– Świetlica daje nam szansę oderwać się od codzienności. Możemy sobie pogadać o czymś innym niż choroby naszych dzieci. Bardzo tego potrzebujemy – dodaje Anna Kiryłło, mama nastoletniej Klaudii. Lekarze zdiagnozowali u niej mózgowe porażenie dziecięce i wiele innych chorób, w tym zespół wad wrodzonych. Wciąż nie wiadomo; o jakie wady chodzi. Matka chodzi więc z córką po poradniach i gabinetach lekarskich oraz na rehabilitację. – Narodziny Klaudii wywróciły moje życie do góry nogami. Wprawdzie narodziny każdego dziecka są rewolucją, ale wychowanie zdrowego malucha jest o niebo łatwiejsze. Mam dwoje dzieci, jedno zdrowe, drugie chore, więc wiem, co mówię – mówi Anna Kiryłło.
Wegetacja za niecałe tysiąc złotych miesięcznie
W Polsce jeszcze do niedawna diagnoza o niepełnosprawności była wyrokiem, wpędzającym rodzinę w nędzę. Tak właśnie było w przypadku Anny Kalbarczyk. Jej życie zawaliło się siedem lat temu. Wtedy to u jej syna – Przemka – zdiagnozowano autyzm, czyli całościowe zaburzenia rozwoju. Do tego – problemy gastrologiczne i endokrynologiczne.
Chłopiec wymagał intensywnej rehabilitacji i całodobowej opieki. Mama musiała więc zrezygnować z pracy zawodowej – była kucharką – by móc prowadzać go na kolejne konsultacje, wizyty i komisje lekarskie. Szybko okazało się, że opieka nad chłopcem przekracza fizyczne możliwości jednej osoby. Ojciec Przemka, Marek Kalbarczyk, musiał zrezygnować z nieźle płatnej pracy spawacza po to, by móc pomagać żonie.
Przez lata rodzina wegetowała za niecałe tysiąc złotych miesięcznie, czyli poniżej minimum egzystencji. Ta kwota nie starczała im ani na czynsz za jednopokojowe mieszkanie socjalne, ani na rehabilitację chłopca, ani nawet na zakup jedzenia. A Przemek wymagał specjalnej diety, chodził w pampersach, musiał zażywać leki.