Historia

Biało-czerwoni... tylko w sercu

Występy Wojtka Wolskiego w hokejowej reprezentacji Kanady na igrzyskach w Pjongczang są solą w oku polskich kibiców. Podobnie jak wcześniej gole Łukasza Podolskiego, czy Miroslava Klose zdobywane na mundialach. Jednak reprezentowanie obcych barw nie zawsze było indywidualnym wyborem, a historia Polaków pod obcą flagą na największych imprezach sportowych znacznie starsza niż 100 lat niepodległości Polski.

W niedzielę 18 lutego będziemy oglądać na antenie Telewizji Polskiej mecz broniącej złota reprezentacji Kanady przeciwko Korei Południowej (TVP2 godz. 13:00). Wielu polskich kibiców sportu z pewnością zaskoczy polsko brzmiące nazwisko lewoskrzydłowego drużyny „Klonowego Liścia”. Wojtek Wolski jest kolejnym naszym rodakiem, który występuje na największej sportowej imprezie pod sztandarem innego państwa.

Losy polskich sportowców od zawsze były splecione z dziejami naszej historii, zwłaszcza wtedy gdy czekaliśmy na odzyskanie państwowości po okresie zaborów. Biało-czerwoni nie mieli szansy na reprezentowanie ojczyzny na pierwszych w historii igrzyskach olimpijskich nie tylko dlatego, że w Atenach w 1896 roku sportowcy nie występowali jako przedstawiciele krajów, a jedynie pod swoimi nazwiskami. Polski po prostu nie wtedy było na mapie świata.

Także podczas kolejnych igrzysk w Paryżu, Saint Louis, Londynie czy Sztokholmie Polacy mogli jedynie bronić barw zaborców. Nawet na igrzyska w Antwerpii w 1920 roku nie byliśmy w stanie wysłać własnej reprezentacji ze względu na mobilizację wszystkich sił na wojnie polsko-bolszewickiej.

Nie oznacza, to jednak że pierwszym polskim medalistą olimpijskim jest Adam Królikiewicz, który zdobył brąz w jeździeckim konkursie skoków w Paryżu w 1924. Sportowcy polskiej narodowości stawali na podium już wcześniej zapisując się w historii światowego sportu także wtedy gdy nasz kraj nie istniał i nie widniał na liście członków MKOl.

Debiut z dwugłowym orłem

Kunszt polskiej szkoły szabli docenili na przełomie wieków działacze sportowi Imperium Rosyjskiego powołując Juliana Aleksandrowicza Miszo do czteroosobowej reprezentacji na drugie w historii igrzyska w Paryżu. Julian Michaux - tak zapisywano jego nazwisko alfabetem łacińskim - w 1900 roku medalu dla wprawdzie nie zdobył, ale zajął piąte miejsce zapisując się w annałach jako pierwszy Polak-olimpijczyk. Dziadek Juliana pochodził z rodziny o belgijskich korzeniach i brał udział w powstaniu listopadowym, a ojciec Aleksander współtworzył pod koniec XIX wieku dziennik „Kurier Warszawski”.

Na pierwsze polsko brzmiące nazwisko medalisty igrzysk czekaliśmy do roku 1908. Bardzo dynamicznie rozwijający się za Oceanem sport korzystał z zaciągu Polonii rekrutującej się z emigracji końca XIX w. Synem polskich emigrantów był George Gaidzik (Jerzy Gajdzik), który specjalizował się w skokach z trampoliny. Zajął trzecie miejsce na podium.
George Gaidzik (Jerzy Gajdzik) w barwach USA zajął trzecie miejsce w skokach do wody na olimpiadzie 1908 roku. Fot. Wikimedia
W Londynie mógł spotkać rodaczkę, którą uznajemy za pierwszą polską olimpijkę. Występująca pod żółto-czarną flagą Austrii Felicja Pietrzykowska mogłaby być inspiracją dla późniejszych polskich gwiazd tenisa - Jadwigi Jędrzejowskiej czy Agnieszki Radwańskiej, jednak grę na londyńskich kortach zakończyła bez spektakularnych sukcesów.

Przed oficjalnym pierwszym olimpijskim startem Polaków w Paryżu, cztery lata wcześniej na igrzyskach 1920 w Antwerpii medal zdobył inny przedstawiciel amerykańskiej Polonii. Józef Krzyczewski był członkiem drużyny USA, która wywalczyła brązowy medal w... przeciąganiu liny.

Austria i Rosja wystawiały kolejnych zawodników polskiej narodowości w swoich reprezentacjach jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, na igrzyskach w Sztokholmie 1912. Lwowiak Władysław Ponurski, znany później jako prekursor polskiej lekkoatletyki, pierwszy oficjalny rekordzista Polski w biegu na 200 metrów, bez powodzenia startował w barwach Austrowęgier.

Karol Rómmel i Sergiusz Zahorski rozpoczęli w stolicy Szwecji swoją jeździecką karierę olimpijską reprezentując Rosję. Po odzyskaniu niepodległości wywarli spory wpływ na losy polskiej hippiki. Rómmel - urodzony w Grodnie, więc po latach chętnie przyznawali się do niego Białorusini - był późniejszym reprezentantem Polski na kolejnych igrzyskach i jeszcze przed II wojną światową został odznaczony m. in. Orderem Virtuti Militari, Krzyżem Oficerskim Orderu Polonia Restituta i Złotym Krzyżem Zasługi. Po wojnie, którą w spędził głównie w obozach koncentracyjnych, był m.in. trenerem i konsultantem przy produkcji „Krzyżaków”.

Z kolei Sergiusz Zahorski podczas kampanii kijowskiej roku 1920 dowodził 14 Pułkiem Ułanów, a służbę w armii zakończył jako generał brygady.

Stanisława... też była Polakiem

Międzywojenne dzieje polskiego olimpizmu zainaugurował występ reprezentacji na igrzyskach w Paryżu 1924. Mimo tego Polonia na świecie nadal dawała o sobie znać na dużych imprezach sportowych i polsko brzmiące nazwiska znajdowały się np. w kadrach drużyn pierwszych piłkarskich mistrzostw świata, szczególnie reprezentacji Francji, gdzie do pracy w kopalniach na początku XX wieku wyemigrowało pół miliona Polaków.

Stanisława Walasiewicz, późniejsza złota medalistka olimpijska z Los Angeles także mogła znaleźć się jako zaledwie 17-latka w lekkoatletycznej reprezentacji USA na igrzyska w Amsterdamie 1928. Nie miała jednak wtedy szans na amerykańskie obywatelstwo. Sukces Haliny Konopackiej, która zdobyła na tych igrzyskach pierwszy dla Polski złoty medal w historii, zachęcił Walasiewiczównę do przystąpienia do sportowego klubu polonijnego w Cleveland.
Stanisława Walasiewiczówna (w środku) zdobywa złoty medal dla Polski w biegu na 100 metrów na olimpiadzie w Los Angeles w roku 1932. Fot. PAP/PA
Przed kolejnymi igrzyskami, pomimo szykan w miejscu pracy i oferty od amerykańskiego komitetu olimpijskiego w ostatniej chwili zrezygnowała z obywatelstwa USA. Wyjechała na olimpiadę do Los Angeles jako reprezentantka Polski i w 1932 zdobyła złoto w sprincie, stając się największą bohaterką tamtejszej Polonii i drugą polską mistrzynią olimpijską.

Postać lekkoatletki obecnie budzi duże kontrowersje wśród historyków sportu. Dopiero po jej tragicznej śmierci w 1980 okazało się, że miała żeńskie i męskie narządy płciowe.

Snajper ze swastyką

Wspominany wcześniej mundial we Francji - rozegrany jako trzecie mistrzostwa świata w historii - miał swojego bohatera. Wyczyn Ernesta Wilimowskiego, który w przegranym meczu 6:5 z Brazylią zdobył aż cztery gole dla Polski na stałe zapisał się w dziejach futbolu.

Urodzony w 1916 w Katowicach jako Ernst Otton Pradella, wychowany w przez niemiecką matkę czuł się Ślązakiem i na Śląsku rozpoczynał swoją karierę zdobywając przed wojną aż czterokrotnie mistrzostwo Polski. W 1929 roku przyjął nazwisko swojego ojczyma – rodowitego Polaka Romana Wilimowskiego.

Gdy wybuchła wojna większość kolegów Wilimowskiego z przedwojennego Ruchu została wcielona do Wehrmachtu, część zdezerterowała przechodząc na stronę aliantów. Jeszcze inni zginęli na froncie wschodnim w niemieckim mundurze. Taki los spotkał np. ojca wybitnego polskiego trenera piłkarskiego Antoniego Piechniczka, a jeden z naszych najlepszych piłkarzy w historii Gerard Cieślik także brał udział w II wojnie światowej jako żołnierz armii niemieckiej.

Ernest Wilimowski natomiast podpisał volkslistę i z powodzeniem kontynuował karierę w reprezentacji III Rzeszy i policyjnym klubie. W 1941 roku zadebiutował ze swastyką na piersi w kadrze III Rzeszy zdobywając dwa gole przeciwko Rumunii. W sumie do czasów rozwiązania tej reprezentacji w 1943 roku zagrał w ośmiu meczach i zdobył 13 goli. Niektórzy uważają, że gdyby mundial odbył się w roku 1942, to nazwisko „Wilimowski” dziś znaczyłoby na świecie więcej niż Pele.

Po wojnie został w Niemczech Zachodnich, a legenda głosi, iż działacze PZPN podczas rozgrywanego w tym kraju mundialu 1974 uniemożliwili mu odwiedzenie polskich piłkarzy. Wilimowski chciał spotkać się Deyną, Latą i Tomaszewskim, którzy później wywalczyli trzecie miejsce. W 1995 został zaproszony na obchody 75-lecia Ruchu Chorzów, ale nie przyjechał z powodu choroby żony. Zmarł dwa lata później w Karlsruhe.

Wenta, reprezentant Niemiec

Dwóch wybitnych reprezentantów Niemiec ostatnich lat - Lukas Podolski i Miroslav Klose - urodziło się w Polsce. Obaj wyjechali jako dzieci z kraju i obaj przeszli niemiecki system szkolenia piłkarskiego. Urodzony w Gliwicach Podolski wielokrotnie podkreślał, że czekał powołanie do kadry biało-czerwonych, ale nikt z polskiej strony nie wyraził zainteresowania.
Ernest Wilimowski w barwach III Rzeszy tryumfuje po strzeleniu czwartej bramki w meczu przeciw Szwajcarii. Berno, październik 1942. Fot. PAP/Picture Alliance
Potem kariera napastnika FC Koeln w Niemczech rozwinęła się błyskawicznie, „Bild” opublikował w lutym 2004 roku artykuł „Polacy chcą ukraść Podolskiego”, i piłkarz niebawem otrzymał powołanie do reprezentacji młodzieżowej, a kilka miesięcy później znalazł się w kadrze na Euro 2004 zostając w kolejnych latach jednym z najlepszych zawodników Die Mannschaft.

W myśl przepisów FIFA, kto choć raz zagra w danej reprezentacji zostaje jej zawodnikiem do końca życia. Polakom pozostało więc tylko otarcie łez, zwłaszcza po dwóch golach, które zdobył w meczu Polska - Niemcy na mistrzostwach Europy 2008. Podolski po trafieniach ostentacyjnie nie okazywał radości, a polscy kibice mogli najwyżej śpiewać humorystyczne piosenki o niefrasobliwości działaczy PZPN.

Nieco inna była historia Miroslava Klose, który urodził się na Śląsku Opolskim, i jako 9-latek w 1987 roku wraz z rodziną przeniósł się do Niemiec. Nigdy nie rozważał występów w reprezentacji Polski. A szkoda, gdyż został nie tylko królem strzelców mistrzostw świata 2006, ale także najskuteczniejszym jak dotąd snajperem w historii mundiali i zawodnikiem, który dla niemieckiej kadry zdobył najwięcej bramek w historii.

Lista sportowców, którzy zakładali koszulkę z czarnym orłem, nie ogranicza się jedynie do piłkarzy. Nie wszyscy pamiętają, że zawodnikiem reprezentacji Niemiec w piłce ręcznej na igrzyskach w Sydney 2000 był Bogdan Wenta, późniejszych twórca sukcesów polskiego szczypiorniaka, a obecnie polski europarlamentarzysta.

Srebrny medal turnieju tenisa na ostatnich igrzyskach w Rio de Janeiro zdobyła dla Niemiec Angelique Kerber, która nadal posiada polskie obywatelstwo. Jedna z najbardziej lubianych - także w Polsce - zawodniczek światowego topu od kilku lat mieszka (i trenuje) w wielkopolskim Puszczykowie, ale nadal reprezentuje Niemcy. Także w Rio duńską flagę jako chorążyni swojej reprezentacji niosła Karolina Woźniacki, której mama była reprezentantką Polski w siatkówce, a ojciec piłkarzem Miedzi Legnica.

Również jeden z najlepszych europejskich bokserów lat 90. Dariusz Tiger Michalczewski dopiero w 2002 roku po raz pierwszy wystąpił pod polską flagą. Wcześniej zdobywał tytuły mistrza świata organizacji IBF, WBO i WBA jako Niemiec. Epizod występów w niemieckich barwach pod koniec lat 80. miał także lekkoatleta i mistrz olimpijski z Moskwy Władysław Kozakiewicz, który w schyłkowym okresie przed upadkiem komunizmu pozostał w RFN.

Czas „farbowanych lisów”

Niektórzy zawodnicy wykorzystują groźbę, że zmienią barwy narodowe, w negocjacjach ze związkami sportowymi. Paulina Ligocka (urodzona w Gliwicach, mająca obok polskiego także niemieckie obywatelstwo) nie mogąc dojść do porozumienia z Polskim Związkiem Snowboardu postanowiła, że będzie reprezentować Niemcy. 28. zawodniczka igrzysk w Vancouver chyba jednak nie zyskała uznania tamtejszej federacji, gdyż nie została powołana na żadną imprezę międzynarodowej rangi, w tym na igrzyska w Soczi.

Przykłady sportowców, którzy mogli reprezentować Polskę, ale nie zostali w odpowiednim czasie zaproszeni do występów pod biało-czerwoną flagą, przelały czarę goryczy po sukcesach Klose i Podolskiego. Dopiero wtedy PZPN zaczął poszukiwania uzdolnionych juniorów, którzy przeszli przez znacznie lepiej zorganizowane systemy szkolenia w Niemczech, Szwecji, Wielkiej Brytanii, a nawet USA.
Snowboardzistka Paulina Ligocka jeszcze jako reprezentantka Polski. Puchar Świata w Calgary, marzec 2007 r. Fot. REUTERS/Todd Korol
Dobrym przykładem dla nas byli Chorwaci, którzy potrafili przekonać do występów w swojej reprezentacji piłkarskiej zawodników urodzonych w Australii, a także Turcy, którzy po „stracie” na rzecz Niemiec Mesuta Oezila budują swoją kadrę w oparciu o rodaków od dwóch pokoleń posiadających niemieckie, duńskie czy francuskie obywatelstwo.

Polski „import” niestety już od początku oznaczał zawodników o niższym potencjale, czyli takich którzy nie mogli nawet pomarzyć w występach w reprezentacjach Francji czy Niemiec. Dlatego też Adam Matuszczyk, Eugen Polanski, Sebastian Boenisch, Ludovic Obraniak czy Damien Perquis bez większych problemów odnajdywali w szufladach paszporty dziadków czy rodziców i zgłaszali akces do polskiej kadry narzekającej na brak klasowych piłkarzy. Możliwość występu na Euro 2012 sprawiała, że nawet uszczypliwe słowa Franciszka Smudy o „farbowanych lisach” nie były problemem.

Pamiętajmy, iż na początku obecnej dekady, przed Euro 2012 Polska zajmowała miejsce poza pierwszą „70” rankingu FIFA. Obecnie, gdy jesteśmy notowani w pierwszej dziesiątce i znajdujemy się w pierwszej grupie Ligi Narodów, nawet takie gwiazdy posiadające polskich przodków, jak Laurent Koscielny (Francja), Andy Johnson (Anglia), Robert Acquafresca (Włochy), czy nawet Paolo Dybala (Argentyna) mogłyby chcieć założyć koszulkę z orzełkiem na piersi. Tylko czy mieliby dziś pewne miejsce w kadrze Adama Nawałki na mundial?

PZPN rozwija rozbudowany program wyszukiwania dzieci polskiej emigracji z lat 90. W młodzieżowych kadrach Polski pojawiają się zawodnicy, którzy przeszli system szkolenia juniorów w akademiach zachodniej Europy. Może dzięki temu historie takie jak Pawła Cibickiego, który na młodzieżowym Euro rozgrywanym w ubiegłym roku w naszym kraju zagrał w barwach Szwecji przeciwko Polsce, nie będą się powtarzać.

Wolski to nie Gretzky

Wspomniany na początku Wojtek Wolski, który reprezentuje Kanadę na igrzyskach w Pjongczang z pewnością nie zagra przeciwko hokejowej reprezentacji Polski. A to dlatego, że biało-czerwoni ostatni występ na igrzyskach odnotowali 26 lat temu w Albertville, a obecnie znajdują się w niższej dywizji i nie mają nawet szansy na rywalizację z najlepszymi drużynami świata.

Urodzony w 1986 roku w Zabrzu Wolski doskonale wpisuje się w historię polskiej emigracji lat 80. Jako dwuletnie dziecko przeszedł z rodzicami przez obóz dla uchodźców i ostatecznie wylądował w kanadyjskiej prowincji Ontario. Lewoskrzydłowy z Polski nie był może największą gwiazdą NHL, ale występował w cenionych drużynach ligi, będąc jedynym po Mariuszu Czerkawskim i Krzysztofie Oliwie Polakiem w najbardziej znanych rozgrywkach hokejowych świata. Lokaut w NHL, czyli zawieszenie rozgrywek wynikające z konfliktu władz ligi z ze związkiem zawodników, umożliwiły Wojtkowi powrót do Polski i występy w klubie Ciarko Sanok. Gra w relatywnie słabej polskiej lidze była tylko krótkim epizodem i hokeista obecnie kontynuuje karierę w klubach ligi rosyjskiej.
Wojtek Wolski (w biało-granatowym stroju) jako zawodnik Washington Capitals. Styczeń 2013 r. Fot. REUTERS/Ray Stubblebine
Wolski wielokrotnie podkreślał, że czuje się Polakiem, ale obowiązki zawodnika NHL praktycznie uniemożliwiłyby mu występy dla naszej reprezentacji. Po pierwsze liga nie zawiesza meczów na czas zawodów międzynarodowych i nawet teraz w czasie turnieju olimpijskiego nadal toczy się walka o Puchar Stanleya. Po drugie, w myśl przepisów światowej federacji musiałby przed powołaniem co najmniej dwa lata występować w naszym kraju.

Tak oto nieoczekiwanie dla Wojtka pojawiła się szansa występu w reprezentacji olimpijskiej Klonowego Liścia, która broni złotego medalu wywalczonego w Soczi. Liga nie zgodziła się na wstrzymanie rozgrywek w czasie igrzysk i kanadyjska federacja musiała skompletować kadrę z grona zawodników występujących w Europie.

Tym samym Wolski może osiągnąć sukces, który nigdy nie był udziałem Wayne’a Gretzky’ego – najsłynniejszy na świecie hokeista nigdy nie zdobył medalu olimpijskiego. Najlepszemu snajperowi w historii NHL, którego przodkowie emigrowali za Ocean z terenów kresów II Rzeczpospolitej pod zaborem rosyjskim, także przypisywano polską narodowość. Tym bardziej, że kiedyś na konferencji prasowej, komentując szkocki strój kolegi zażartował mówiąc: „na szczęście ja jestem Polakiem”. Niestety nigdy nie zgłosił akcesu do występów w reprezentacji Polski. O pochodzenie Gretzky’ego do dziś spierają się polska, ukraińska i białoruska diaspora w Kanadzie.

Team USA rządzi

Na koreańskich igrzyskach możemy kibicować także innym sportowcom, którzy mają jakieś związki z Polską. Najciekawszy jest chyba zawodnik short-trackowej kadry USA J.R Celski. Dwukrotny brązowy medalista z Vancouver jest dzieckiem polsko-filipińskiego małżeństwa. Dlaczego nie startuje dla Polski (lub dla Filipin)?

Trudno ukryć, że przynależność do Teamu USA otwiera ogromne możliwości związane ze stypendiami, najlepszymi przygotowaniami i wreszcie kontraktami reklamowymi. Dopiero po powrocie z igrzysk i zdjęciach z amerykańską lub kanadyjską flagą przyjdzie czas na przyjęcia w polskim stylu i spotkania z Polonią.

– Cezary Korycki
Zdjęcie główne: Wojtek Wolski jako hokeista Florida Panthers, marzec 2012 rok. Fot. Getty Images/Justin K. Aller
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.