Marzec urządzili nam Sowieci
piątek,
9 marca 2018
Domaganie się od Polaków przeprosin za antyżydowską nagonkę z 1968 r. jest pomysłem niedorzecznym. Pełną odpowiedzialność za te wydarzenia ponosi ugrupowanie rządzące wówczas Polską – PZPR.
Przypomnijmy najprostsze fakty. W 1944 r. na ziemie polskie wkroczyła Armia Czerwona, której bagnety pozwoliły na zainstalowanie w Polsce systemu komunistycznego. Wszystko to odbyło się na gruzach polskiej niepodległości, metodami siłowymi, które tylko zasłaniano przed opinią publiczną farsą związaną z referendum w 1946 r. i sfałszowanymi wyborami rok później.
Władza obca i niesuwerenna
Komuniści dzierżący wówczas władzę nad Wisłą nie mieli więc za sobą ani znaczącego poparcia społecznego ani demokratycznej legitymacji. O wszystkich ważkich sprawach Polski decydowano na Kremlu. Tak w kwestiach polityki międzynarodowej, jak i wewnętrznej kierownictwo Polskiej Partii Robotniczej pozbawione było (a z nim i Polska) elementarnych atrybutów suwerenności.
Ówczesne realia funkcjonowania władz w Warszawie dobrze oddaje przebieg wizyty partyjno-państwowej na Kremlu w październiku 1944 r., kiedy Bolesław Bierut został wzięty na bok przez Józefa Stalina i Wiaczesława Mołotowa. Tam Stalin zaczął wyzywać go od najgorszych: Szto ty, job twoju mat’, diełajesz w Polsze, Kakoj ty komunist, ty sukinsyn” („Co Ty, s… synu robisz w Polsce? Co z ciebie za komunista, sukinsynu?”). W odpowiedzi Bierut zadeklarował ustąpienie ze wszystkich stanowisk, jeśli taka będzie potrzeba. I po tym dostał instrukcje w sprawie konieczności zaostrzenia kursu politycznego w Polsce.
Tak wyglądały polsko-sowieckie relacje, tak wyglądała suwerenność Polski. To Kreml zdecydował o usunięciu w 1948 r. z funkcji pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego PPR Władysława Gomułki i namaścił na jego miejsce małego zahukanego agenta – Bolesława Bieruta.
Po Październiku’56 wciąż dyktat Kremla
W czasach stalinowskich polska polityka międzynarodowa była praktycznie echem polityki Związku Sowieckiego. Także w kraju decyzje rządzącej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w dużej mierze były pochodną poleceń i oczekiwań strony sowieckiej – zarówno w kwestiach społecznych i politycznych, jak i gospodarczych.
Polacy byli w pełni podporządkowani komunistycznej władzy i nie mieli najmniejszych możliwości artykułowania swoich politycznych opinii. Setki tysięcy z nich dotknęły prześladowania i represje. Kary więzienia można było dostać nawet za tzw. szeptankę, czyli opowiedzenie dowcipu politycznego w kilkuosobowym gronie czy wyrażenie w pracy negatywnej opinii na temat partii rządzącej.
Październik 1956 r. przyniósł pod tym względem znaczną liberalizację. Powracający do władzy Gomułka, choć był komunistą, to jednak na fali przemian po śmierci Stalina wywalczył sobie nieco większy margines wolności w stosunku do Moskwy. Ale pryncypia pozostały niezmienne: partia dysponowała pełną kontrolą nad aparatem państwowym i organami przymusu. Do swojej dyspozycji posiadała też wszechogarniającą cenzurę i kontrolę nad środkami kreującymi emocje społeczne: radiem i gazetami.
Mimo liberalizacji reguł obowiązujących w obozie socjalistycznym polityka PRL wciąż pozostawała funkcją i pochodną polityki Kremla. Polska była całkowicie niesuwerenna. Dość powiedzieć, że Wojsko Polskie tylko formalnie podlegało organom konstytucyjnym PRL (Sejm i rząd), a nawet PZPR. Pełnię władzy w kwestii dysponowania wojskiem na wypadek wojny miał sowiecki Sztab Generalny. Jego plany nie były znane nawet członkom ścisłego kierownictwa PZPR.
Bardzo jasne reguły obowiązywały też w kwestii tego, kto jest na arenie międzynarodowej sojusznikiem, a kto wrogiem Polski i socjalizmu. To, co było aktualnym elementem polityki Moskwy, automatycznie stawało się obowiązujące dla Warszawy.
Izrael jak III Rzesza
5 czerwca 1967 r. Siły Obronne Izraela zaatakowały okrążające ten kraj państwa arabskie. Po kilku dniach konflikt, który przeszedł do historii jako wojna sześciodniowa, zakończył się sukcesem Żydów. Rozbili oni wspierane zbrojnie przez Moskwę Egipt, Syrię i Jordanię. Związek Sowiecki początkowo groził bezpośrednią interwencją, a potem zerwał stosunki dyplomatyczne z Izraelem.
Tak samo musiała postąpić także Polska Ludowa. W bloku sowieckim rozpoczęła się brutalna kampania antyizraelska, w której zwycięzców porównywano nawet z hitlerowcami. Karykatury przywódców izraelskich z hitlerowskimi symbolami stały się również obowiązujące w Polsce.
Ton kampanii narzucał pierwszy sekretarz KC PZPR tow. „Wiesław”, czyli Władysław Gomułka, który w czasie słynnego przemówienia na Kongresie Związków Zawodowych w sierpniu 1967 r. grzmiał z trybuny: „przez dziesięciolecia będzie się w szkołach wojennych całego świata sławić operacje lotnicze Izraela jako najlepszy przykład sztuki wojennej, mogący się jedynie równać tylko z decydującym sukcesem niemieckiej Luftwaffe w czasie ataku na Polskę w 1939 r.”.
Władze partyjne wiedziały, że nie tylko sympatie osób pochodzenia żydowskiego, ale także znacznej części Polaków są raczej po stronie Izraela, niż po stronie wspieranych przez Moskwę Arabów. Ale przedmiotem brutalnej akcji propagandowej stali się polscy Żydzi.
Gomułka nazwał ich „V kolumną” i wykrzykiwał: „w związku z tym, że agresja Izraela na kraje arabskie spotkała się z aplauzem w syjonistycznych środowiskach Żydów-obywateli polskich, które nawet z tej okazji urządzały libacje, pragnę oświadczyć, że nie czyniliśmy przeszkód obywatelom polskim narodowości żydowskiej w przeniesieniu się do Izraela, jeżeli tego pragnęli. Stoimy na stanowisku, że każdy obywatel Polski powinien mieć tylko jedną ojczyznę, Polskę Ludową”. Jeszcze w 1967 r. w wojsku (zresztą przy znaczącym udziale ówczesnego szefa Sztabu Generalnego ludowego Wojska Polskiego, gen. Wojciecha Jaruzelskiego) rozpoczęły się pierwsze czystki antyżydowskie.
Nie tylko studenci
Nastroje w PRL od dawna nie były najlepsze: panował powszechny marazm, wielu miało świadomość rosnącego zacofania w porównaniu z Zachodem, wielu doskwierała pospolita szarość i bieda. Rosło niezadowolenie robotników, niechęć wobec rządów komunistycznych wśród twórców kultury i studentów była coraz większa.
19 marca 1968 r. na publicznym spotkaniu z warszawskim aktywem partyjnym Władysław Gomułka już na początku przemówienia wskazał winnych rozruchów: „w wydarzeniach, jakie miały miejsce aktywny, udział wzięła część młodzieży akademickiej pochodzenia lub narodowości żydowskiej. Rodziny wielu z tych studentów zajmują mniej lub bardziej odpowiedzialne, a także wysokie stanowiska w naszym państwie”. W taki sposób komunistyczne władze z jednej strony fałszowały skalę i charakter protestów społecznych, a z drugiej – wskazywały palcem winnych całej sytuacji. Żydów: prominentów i ich dzieci.
Polacy – ofiary, a nie sprawcy
Wprawdzie w przemówieniach Gomułka deklaratywnie odżegnywał się od antysemityzmu, to jednak ich treść była sygnałem do rozpętania nagonki. Organizowano przymusowe spędy robotników na wiece poparcia dla tow. „Wiesława” w licznych zakładach pracy.
Nagonka na „syjonistów” w mediach była inicjatywą kierownictwa PZPR, w którego rękach pozostawało ponad 90 proc. nakładu ukazujących się gazet. To, iż nawet nie wszystkie partyjne tytuły (jak „Polityka”) dołączyły do akcji „walki z syjonizmem” nie zmienia faktu olbrzymiej kampanii rozpętanej przez partię. Głos społeczeństwa w przestrzeni publicznej był wówczas nieobecny.
Oczywiście, nie zabrakło też i małych ludzi (tacy znajdą się wszędzie), którzy ochoczo poszukiwali w swoim środowisku „syjonistów”. Działała silna frakcja partyjna tzw. partyzantów pod kierownictwem Mieczysława Moczara. Wśród nich było sporo prymitywnych antysemitów. Ale reprezentowali oni jedno ze środowisk wewnątrz PZPR, a nie ówczesne polskie społeczeństwo.
W wyniku wydarzeń marcowych PRL opuściło kilkanaście tysięcy polskich obywateli pochodzenia żydowskiego, z których wcześniej większość pozbawiano możliwości studiowania albo pracy. Ale to nie Polacy i nie Polska ponoszą tutaj winę. Antyżydowska kampania 1968 r. była zorganizowana przez kierownictwo Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej oraz pozostający w jej dyspozycji aparat bezpieczeństwa. Korzeni tego dramatu trzeba szukać w trwających w PZPR w ciągu wcześniejszych kilkunastu lat ostrych porachunkach i tarciach frakcyjnych.
Także medialna akcja propagandowa nie miała swego źródła w opiniach obywateli, skoro w przytłaczającej większości media znajdowały się w rękach PZPR. Partii, która zarządzała niesuwerennym krajem i represjonowała kogo chciała: Żydów i Polaków; studentów i robotników, naukowców i pisarzy. Sama narzucona Polakom siłą, niesuwerenna, w pełni podporządkowana Moskwie, do sprawowania władzy w kraju nie mająca ani demokratycznej ani żadnej innej legitymacji.
–Piotr Gontarczyk