Publicystę „Le Figaro” Érica Zemmoura znawcy Francji nazywają koktajlem Mołotowa. Z jednej strony przypomina o tym, że jest berberyjskim Żydem, z drugiej – masowy napływ imigrantów potrafi krytykować ostrzej niż Front Narodowy. Jego opinie wywołują medialne tsunami. „Wróg numer jeden” – pisze o nim jego własna redakcja. Kim jest francuski publicysta, który skrytykował pouczanie Polski w sprawie ustawy o IPN?
„Polacy nie robię niczego tak, ja inni. Kształcą kompetentnych hydraulików, zamykają swoje granice przed falą muzułmańskich imigrantów, nie dają pełni władzy sędziom i nie negują swoich chrześcijańskich korzeni. Teraz medialnym światem Zachodu wstrząsnął fakt przyjęcia przez nich prawa zabraniającego historykom mówienia o »polskich obozach zagłady« w stosunku do obozów śmierci, które zostały zbudowane przez Niemców na terenie Polski (…). Wyrzucamy Polakom coś, co sami zrobiliśmy. Ustanowiliśmy oficjalną, państwową wersję historii” – napisał na łamach francuskiego „Le Figaro” publicysta Éric Zemmour.
Strona "Le Figaro" z artykułem Zemmoura. Fot. printscreen
W wywiadzie wideo dla dziennika zaznaczał, że Polacy nie powinni być łączeni z obozami koncentracyjnymi. – Od dwudziestu lat przyjmujemy ustawy, które tworzą oficjalną wersję francuskiej historii, a teraz dajemy lekcję Polakom? – pytał retorycznie.
To niespodziewane, płynące z Francji wsparcie dla nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej od razu podchwycili prawicowi użytkownicy Internetu w Polsce. Wątpliwe jednak, by francuski publicysta w ogóle zauważył w Google Trends wzrost popularności hasła „Zemmour” nad Wisłą.
Przyzwyczajony jest już do tego, że jego publicystyka, wypowiedzi w radiu czy telewizji nie tylko odbijają się echem w różnych tytułach i programach albo prowokują do polemiki innych intelektualistów. One wywołują wręcz medialne tsunami. Dziennikarz trafia na okładki poczytnych gazet, do jego tez odnoszą się premierzy, ministrowie i gwiazdy popkultury. Raper Youssoupha umieścił go w swojej piosence, wyśpiewując w jednej ze zwrotek, że zapłaci temu, kto „uciszy” Zemmoura.
Książki tego publicysty to bestsellery, a wydawnictwa nie nadążają z ich drukiem, bo sprzedają się nawet w 20 tysiącach egzemplarzy… dziennie! Jego ostatnią, wydaną w 2016 roku książkę „Un quinquennat pour rien” („Pięć lat za darmo”), która była szarżą przeciwko polityce Françoisa Hollanda – jak podkreśla „najbardziej żałosnego prezydenta V Republiki” – i islamizacji Francji, „Le Figaro” reklamował hasłem: „Wróg numer jeden i numer jeden w punktach sprzedaży”. Kolonizacja berberyjskiego Żyda
Przeciwnicy piszą o nim, że chce być bardziej francuski od Francuzów z dziada pradziada, pokazać się jako większy goj od rzeczywistych gojów. Zemmour, choć urodzony we francuskim Montreuil, ma algierskie korzenie i pochodzi – co sam często podkreśla – z rodziny Żydów berberyjskich.
– Błogosławię Francję za to, że zostałem kulturowo skolonizowany, za to, że Francja skolonizowała moich przodków – powtarza w wywiadach i telewizyjnych dyskusjach.
Jako szkolny prymus, świetnie radzący sobie z językiem francuskim i historią, poszedł na studia w Instytucie Studiów Politycznych (IEP) w Paryżu, choć jego pierwszym wyborem była renomowana École Nationale d’Administration (ENA) – szkoła administracji publicznej. Do egzaminu podchodził dwukrotnie, jednak bez skutku. Dziś oponenci wytykają mu, że poległ na egzaminie ustnym do ENA, więc słaby z niego polemista, choć akurat słowny fechtunek to sztuka, którą Zemmour opanował do perfekcji.
Po studiach próbował sił w reklamie. W jednej z agencji wymyślał slogany. – Byłem w tym beznadziejny. Nie trwało to dłużej niż sześć miesięcy – opowiadał tygodnikowi „Le Point”.
Jego lekkie pióro docenił w 1986 r. „Quotidien de Paris”, dając mu pierwszy dziennikarski angaż. Przez 20 lat Zemmour był dziennikarzem politycznym. Kilkakrotnie zmieniał redakcje, ale na dłużej związał się z dziennikiem „Le Figaro”, a później także z tygodnikiem „Le Figaro Magazin”.
Okładki "Le Figaro"
– Największą popularność i status medialnej gwiazdy dał Zemmourowi telewizyjny program „On n’est pas couché” („Nie idziemy spać”), nadawany w publicznym kanale France 2. To rodzaj programu publicystycznego, gdzie polityka miesza się z popkulturą, obok bieżących wydarzeń politycznych omawiane są premiery książkowe, teatralne, muzyczne. Program jest nadawany na żywo o godzinie 21, 22, czasem później. Trwa nawet trzy godziny, a ogląda go około trzech, czterech milionów widzów – mówi Marcin Darmas z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.
– Zemmour występował tam w roli snajpera, jak mawia się we Francji. Recenzował książki, przedstawienia teatralne. Był kilerem francuskiej telewizji. Satyrycy w swoich rysunkach przedstawiali go jako wciąż niezadowolonego Gargamela, wzdychającego za dawną Francją – opowiada.
Z Zemmourem wiecznie polemizował w programie jego imiennik, wydawca i pisarz, Éric Naulleau. – Jeden uosabiał Francję reakcyjną i nostalgiczną, a drugi – nowoczesną socjaldemokrację. Ten polifoniczny dwugłos okazał się telewizyjnym strzałem w dziesiątkę. Obecnie prowadzą wspólny, autorski program publicystyczny na kanale prywatnym – dodaje socjolog. Nike zamiast islamu
Z dziennikarza politycznego Zemmour stał się publicystą, telewizyjnym polemistą i eseistą o bardzo wyrazistych poglądach. – On to swego rodzaju koktajl Mołotowa. Postrzegany jest jako prawicowiec konserwatysta, ale jednocześnie jest ostrym krytykiem demokracji i neoliberalizmu – mówi Darmas.
I tak opisuje jego „wybuchowe” poglądy: – Jest wielkim admiratorem Napoleona. Mówiąc o powrocie do republikańskiej szkoły, gdzie nad nauczycielami przestaną dominować uczniowie i rodzice, powtarza postulaty dawnej lewicy spod sztandaru Jaurèsa (Jean Jaurès – przywódca socjalistyczny, zamordowany w 1914 r. – przyp. red.). Z jednej strony Zemmour przypomina o tym, że jest z pochodzenia berberyjskim Żydem, z drugiej strony blisko jest mu do Frontu Narodowego m.in. w kwestii masowego napływu imigrantów do Francji. Marine Le Pen zadeklarowała nawet, że gdyby tworzyła własny rząd to chciałaby w nim widzieć Érica Zemmoura w roli ministra kultury. Zresztą przed wyborami prezydenckimi wszyscy w napięciu czekali na polityczną deklarację, kogo poprze Zemmour. Ten jednak rozczarował Francuzów i nie zdradził, na kogo będzie głosował, choć i tak większość podejrzewała, że na Le Pen.
Zemmur przyznaje, że jego polityczne wybory ewoluowały. I choć dziś narzeka, że nad Sekwaną od czasu Rewolucji Francuskiej nie ma porządnej prawicy i nie udało się stworzyć dumnej, wielkiej partii konserwatywnej, to nie ukrywa, że w latach 80. sympatyzował z francuską lewicą.
– Uważałem się za lewicowca. Głosowałem na Mitteranda w 1981 i w 1988 roku. Zerwałem z lewicą, kiedy wypłynęła historia islamskich chust w szkole w Creil – mówił „Le Point”. W 1989 r. kilka uczennic z Creil odmówiło zdjęcia czadora, mimo polecenia nauczycielki. Sprawa została nagłośniona przez media i wywołała szeroką dyskusję na temat islamskich nakryć głowy w placówkach edukacyjnych. Francja, rządzona wówczas przez lewicę, ostatecznie zgodziła się na chusty w szkołach (pod pewnymi warunkami) i zaczęła mówić o „prawie do odmienności”, czemu Zemmour do dziś zdecydowanie się sprzeciwia.
Jego najbardziej wyraziste poglądy dotyczą obecnej, masowej imigracji do Francji, którą mocno krytykuje. Nawołuje do całkowitego zatrzymania napływu obcej ludności uznając, jest ono zagrożeniem, którego Francja nie przetrwa.
Zwraca uwagę, że do lat 60. imigranci przybywający do l’Hexagone (Francuzi nazywają swój kraj sześciokątem od kształtu państwa metropolitalnego) asymilowali się, przyjmowali francuską kulturę i język za swój, identyfikowali się z krajem. Co zmieniło się w połowie lat 70., kiedy to wprowadzono politykę łączenia rodzin robotników z krajów Maghrebu pracujących we Francji. – Gdy przyjechały żony i dzieci, powróciła – skądinąd zrozumiała – ochota odtworzenia dawnego domu, dawnego życia. Ale ona oznaczała: nie dać się przerobić na Francuza – mówił Zemmour „Rzeczpospolitej” w 2015 r.
– Wróciły więc także arabskie imiona nadawane dzieciom, podczas gdy imigranci ze wszystkich innych nacji wybierali dla potomstwa imiona francuskie. Postępowała reislamizacja z meczetem jako ośrodkiem kulturalno-społecznym, a nie tylko religijnym. Francuskie elity, z lewa i z prawa, sprzyjały temu procesowi w poczuciu kolonialnej winy oraz wiary w skuteczność amerykańskiego mitu, według którego nawet bardzo się od siebie różniące wspólnoty mogą zgodnie żyć razem. Stąd się wzięły stowarzyszenia w rodzaju SOS Rasizm, forsowanie „prawa do odmienności”, koncepcja i praktyka multi-kulti – tłumaczył.
Zemmour uważa, że imigrant powinien osiągnąć taki poziom asymilacji, w którym historię Francji będzie uznawał za własną, bardziej będzie bolał nad klęską Napoleona niż nad zburzeniem świątyni w Jerozolimie. Własną rodzinę stawia zresztą za przykład.
Młoda muzułmańska dziewczyna podczas demonstracji, ubrana w tradycyjną chustę, stoi przy bramie liceum, której prewencyjnie pilnuje francuska policja. Sto uczennic w północnej Francji protestowało przeciwko zarządzeniu Ministerstwa Edukacji, które zabrania noszenia w szkołach ubrań manifestujących przynależność religijną. Pażdziernik 1994. Fot. REUTERS/Pascal Rossignol
Zaznacza, że jego rodzice musieli wykonać ogromną pracę, by zasymilować się z francuskim społeczeństwem. Podczas gdy w kontekście współczesnych imigrantów mówi się o inkluzji, nie wymaga się od nich postawienia Francji przed islamem, w efekcie czego nie uczą się nawet języka francuskiego, bo w ich domach utrwala się przekonanie, że to „diabelski język”.
Choć – jak podkreśla Zemmour – jego przodkowie nie walczyli za Francję, to on sam czuje się ze wszech miar Francuzem tęskniącym za dawną potęgą swego kraju. I zaznacza, że jemu rodzice nadali francuskie imiona: Éric Justin Léon. Moïsem jest tylko w synagodze i podobnie, jego zdaniem, powinni postępować muzułmanie.
Publicysta głosi, że Francja utraciła na rzecz muzułmanów dużą część swojego terytorium, bo Francuzi z wielu miejsc zostali wyparci przez islamistów, którzy królują choćby na przedmieściach. W rozmowie z internetową telewizją TVL winą za taki obrót spraw obarczał polityków wszystkich opcji.
– Byłem klasycznym dziennikarzem politycznym przez wiele lat, godzinami rozmawiałem z politykami różnych opcji, od skrajnej prawicy do skrajnej lewicy. Kiedy dotykaliśmy tematu masowej imigracji muzułmanów wszyscy, za wyjątkiem dosłownie kilku osób, mówili mi: „Spokojnie, oni tak samo jak my, będą chcieli konsumować produkty Nike”. To zdanie mnie uderzyło, bo słyszałem je setki razy – stwierdzał Zemmour. – To zresztą zabawne, że zawsze pojawiał się Nike, okazało się, że to więcej niż Coca Cola, która była symbolem w czasach mojej młodości. Od lat 90. to Nike jest symbolem konsumpcjonizmu. Politykom, z którymi rozmawiałem, materializm nie pozwolił dostrzec, że człowiek jest przede wszystkim istotą poszukującą wartości duchowych, a islam odpowiada na tę potrzebę – wyjaśniał.
Okładka pisma.
Dodał, że francuskie elity doprowadziły do sytuacji, w której dzisiaj wewnątrz narodu francuskiego jest drugi – muzułmański. Jego zdaniem w historii nie było jeszcze takiego przypadku, by dwie tak różne kultury współistniały ze sobą na jednym terytorium, w końcu więc dojdzie we Francji do cywilizacyjnej wojny domowej. Przepychanki z gwiazdą kina
Opinie na temat islamu przysparzają Zemmourowi najwięcej wrogów. Zwłaszcza, że w ostrych telewizyjnych debatach nie przebiera w słowach. – Podczas jednego z programów telewizyjnych powiedział, że większość dilerów narkotyków na terenie Francji to Arabowie. Pomimo oskarżenia o szerzenie treści rasistowskich, z tych słów nigdy się nie wycofał – mówi dr Darmas.
Ze swoich stwierdzeń dotyczących muzułmanów musiał się jednak wielokrotnie tłumaczyć w sądzie, część procesów wciąż jest w toku. Za wypowiedź, że „pracodawcy mają prawo nie zatrudniać Arabów i czarnoskórych”, został pozwany przez kilka organizacji walczących z rasizmem. Sąd uznał, że „przekroczył grancie wolności słowa”.
Trwa sprawa związana z jego wywiadem dla włoskiego dziennika „Corriere della Sera”, któ®emu powiedział: „Kodeksem cywilnym muzułmanów jest Koran. Żyją między sobą na peryferiach. Francuzi są zmuszeni, by się stamtąd wynieść”. W sprawie tej zapadł wyrok skazujący Zemmoura na trzy tysiące euro grzywny za „szerzenie nienawiści do muzułmanów”, ale sąd odwoławczy go anulował i proces ruszy od nowa.
Wywiad ten był też podstawą oskarżeń wobec publicysty, że chce deportować z Francji pięć milionów muzułmanów. I choć sam dziennikarz „Corriere della Sera” prostował sprawę tłumacząc, że z ust Francuza nie padło słowo „deportacja”, kontrowersje nie ucichły.
W 2017 r. Zemmour został z koeli skazany na pięć tysięcy euro grzywny za wypowiedź w programie France 5, w kontekście jego ostatniej książki „Un quinquennat pour rien”. Stwierdził on, że trzeba muzułmanom „kazać wybierać między islamem a Francją”, a także przekonywał, że każdy „muzułmanin, niezależnie czy o tym mówi, czy nie, uważa dżihadystów za dobrych muzułmanów”.
Te i podobne stwierdzenia z ostatniej książki Zemmoura były też zarzewiem jego medialnego konfliktu z aktorem Omarem Sy, który stał się jedną z największych kinowych gwiazd po tym, jak zagrał główną rolę w filmie „Nietykalni”. Wymiana ciosów między nimi była długa i mocna.
Sy – muzułmanin, wychowany na przedmieściach syn Mauretanki i Senegalczyka – zaproszony do telewizyjnego programu „C à vous” we France 5, by skomentować premierę filmu „Infierno”, zboczył z tematu i zaprezentował tyradę na temat „pajaca”, który jest numerem jeden w księgarniach i który „prowokuje dla samego prowokowania”. W innym programie Zemmour odgryzł się aktorowi stwierdzając, że „schlebia mu, kiedy pajac wyzywa go od pajaców”. I dorzucił, iż „ma to gdzieś”, że Sy jest idolem Francuzów.
Aktor w odwecie nazwał Zemmoura kryminalistą i apelował, by nie zapraszać go do mediów. Publicysta „Le Figaro” stwierdził z kolei, że Sy nie miał czasu na opanowanie języka francuskiego i nie wie, co znaczy słowo „kryminalista”. Ostatecznie Sy wycofał się nawet z zaplanowanej promocji filmu „Knock”, bo jak tylko pojawiał się w mediach, dziennikarze pytali go o konflikt z Zemmourem. „Manifest 343 łajdaków”
Jednak poglądy Zemmoura nie kończą się na krytyce imigracji i muzułmanów. Jest bezlitosny dla Unii Europejskiej, europejskich technokratów, kapitalizmu, globalizacji.
Twierdzi, że Francja jest poddana władzy gejów, krytykuje lobby homoseksualne i feministyczne. O Christiane Taubira, minister sprawiedliwości w latach 2012-2016 mówił, iż otrzymała to stanowisko wyłącznie dlatego, że jest ciemnoskórą kobietą. Kiedy dyskutowany był pomysł karania mężczyzn korzystających z usług prostytutek, na przekór feministkom podpisał „Manifest 343 łajdaków”, który sygnatariusze zatytułowali „Nie dotykaj moje kurwy!”.
Publicysta „Le Figaro” wypomina także Francuzom konsekwencje, jakie przyniosło legalizowanie w 1975 r. aborcji na życzenie. Obliczył, że nad Sekwaną żyłoby dziś o siedem milionów więcej obywateli, co miałoby niebagatelny wpływ na potencjał polityczny i ekonomiczny kraju.
W 2006 r. kontrowersje wywołała wydana przez niego swego rodzaju parodia „Drugiej płci” Simone de Beauvoir. – Zemmour swoją książkę zatytułował „Pierwsza płeć” i ostro krytykował w niej feministki i feminizację społeczeństwa, dowodził że sfeminizowani zostali także mężczyźni – mówi Marcin Darmas.
– Jednak dużo głośniejsza było wydane w 2014 r. „Samobójstwo Francji”, w którym publicysta analizował przemiany we Francji z ostatnich 40 lat – podkreśla. Jako przyczyny kryzysu państwa Zemmour wskazywał: strukturalizm („Moim celem jest dekonstrukcja strukturalizmu” – mówił), przemiany maja’68 (protesty, rozruchy i długi strajk przeciwko rządom gaulistowskim, kapitalizmowi i tradycyjnemu społeczeństu; ich efektem były m.in. popularność ideologii liberalnych, rewolucja seksualna, feminizm), upadek wartości rodzinnych i politykę samobiczowania się Francuzów. – Pisał o perwersyjnym konfesjonale, w którym stale siedzą Francuzi wyznając swoje winy z czasów kolonializmu i kolaboracji z Niemcami, a i tak nikt nie chce im ich odpuścić – opowiada socjolog.
Ale – jak zaznacza Darmas – najwięcej polemik wzbudził rozdział o państwie Vichy. Zemmour zanegował bowiem powszechnie przyjęte we Francji ustalenia amerykańskiego historyka Roberta Paxtona, autora książki „Francja Vichy”, według którego reżim marszałka Pétaina był złem absolutnym, a szef rządu nie ograniczał się jedynie do reakcji na naciski ze strony Hitlera, lecz robił znacznie więcej niż wymagał od niego Berlin. – Zemmour stwierdził wręcz, że zawierając porozumienie z Hitlerem, Pétain uratował francuskich Żydów, wydając jedynie tych, którzy nie byli Francuzami. Nie wycofał się z tego, kilkakrotnie powtarzał to w telewizji. Ta negacja wywołała we Francji szaleństwo, falę krytyki Zemmoura, jego medialny ostracyzm – wspomina Darmas.
Publicysta pozostaje jednak stałym współpracownikiem poczytnego dziennika „Le Figaro” i radia RTL. Ma też swój program na kanale Paris Première. A jego przeciwnicy konstatują, że językiem Zemmoura zaczyna mówić coraz więcej Francuzów.
Spotkanie Philippe’a Pétaina z Adolfem Hitlerem w Montoire-sur-le-Loir, 24 października 1940. Fot. WIkimedia/Bundesarchiv, Bild 183-H25217 / CC-BY-SA 3.0
Pokazują to chociażby wyniki sprzedaży jego książek. Mimo że przez mainstream uznawane są za kontrowersyjne, rasistowskie i nie zasługujące na drukowanie, sprzedają się w setkach tysięcy egzemplarzy. „Pierwsza płeć” osiągnęła sprzedaż około 100 tys. egzemplarzy. „Samobójstwo Francji” – ponad pół miliona. Książka ta strąciła z pierwszego miejsca list bestsellerów wyznania Valérie Trierweiler – zdradzonej konkubiny byłego prezydenta Francji François Hollande. W pierwszych dniach z księgarń w całej Francji znikało po 5 tys. egzemplarzy „Samobójstwa” dziennie, a w drugim tygodniu sprzedaży już nawet po 20 tys., choć sam ówczesny premier Manuel Valls mówił o autorze, że „jest tylko nazywany intelektualistą” i odradzał Francuzom lekturę jego książki.
– Francuzi są zalani cukierkową propagandą przez media pokazujące, że głównym problemem Francji jest np. przeniesienie jakiegoś zakładu do Polski. Prawdziwa francuska inteligencja gdzieś w swoich trzewiach jednak rozumie, że Francja stoi przed o wiele poważniejszymi problemami. Książki Zemmoura stanowią dziś element konstytuujący współczesną francuską myśl intelektualną – mówi Eryk Mistewicz, prezes Instytutu Nowych Mediów, znawca Francji i francuskich mediów.
I dodaje: – Éric Zemmour jest we Francji jednym z największych intelektualistów i osobowości medialnych. Idzie pod prąd, jest mocno na bakier z poprawnością polityczną, ponieważ uważa, że niszczy ona debatę publiczną, stawia tamę intelektualnym rozważaniom. W Polsce nie mamy takiej osoby jak Zemmour. Kiedy widzę w zapowiedziach francuskich programów, że on będzie gościem, chcę go oglądać, bowiem zawsze będzie to inspirujące, nieoczywiste, niebanalne, bardzo często idące pod prąd. Warto go słuchać i czytać, bo porusza, skłania do myślenia.
Kto się panoszy we Francji?
Sam Zemmour pytany w TVL o sukces sprzedażowy własnych książek odpowiadał, że w społeczeństwie francuskim istnieje „świadomość społeczna”. – Wiele osób nie potrafi ubrać w słowa tego, co myśli. Ale jeśli ktoś do nich wyjdzie z tymi słowami, to ludzie się reflektują: „Tak, ja myślę dokładnie tak jak ten facet” – tłumaczył.
Jego zdaniem po atakach terrorystycznych opinie Francuzów dojrzały, lecz nie trzeba było zamachów, żeby dostrzegli pewne zjawiska. – Francuzi zostali wyparci z przedmieść, a ci, którzy żyją w metropoliach dostrzegają zmiany, jakie zaszły w społecznym pejzażu Francji. Wszyscy to widzą, ja nie jestem do tego potrzebny. Ja tylko prezentuję historyczną i racjonalną analizę tego fenomenu – dodawał.
Tygodnik TVPPolub nas
Jeszcze na długo przed wyborami prezydenckimi, w których kandydatka Frontu Narodowego Marin Le Pen przeszła do drugiej tury i zdobyła w niej ponad 33 proc. głosów, lewicowy dziennik „Le Monde” bił na alarm, że we Francji „panoszy się prawica”. Zapytany o to przez „Rz”, Zemmour zareagował śmiechem. Po czym stwierdził: – Jest nas aż czterech, to i tak większa potęga niż trzej muszkieterowie: filozof Michel Onfray, wspomniani Finkielkraut (Alain, pisarz i eseista – przyp. red.) i Houellebecq (Michel, pisarz, autor głośnej „Uległości” – przyp. red.) oraz ja. I co – we czwórkę podbiliśmy Francję? Opanowaliśmy redakcje? Bzdury. Trzeba zrozumieć, że siłą lewicy nie są jakieś jej gwiazdy, tylko zapatrzone w nią media. Ogromna większość dziennikarzy sprzyja lewicy. – Agnieszka Niewińska
Zdjęcie główne: Eric Zemmour podczas spotkania autorskiego z czytelnikami w klubie biznesowym „Cercle de Lorraine” w Brukseli w Belgii, 6 stycznia 2015 r. Prezentował swoją książkę „Le suicide francais” („ Francuskie samobójstwo”) i składał autografy. Kolejna prezentacja jego książek w Brukseli została odwołana po tym, jak organizacje lewicowe zaprotestowały przeciwko organizacji spotkań z publicystą. Fot. PAP/EPA/OLIVIER HOSLET