Cywilizacja

Mąka na piersi, jajka na podłodze. Za kulisami „Bake Off. Ale ciacho”

Amatorzy wypieków swoją wiedzą i umiejętnościami doganiają, a bywa, że wręcz przeganiają profesjonalistów. Jak szybko rozpracowują tajne receptury na przysmaki, takie jak torty – od weselnych, przez bezowe, po popularne w tym sezonie drip cake, czyli z czekoladą ściekającą po bokach niczym sople – dowodzi program „Bake Off. Ale ciacho”. Nowa edycja właśnie ruszyła, emisje w każdą niedzielę o godz. 15.20 w TVP2.

Fort Sokolnickiego w parku Żeromskiego na warszawskim Żoliborzu. To właśnie tu przez 20 dni zawzięcie piekła finałowa 12–tka uczestników kulinarnego programu TVP, wyłoniona spośród ponad 300 chętnych. Co ważne, swoimi słodkościami nie tylko chcieli podbić podniebienia jurorów, ale też zachwycić ich oko.

– Jest słodko, naprawdę bardzo słodko, a do tego bardzo szybko. Mam wrażenie, że nasi uczestnicy szybciej się ze wszystkim wyrabiają, są bardziej skupieni, zdyscyplinowani – żartobliwie opisuje sytuację na planie Krzysztof Ilnicki, juror, który w programie jest od pierwszej serii. – To 12 osób, które prezentują 12 krańcowych wizji cukiernictwa. Nawet kiedy mają do wykonania klasyczne wypieki, to jednak nie do końca spodziewamy się klasyków. Potrafią z nich naprawdę wyczarować cuda – dodaje ten najlepszy cukiernik w Polsce. Bo taki tytuł (Prix au Chef Pâtissier) otrzymał w 2016 roku, gdy został laureatem prestiżowej nagrody AIG PRIX, przyznawanej przez Europejską Akademię Gastronomiczną.
Ilnicki jest absolwentem Thames Valley University w Londynie na kierunku Międzynarodowych Sztuk Kulinarnych. Był szefem cukierni w restauracji „Hakkasan” w Londynie, wyróżnionej słynnymi gwiazdkami Michelina, uznawanej za najlepszą azjatycką restaurację na świecie i 19. wśród 50 w ogóle najlepszych na globie. Był też wiceszefem cukierni w londyńskiej „Mirabelle” Marco Pierra White’a – brytyjskiego restauratora, szefa kuchni i telewizyjnej osobowości, znanego i z talentu kulinarnego, i z wybuchowego charakteru. Flagowym deserem Polaka jest sernik kokosowy, którym zachwycał się brytyjski „The Guardian”.

Razem z nim uczestników „Bake Off” ocenia Michał Bryś, nazywany polskim Gordonem Ramsay’em. Ów szkocki restaurator , według dwutygodnika „Forbes” z dochodem 38 milionów dolarów najlepiej zarabiający szef kuchni na świecie, prowadzi programy kulinarne nazywane z powodu jego zachowania „Hell's Kitchen” czy „Kuchenne koszmary”. Bryś prowadził polską wersję jednego z nich i choć nie dał się poznać od aż tak piekielnej strony, to intryguje swoimi życiowymi wyborami.

Obecny szef kuchni to samouk. Z wykształcenia jest bowiem aktorem po krakowskiej szkole teatralnej (w 1994 r. zagrał w „Śmierć jak kromka chleba” Kazimierza Kutza) oraz producentem: telewizyjno-filmowym po Uniwersytecie Śląskim w Katowicach (był kierownikiem produkcji w TVP) i muzycznym (pracował w jednej z wielkich wytwórni, wyreżyserował ok. 60 teledysków, m.in.: „Zoil” Katarzyny Nosowskiej i Kazika Staszewskiego, „Kiler” Elektrycznych Gitar, „4 pory” Hey i „Tak mi Ciebie brak” Kasi Kowalskiej). Kariery filmowe i producenckie porzucił jednak dla gotowania. Choć nie skończył żadnej szkoły gastronomicznej, to doświadczenie zdobywał w najlepszych restauracjach świata, takich jak De Librije w Zwolle, The Ledbury w Londynie czy Geranium w Kopenhadze. Jak sam mówi, gastronomię ma we krwi, a swoją restaurację prowadzi na warszawskim Starym Mokotowie.
Można uznać, że Bryś jest wzorem dla uczestników „Bake Off”. O tym, że można zostać laureatem programu będąc totalnym amatorem i piekąc ciasta tylko dwa razy w roku, przekonał się Tomasz Bąkowski. Zwycięzca 3. edycji z zawodu jest architektem i dowcipkuje, że owe techniczne umiejętności wykorzystał w finale poprzedniego „Bake Off”. – Wykonałem tort, który miał skomplikowaną konstrukcję, a architektoniczna wiedza pomogła mi go wykonać tak, że się nie rozpadł i najwyraźniej zachwycił jurorów – wspomina.

Żartuje, że jego konstrukcja mogła być dla jury inspiracją do jednej z konkurencji, z którą będą musieli się zmierzyć uczestnicy obecnej edycji programu. Chodzi o słodką budowlę z własnoręcznie wykonanych herbatników. To zdecydowanie bardziej konstrukcyjne zadanie niż pozostałe, takie jak wykonanie mrożonego deseru, tortu świecącego w ciemności, czy hitu ostatnich miesięcy, czyli wspomnianego drip cake.

Kto tym razem wszedł do finału „Bake Off”? – Każdy z uczestników jest z zupełnie innej bajki. Mamy m.in. 50-latkę interesującą się fantastyką, ochroniarza i nastolatkę, która za chwilę będzie zdawać maturę. Są różni, ale łączy ich jedno: świetnie pieką – mówi Katarzyna Kołeczek, jedna z dwóch prowadzących program. Wraz z Marceliną Zawadzką, znaną m.in. z „Pytania na śniadanie”, wspiera uczestników w walce o tytuł Polskiego Mistrza Wypieków i 50 tysięcy złotych nagrody.

Na planie często panuje wręcz kulinarny Armagedon. – Obie pomagamy uczestnikom nie tylko oswoić się z obecnością kamery, ale we wszystkim, na tyle na ile pozwalają nam zasady konkursu. Coś podamy, coś przyniesiemy z lodówki, trochę pomieszamy łyżką w garnku, żeby się nie przypaliło – wylicza Marcelina Zawadzka. Mimo to – ubolewa – często na podłodze lądują jajka czy masło. – Fartuchy i nasze sukienki są całe w mące. Pani od kostiumów nie jest z tego powodu zadowolona, ale znosi to dzielnie – dodaje ze śmiechem.

Krzysztof Ilnicki obserwuje, że każdy z uczestników ma też inny sposób pracy. – Jedni z totalnego chaosu potrafią wyczarować cuda, dla innych te cuda muszą tworzyć się w totalnym porządku i w przemyślany sposób – opowiada.
Każdy musi zmierzyć się z tzw. konkurencją techniczną – tak było we wszystkich edycjach programu. Wcześniej ten sam przepis testują jurorzy. – Oni działają na swoich stanowiskach, a my tuż za ścianą. Musimy sprawdzić, ile mniej więcej czasu będą potrzebowali na wykonanie zadania i jak trudne będzie dla nich wyzwanie, które przed nimi postawimy – opowiada Ilnicki.

W drugiej konkurencji uczestnicy przygotowują swoje popisowe wypieki. Wcześniej informują ekipę programu, co chcą upiec i co będzie im do tego potrzebne. Natomiast o rodzaju i ilości składników potrzebnych do wykonania przepisów technicznych, decydują jurorzy.

– W każdym odcinku wykorzystujemy nawet 100 kilogramów mąki, kilkanaście kg cukru i ponad 100 jajek – wylicza Tomasz Kamil Lipiński z produkcji programu.

Produkty kupowane są tuż przed rozpoczęciem zdjęć, by zachowały świeżość. Ale niektóre kilka tygodni wcześniej sprowadzane są do Polski z innych krajów. – Tak jest w przypadku albuminy, czyli suszonego białka do pieczenia bez. Ona nadaje bezie równe kształty. Poza tym pistacje sprowadzamy z Włoch, a najlepszy gatunek wanilii pochodzi z Madagaskaru – tłumaczy Lipiński. Spiżarnię uzupełniają specjalnie do tego zatrudnione osoby. Inne dbają o stanowiska uczestników, przy których tworzą wypieki. Każde z nich jest wyposażone w mikser, blender, trzepaczki i inne niezbędne akcesoria, jak silikonowe maty, miarki, łyżki. To wszystko widzimy. Ale całego procesu wyrobu smakołyków już nie. – Choć na ekranie wszystko wygląda jakby piekło się dosłownie w kilka minut, czasem ten proces trwa dwie, a nawet trzy godziny, bo musimy poczekać aż ciasto wyrośnie albo się wystudzi. Magia telewizji robi jednak swoje – dodaje Lipiński.

Bywa też rzecz jasna, że coś się nie uda i potrawa lub jej część lądują w koszu, a uczestnicy muszą od nowa poradzić sobie z zadanym tematem, już w o wiele krótszym czasie. Prowadzące program zagrzewają ich do walki, a w międzyczasie podjadają to, czego ci nie wykorzystają. O to, by pokazać, jak powstają owe smakołyki i przekazać widzom emocje programu, dba na planie w sumie około stu osób. Poza filmowcami, stylistami czy charakteryzatorami to także np. opieka medyczna.
Tomasz Bąkowski, zwycięzca poprzedniej edycji „Bake Off” podsumowuje, że udział w programie to dużo zabawy, nauki, różnych uczuć. I jeśli są minusy bycia laureatem, to raczej zabawne. – Znajomi nie chcą mnie do siebie zapraszać na coś słodkiego. Boją się, że to skrytykuję, stwierdzę, że coś wyszło nie tak. A ja nie jestem od wydawania opinii, bo nie jestem żadnym jurorem. No i bardziej niż wymyślne desery, smakują mi tradycyjne ciasta z kategorii babcinych, którymi można się najeść – podsumowuje z uśmiechem.

W pewnych sytuacjach godzi się jednak z traktowaniem go jak cukierniczy autorytet. Przyznaje, że choć wcześniej rzadko sprawdzał swoją wiedzę w kuchni, to dużo o pieczeniu czytał. – Do dziś uczestnicy z mojej edycji dzwonią do mnie i pytają o moją wiedzę teoretyczną, a potem testują to w praktyce – opowiada. Często bywa też zaczepiany na ulicy i podpytywany jak ubić śmietanę, albo dlaczego ciasto nie wyrosło. – To miłe, więc chętnie udzielam porad – dodaje Bąkowski.

Jednak nie porzucił na rzecz pieczenia swojej architektonicznej pasji. – Owszem częściej zdarza mi się stać teraz w kuchni i raczyć swoimi wypiekami rodzinę, ale nie mam zamiaru przekuwać tego w biznes – mówi Polski Mistrz Wypieków z poprzedniej edycji.

– Anna Bartosińska
Zdjęcie główne: „Bake Off. Ale ciacho” IV edycja, emitowana jest od 4 marca 2018 r. Fot. TVP
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.