Skoro nigdzie nie notowano prawdziwych ani przybranych nazwisk tych dzieci, to czy dziś w ogóle coś można byłoby ustalić? Jedynie fakt, że akt chrztu został sfałszowany. I tyle.
To, co napisałem, nie oznacza, że nie rozumiem starań strony żydowskiej, by odnajdywać „zagubione dzieci”, a czasem nawet dzieci tych dzieci. Z perspektywy judaizmu, a nawet tożsamości żydowskiej odejście tych potomków od własnej tożsamości, od żydowskości i judaizmu, to – w pewnym zakresie – także triumf Hitlera. Odzyskanie ich zaś, to triumf Izraela.
I choć jako katolik uważam, że chrzest jest darem – a dla wielu z tych dzieci był zarówno darem życia doczesnego, jak i wiecznego – to jednocześnie trudno mi nie zrozumieć, że Żydzi chcą, by poznały one prawdę. Aby lepiej to zrozumieć wystarczy zadać proste pytanie: czy nie uważamy, że polskie dzieci porwane przez hitlerowców i przekazane Niemcom na wychowanie, także mają prawo do poznania prawdy o swoim pochodzeniu? A przecież dla nas sprawa jest prostsza, bo nie dotyczy kwestii świętych, takich jak chrzest czy przynależność do narodu wybranego.
– Tomasz P. Terlikowski