Ministrów ZSRR. Nadzorował także pracę supertajnej komisji nr 2, która sprawdzała wnioski Komisji Państwowej. I to właśnie on kazał wyłączyć z akt materiały dotyczące samolotu Su-11, który wystartował 27 marca 1968 r. z bazy Instytutu Lotnictwa im. Gromowa. Wyjaśnił swoją prośbę tym, że nie ma potrzeby, aby narażać karierę „absolutnie niewinnego lotnika”.
Władimir Seriogin. Fot. Wikipedia
Ale wścibscy dziennikarze wyjaśnili, dlaczego potężny wiceprzewodniczący kompleksu wojskowo-przemysłowego przejął się losem prostego pilota. Okazało się, że od 1954 do 1966 r. Strojew był dyrektorem właśnie tego Instytutu! Naturalnie nie chciał rozgłaszać faktu, że Gagarin zginął z powodu rażącego naruszenia planu lotu przez pilota tak jemu bliskiej „firmy”. Honor munduru został uratowany, ale prawda była ukrywana przez długie 46 lat...
–Aleksander Bondariew, rosyjski dziennikarz i tłumacz. Mieszka w Paryżu.
W maju 2010 r. wraz z Władimirem Bukowskim, Natalią Gorbaniewską, Andriejem Iłłarionowem i Wiktorem Fajnbergiem, opublikował list otwarty do rządu polskiego w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Jego sygnatariusze pisali w nim między innymi: „Jesteśmy zdziwieni i poważnie zaniepokojeni przebiegiem śledztwa, które miało wyjaśnić okoliczności i przyczyny katastrofy Tu-154 pod Smoleńskiem. Powstaje wrażenie, że władze rosyjskie nie są zainteresowane wyjaśnieniem wszystkich przyczyn katastrofy, zaś władze polskie powtarzają zapewnienia o »pełnej otwartości« strony rosyjskiej, niczego się od niej faktycznie nie domagając i tylko cierpliwie oczekują, aż z Moskwy nadejdą dawno obiecane im materiały. Trudno się pozbyć wrażenia, że dla rządu polskiego zbliżenie z obecnymi władzami rosyjskimi jest ważniejsze niż ustalenie prawdy w jednej z największych tragedii narodowych. Wydaje się, że polscy przyjaciele wykazują się pewną naiwnością”.
W tekście zostały wykorzystane następujące źródła: Walerij Chajruzow, „Jurij Gagarin. Kołumb Wsjeljonnoj”, Moskwa 2011; Lew Daniłkin „Gagarin”, Warszawa 2015; Siergiej Biełocerkowski, „Gibiel Gagarina. Fakty i domysły”, Moskwa 1992; Siergiej Biełocerkowski, Aleksiej Leonow, „Im nie chwatiło 2 sekund”, „Prawda” 27.03.1987; Siergiej Biełocerkowski, „Tajna smierti Gagarina i Seriogina. Itogi 30-lietnich issljedowanij”, „Nauka i żyzń” nr3, 1998; „Komsomolskaja Prawda” 25.03.2008; „Sowierszenno siekretno” 08.04.2014.
Zdjęcie główne: Jurij Gagarin w Centrum Wyszkolenia Kosmonautów w Gwiezdnym Miasteczku pod Moskwą (1960). Fot. PAP/ITAR-TASS