Cywilizacja

Brodaci chasydzi na dachach samochodów i tysiące domów publicznych. Agenci Mossadu i bezpańskie koty

Prostytucja w Izraelu jest legalna i tylko w samym Tel Awiwie jest ponad 250 domów publicznych. Kobiety uprawiające tu nierząd w przeważającej większości są blondynkami o smukłej, zgrabnej sylwetce i słowiańskich rysach twarzy, co mieszkańcy Bliskiego Wschodu bardzo cenią.

Nie zjeść porannej szakszuki, to tak, jakby „być w Rzymie i nie zobaczyć papieża”. Czym jest i jak smakuje ta potrawa? W dosłownym tłumaczeniu oznacza wielki bałagan. Aksamitne żółtko wśród uduszonych do miękkości pomidorów, podsmażanej cebuli i papryki (lub bakłażanu), doprawione ostro, słodko i korzennie, to najlepsze izraelskie śniadanie, jakie znam i jakie jadłam.
Szakszuka w Izraelu dawno przestała być tylko daniem przybyszów z Libii czy Tunezji. To po humusie, tabuli, falafelu kolejna arabska specjalność, którą Izrael zassał, pokochał i zmodernizował, a także objął międzynarodowym marketingiem.

Natomiast „czarna galaktyka” to już czysto izraelski wynalazek. Tę odmianę czarnych pomidorów stworzyli izraelscy naukowcy, specjaliści uprawy roślin z firmy Technological Seeds DM. Kolor uzyskano nie przez modyfikację genetyczną, ale przez skrzyżowanie z jedną z odmian dzikiej borówki czarnej.

Czarny pomidor jest obecnie hitem kulinarnym, zwłaszcza wśród młodych Izraelczyków. Jak smakuje? Szaleństwa nie ma, ale kolor, w tym przypadku, ma znaczenie...

Królestwo kotów

Będąc w Izraelu, trudno nie odnieść wrażenia, że jest to królestwo kotów. Są dosłownie wszędzie. Królują w miejskich uliczkach, na kempingach i przydomowych śmietnikach, w których nie tylko mniej lub bardziej skutecznie szukają pożywienia, ale nawet śpią.

W Izraelu koty mają status dzikich zwierząt i nie można ich wyłapywać do schronisk. Ich populacja ciągle rośnie, co dla turysty z Europy jest szokiem. Kiedyś nie zamknęłam drzwi wejściowych na taras na pierwszym piętrze, i wyszłam na kilka minut z domu, udając się do pobliskiego sklepu. Wracam z zakupami, wchodzę do kuchni, a tam… cztery rosłe kocury.
Władze izraela nie radzą sobie z wciąż wzrastającą populacją kotów. Fot. Ewelina Rubinstein
Jeden bezczelnie grzebał łapą w puszce z czerwoną fasolą, drugi i trzecim kończą właśnie niezjedzone przeze mnie wędzone sardynki, a ostatni z nich leżał na blacie i pożerał kawał wołowiny. Na nic zdały się moje krzyki. Skuteczna okazała się dopiero miotła, która wypędziła intruzów z domu.

W Jerozolimie to normalne, że koty, kiedy tylko zobaczą otwarte drzwi od tarasu czy mieszkania, korzystają z okazji i nieproszone buszują po kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Miejscowi oraz turyści regularnie dokarmiają te zwierzęta, których w całym kraju - według ostatnich danych przedstawionych przez izraelski rząd - jest aż dwa miliony.

Wyłapać i wywieźć za granicę

Elżbieta Bieniecka, podróżniczka przyznaje, że władze kraju nie radzą sobie z wciąż wzrastającą populacją kotów. - Do Izraela sprowadzono je dawno temu, jeszcze za Brytyjczyków, którzy z ich pomocą walczyli z plagą szczurów. Koty zadomowiły się w ówczesnej Palestynie i od tamtego czasu ich populacja z roku na rok rośnie - wyjaśnia Bieniecka.

- Obecnie władze Izraela starają się nad nimi zapanować, wprowadzając sterylizację bezpańskich kotów, ale nie jest to proste. Problem w tym, że kastracja nie jest zgodna z prawem żydowskim, dlatego Izraelczycy szukają innego rozwiązania. Podobno w planach było wyłapanie jak największej ilości kotów jednej płci i oddanie ich innemu państwu, które chciałyby je przygarnąć. Czy uda się to wcielić w życie? Sądzę, że będzie ciężko... - przyznaje podróżniczka.

Dodaje także, że koty w Izraelu są bardzo lubiane i tolerowane, choć czasami bywają natrętne. - To niezwykle przyjazne zwierzęta. Większość z nich przyzwyczajona jest do życia obok człowieka. Nie uciekają, kiedy chce się je pogłaskać, a za kawałek jedzenia nawet pozwalają zrobić sobie zdjęcie.

Wspólna kąpiel w cenie

Kiedy przeglądamy pięknie ilustrowane albumy ze zdjęciami Ziemi Świętej, kiedy z podziwem patrzymy na modlących się pod Ścianą Płaczu Żydów, kiedy niemalże ze łzami w oczach czytamy o miejscach, w których bywał sam Jezus Chrystus, to aż trudno uwierzyć, że w tym samym kraju spotkać możemy świat znany nam z ulic wielkich europejskich stolic. - Burdele? To niemożliwe - słyszę, kiedy polskim znajomym opowiadam o szerzącej się w Izraelu prostytucji.
Miri, 18-letnia prostytutka pochodząca z jednego z krajów dawnego ZSRR na ulicy Tel Awiwu. Fot. REUTERS Fot.
Często zapomina się, że Izrael to kraj, w którym mieszkają nie tylko bogobojni Żydzi, ale też tacy, którzy handlują narkotykami czy się prostytuują. Tu też spotkamy Żydów żebrzących, nietrzeźwych, nałogowo palących papierosy czy przeklinających na każdym kroku.

Prostytucja w Izraelu jest legalna i tylko w samym Tel Awiwie jest ponad 250 domów publicznych. Według danych opublikowanych przez izraelskie Ministerstwo Sprawiedliwości wynika, że prostytucją zajmują się kobiety, które w większości (aż 95%) pochodzą z krajów byłego Związku Radzieckiego. Obecnie w domach publicznych zatrudnionych jest około 20 tysięcy pań, które - nie zawsze z własnej woli - świadczą usługi seksualne.

Dwa lata temu telawiwskie media bardzo głośno mówiły i pisały o kobiecie, która popełniła samobójstwo przy ulicy Hayarkon 67 w budynku, w którym funkcjonowała agencja towarzyska. Ta 40- letnia prostytutka, w ten sposób chciała zwrócić uwagę na to, jak traktowane są kobiety na świecie i jak powszechnym zjawiskiem jest handel kobietami.

Większość domów publicznych skupiona jest w centrum miasta, w pobliżu hoteli oraz plaż. Za pół godziny seksu z panią do towarzystwa trzeba zapłacić minimum 200 szekli (ok. 200 zł), a za 60 minut o sto szekli więcej. Poza zbliżeniem, w cenie jest także wspólna kąpiel albo masaż erotyczny.

Żyd przychodzi na masaż erotyczny

Kobiety uprawiające nierząd, w przeważającej większości są blondynkami, o słowiańskich rysach twarzy, smukłej, zgrabnej sylwetce, co mieszkańcy Bliskiego Wschodu bardzo cenią. Ubiegłoroczny raport izraelskiego Ministerstwa Sprawiedliwości jednak przeraża. „W samym Tel Awiwie około 1000 kobiet, które zajmują się prostytucją, jest w wieku poniżej 18 lat” - czytamy na rządowych stronach. Raport podaje dane także na temat niepełnoletnich chłopców, którzy świadczą usługi seksualne oraz o osobach transseksualnych, które sprzedają ciało za pieniądze.

Problem jest trudny do rozwiązania, ponieważ handel kobietami w Izraelu ma się bardzo dobrze. Policja próbuje walczyć z mafią, która kontroluje rynek prostytucji, ale wydaje się, że to walka z wiatrakami. Co jakiś czas wybuchają skandale w głównej roli z funkcjonariuszami policji, o których mówi się wprost, że są opłacani przez tutejszych bossów.
Jerozolima, przy ulicy Cardo, Stare Miasto. Fot. Ewelina Rubinstein
Handel żywym towarem nie jest w Izraelu nowym zjawiskiem. Rozkwit przymusowej prostytucji w Ziemi Świętej przypada na wczesne lata 90. Wtedy to, przez Syrię, przemycano kobiety z Ukrainy, Rosji, Białorusi, Mołdawii, a nawet Polski. Trafiały do domów publicznych m.in. w Tel Awiwie, gdzie były więzione i zmuszane do prostytucji. „A kiedy już nie nadawały się do biznesu, bo albo były za stare, albo znudziły się klientom, po prostu je zabijano” - mówi dziennikarz Seth J. Frantzman, który wielokrotnie na łamach „The Jeruzalem Post” opisywał narastający problem prostytucji w Izraelu.

Kto korzysta z usług prostytutek? „To głównie mężczyźni arabskiego pochodzenia, turyści. Są w wieku około 40- 50 lat. Ale Izraelczycy też się zdarzają, choć rzadko. Jeśli już przychodzi do burdelu Żyd, to głównie na masaż erotyczny, a średnia wieku w tym przypadku nie przekracza 36 lat”- relacjonuje Frantzman.

Licytacja prostytutek

Kiedy media mówiły o lukach w przepisach prawnych i pobłażaniu stręczycielom, to ministerstwo zajmujące się sprawami opieki społecznej, publikuje raport, w którym stwierdza, „iż niecałe 10 procent kobiet jest zmuszana do prostytucji, a reszta świadczy usługi dobrowolnie (…)”.

Seth J. Frantzman nie do końca zgadza się ze stanowiskiem rządu. - Przedstawiony raport jest prawdziwy tylko w części - mówi.- Ministerstwo nie ma bowiem fizycznej możliwości dotarcia do kobiet, które są przetrzymywane w izraelskich domach publicznych. Trudno jest dotrzeć do tych pań. Nawet, jakby przyszło się do domu publicznego, udając klienta, to przecież żadna z nich nie powie: „Ratuj mnie!”.

Faktem jest, że handel żywym towarem jest nagminny. Wśród prostytuujących się kobiet aż 62% jest matkami, a 20% posiada tytuł naukowy. Według raportu podkomisji Knesetu ds. handlu kobietami, do Izraela przemycono 10.000 – 15.000 kobiet w ciągu ostatnich czterech lat do pracy jako prostytutki.
Ortodoksyjni Żydzi w Jerozolimie. Fot. Getty Images/Ilia Yefimovich
Czytamy w nim: „Kobiety pochodzące głównie z byłego Związku Radzieckiego, sprzedawano w drodze publicznej licytacji, za kwoty do 10.000 dolarów i zmuszano do pracy do 18 godzin na dobę. Średnio, kobiety otrzymywały tylko 3% pieniędzy, które zarabiały na prostytucji, a wiele z nich zgwałcono i pobito. Większość kobiet przemycono przez granicę egipską i zwabiono z Rosji i Europy Wschodniej fałszywymi obietnicami pracy sekretarek”.

Permanentna inwigilacja

Spacerując ulicami największych miast w Izraelu, trudno uwierzyć, że całą dobę są rzetelnie monitorowane przez tamtejsze służby. Ale tak właśnie jest. Obserwacja nigdy nie ustaje, nawet jeśli przeciętny obywatel tego nie odczuwa. Tel Awiw jest nie tylko stolicą finansową Izraela, ale także jednego z najbardziej tajemniczych międzynarodowych wywiadów na świecie - Mossadu.

Wiele izraelskich instytucji bezpieczeństwa działa na zasadach tajnych służb - funkcjonują niekiedy na granicy prawa, inwigilują społeczeństwo, lecz biorąc pod uwagę liczbę zagrożeń, z jakimi muszą się mierzyć, trudno się temu dziwić. Tajne służby mają w Izraelu nieco inne znaczenie niż w większości krajów świata, gdzie wojna jest jedynie grą strategów.

- W Ziemi Świętej co prawda trwa wojna sensu stricto, jednak z pewnością można mówić o czymś w rodzaju permanentnego stanu wojennego, sprawującego pozory spokoju (…). A najbardziej rozpoznawalną - choć doskonale utajnioną- służbą Izraela jest cywilny Instytut Wywiadu i Zadań Specjalnych Ha- Mossad Le modi’in Ule Tafkidim Meyuhadim, znany szerzej jako Mossad - wyjaśnia Artur Górski, dziennikarz, autor bestsellerowych książek o polskiej mafii i tajnych służbach Izraela.

Kobieta z Mossadu skanuje

„Izraelska agencja wywiadu Mossad stworzyła specjalny fundusz inwestycyjny, który ma wspomóc tworzenie nowoczesnych technik szpiegowskich” – czytamy w najnowszym wydaniu „The Jeruzalem Post”. Mossad postanowił przypomnieć o sobie światu za pomocą telewizyjnego spotu. Pokazano w nim siedzącą w kawiarni młodą kobietę, która za pomocą specjalnej soczewki w oku skanuje podejrzane osoby.


– Chcemy, aby Mossad ciągle się rozwijał, aby technologia, z jakiej korzysta była na najwyższym poziomie - mówi szef izraelskiego wywiadu Yossi Cohen. Izraelski wywiad szuka także sposobów na łatwiejsze podglądanie dokumentów i nowych metod cichej pracy podczas tajnych operacji.

– Przyszłość jest coraz częściej pisana przez start-upy, które zresztą w większości pochodzą z Izraela. Dzisiaj chcemy zagwarantować, że w przyszłości Mossad utrzyma swoją wyższość technologiczną nad innymi. Wszystko to dla bezpieczeństwa obywateli Izraela – zapewnia szef kancelarii premiera Izraela Eli Gruner.

Jerozolima. Od Dawida do Donalda

Dla Żydów jest problemem, że tam, gdzie znajdowało się ich najświętsze miejsce, chodzą profani i odprawiane są obce obrzędy religijne.

zobacz więcej
Mossad stawia przede wszystkim na człowieka. Kadrowcy Mossadu przeczesują doborowe jednostki wojskowe i instytucje w poszukiwaniu młodych, wykształconych ludzi, gotowych podjąć każde ryzyko dla dobra ojczyzny. Obecnie służba liczy ok. 1200 osób (stały personel) oraz ok. 30 tysięcy tajnych agentów, którzy - jak zapewnia wywiad - „rozsiani są po całym świecie”.

Cmentarz – miejsce zmartwychwstania

Cmentarz żydowski można określić kilkoma nazwami. W języku hebrajskim są to: bet chaim (dom życia), bet olam (dom życia wiecznego) czy też bet kwarot (dom grobów). Aby zobaczyć jeden z najdroższych cmentarzy świata, trzeba udać się na Wzgórze Oliwne, z którego, otoczone wiekowymi murami Stare Miasto, widoczne jest jak na dłoni.

Stojąc na stoku Wzgórza dostrzegamy ciągnącą się Dolinę Jozafata. Panuje przekonanie, że będzie to miejsce zmartwychwstania zmarłych w Dniu Sądu Ostatecznego, kiedy nadejdzie Mesjasz. Dlatego znajdujący się na zboczu tej doliny cmentarz żydowski jest jednym z najdroższych miejsc na ziemi. Pochówek na cmentarzu na Górze Oliwnej może nawet kosztować tyle, co średniej wielkości apartament w centrum Warszawy.
Żydowski cmentarz na Wzgórzu Oliwnym w Jerozolimie. Fot. REUTERS/Ammar Awad
Cmentarz uległ znacznym zniszczeniom w latach 1948- 1967, kiedy znalazł się na terenach zajętych przez Królestwo Jordanii. Wybudowano wtedy na jego północno- wschodnim skraju hotel i wytyczono przez cmentarz prowadzącą do niego drogę. Nagrobki były także powszechnie używane przez ludność arabską jako materiał budowlany. Zniszczono kilkadziesiąt tysięcy grobów z ponad stu tysięcy istniejących.

Po wojnie sześciodniowej, w roku 1967, cmentarz znalazł się na terenie Państwa Izrael i został odrestaurowany. Jest wyjątkowy nie tylko ze względu na swoje rozmiary, ale również na groby tych, którzy mieli wpływ na losy Żydów. I tak na przykład znajdziemy na nim grobowiec m.in. Menachema Begina (izraelski polityk, premier Izraela w latach 1977- 1983, laureat Pokojowej Nagrody Nobla), Eliezera ben Jehudy (twórca współczesnego języka hebrajskiego) czy samego proroka Zachariasza. Na najstarszym jerozolimskim cmentarzu odnajdziemy również dwa polskie groby żołnierskie z roku 1945: sierżanta Leona Blumensztoka i kapitana Cwi Heraman Hammera.

Węgorz nie jest koszerny

Wielu gojów zastanawia się, po co Żydom koszerność? Po co rozdzielać produkty mleczne od mięsnych, skoro i tak wszystko ostatecznie ląduje do jednego worka - żołądka? No właśnie. Z pozoru wydaje się, że w zasadach kaszrutu (koszerności) chodzi albo o zdrowe odżywanie albo że są to jakieś archaiczne ograniczenia, które w żaden sposób racjonalnie nie dają się wytłumaczyć.

Żadna z tych opinii nie jest uzasadniona. Bo w Izraelu koszerność oznacza nie tylko sposób jedzenia czy łączenia ze sobą składników. To pewien styl, sposób na życie. Bo koszerny może być obiad, podobnie jak peruka noszona przez ortodoksyjne Żydówki czy telefon w ręku chasyda.

Aby jedzenie było koszerne nie należy przede wszystkim jednocześnie spożywać produktów mlecznych z mięsnymi. Zwierzęta, których mięso można jeść, muszą mieć „rozdzielone kopyto i być przeżuwaczami”. Ptaki nie mogą być natomiast drapieżcami i ich mięso musi stanowić „tradycyjny pokarm człowieka (kury, kaczki, gęsi).
Inspektor Aaron Wulkan sprawdza, czy ryba w restauracji w Bat Jam spełnia wymogi koszerności. Fot. REUTERS/Baz Ratner
Ze zwierząt żyjących w wodzie, do jedzenia nadają się wyłącznie ryby z łatwo usuwalnymi łuskami i płetwami. Tak więc większość ryb jest koszerna, ale już na przykład pozbawiony klasycznej łuski węgorz - nie jest. Nie są koszerne także skorupiaki i mięczaki. Poza tym, aby mięso było koszerne, musi być zabite według zasad żydowskiego prawa uboju (szechita).

Czy jedzenie koszernie jest zdrowsze? - Nauka nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, czy jednoczesne spożywanie tych produktów ma jakiś wpływ na nasze zdrowie – mówi dr Agnieszka Jarosz, kierownik Centrum Promocji Zdrowego Żywienia i Aktywności Fizycznej w Instytucie Żywności i Żywienia. Naczelny Rabin Polski Michael Schudrich wielokrotnie już przyznawał, że koszerność to przede wszystkim tradycja. - Nauka na to pytanie oczywiście, że nie odpowie. Taki wymóg wynika z przykazań zawartych w Torze i ma przyczynę moralną i duchową - wyjaśnia rabin.

Włosy z Polski

Koszerność dla Żydów ortodoksyjnych jest priorytetem w codziennym funkcjonowaniu, ale przeciętny Izraelczyk nie wpada w panikę, kiedy na talerzu, na którym rano jadł kawałek pieczonego kurczaka, wieczorem znajdzie na nim kostkę twarogu albo inny mleczny produkt. 26- letni Daniel Pash z Jerozolimy przyznaje, że koszerność jest ważna, ale nie najważniejsza. - W domu przestrzegamy koszerności, ale głównie nie jedząc żywności, która nie posiada symbolu rabina (certyfikatu koszerności). Nie mamy dwóch lodówek, jak to bywa u rodzin ortodoksyjnych, aby w jednej przechowywać produkty mleczne a w drugiej mięsne, ani stosów talerzy, na których jemy albo gęsie wątróbki albo kanapkę z żółtym serem. Nie jesteśmy fanatykami, ale religia jest dla nas ważna - podkreśla Daniel.

Nie wszyscy jednak wiedzą, że koszerne w Izraelu może być prawie wszystko, nawet peruki (schajtel). Żydowskie kobiety noszą swoje peruki niemal przez cały dzień, dlatego stały się dla nich bardzo ważną częścią życia. Jakość syntetycznych peruk nie odpowiada wysokim wymaganiom żydowskich kobiet. W ostatnim czasie niektórzy producenci peruk wyspecjalizowali się w wytwarzaniu tylko koszernych peruk z naturalnych włosów. Chętnie wykorzystuje się do tego celu włosy pochodzące z Rumunii, Słowacji, Rosji lub Polski.
Ortodoksyjny judaizm nakazuje mężatkom golenie głów i noszenie peruk. Na zdjęciu: fabryka peruk w mieście Ramat Gan. Fot. REUTERS/Eliana Aponte
Poza wysokimi kosztami zakupu peruki, które mogą wynosić nawet tysiąc euro, dochodzą jeszcze koszty miesięcznej pielęgnacji. Kobiety nie piorą same swoich peruk, lecz oddają do specjalnych punktów. Przy odpowiedniej pielęgnacji wysokiej jakości peruka z naturalnych włosów może wytrzymać nawet dziesięć lat.

Poza perukami koszerny może być także telefon. Koszerne komórki wprowadzono już kilka lat temu i nadal cieszą się dużą popularnością. Jak działa telefon z certyfikatem rabina? - Jego interfejs jest w całości w jidysz, a więc w języku, w którym mówi już tylko ultraortodoksyjna część Żydów - wyjaśnia Marc Seelenfreund z Accel Telecom, firmy która zajmuje się produkcją takich właśnie komórek.

Z takiego telefonu nie da się wysłać smsa, nie ma dostępu do portali społecznościowych. Nie można klikać na strony pornograficzne ani wysyłać e-maili. Koszerne telefony nie mają także aparatu fotograficznego, kamery, a jeśli dzwoni się w porze szabasu to połączenia za minutę mogą być wyższe nawet o dwieście procent.

Numer obozowy po babci

Brzmi to dziwnie, ale jeszcze do niedawna izraelska młodzież bardzo chętnie na przedramieniu tatuowała sobie numery obozowe przodków, których zamordowano w niemieckich komorach gazowych. Młodzi ludzie, często po powrocie z wycieczki z Polski (która jest obowiązkowa dla izraelskiej młodzieży), odwiedzali salony tatuażu. Uważali, że jeśli wytatuują sobie numer obozowy babci, dziadka, którzy zginęli w obozie, to pokażą, że o nich pamiętają, że nigdy nie zapomni o tym, co narodowi żydowskiemu wyrządzili Niemcy.

Nie wszystkim się to podoba. Halina Birenbaum urodziła się w 1929 r. w Warszawie. W okupowanej stolicy przebywała w getcie. Została deportowana później do obozu na Majdanku, a następnie do Auschwitz, Ravensbrueck oraz Neustadt-Glewe, w którym doczekała wolności. Podczas wojny straciła całą rodzinę. Obecnie mieszka w Herciliji, w Izraelu. Jest pisarką, poetką, tłumaczką.
Izraelska młodzież na przedramieniu tatuowała sobie numery obozowe przodków, którzy trafili do niemieckich obozów zagłady. Fot. Ewelina Rubinstein
- Numer to piętno - mówi pani Birenbaum. - Istnieje wiele dróg do nauczania i zapamiętywania tragedii Shoah. Ale droga do pamięci nie może być „przebraniem” się w prawdę, czyli wytatuowanie sobie dobrowolnie numeru oświęcimskiego, którym więźniów Auschwitz oznaczany przymusowo. Taki tatuaż czyni z tej tragicznej przeraźliwej historii, fałsz. Rodzaj modnej zabawy, która godzi w tych, którzy zostali oznaczeni po zawleczeniu ich do tego piekła, a następnie tam zamordowani.

Birenbaum podkreśla, że ona nie miała wyboru, musiała nosić numer, który odzierał człowieka z jakiejkolwiek godności.

Modę na obozowe tatuaże w rozmowie portalem tygodnik.tvp.pl krytykuje także Tonia Washinski, polska Żydówka, która do Tel Awiwu przybyła wiele lat temu z Dolnego Śląska. – Był taki okres, że młodzi Izraelczycy robili sobie takie tatuaże . Nie pochwalam takiego zachowania. To nie jest wyraz pamięci, ale niemądrego trendu, który dobrze, że przemija. Pamięć o tych, którzy zginęli w obozach koncentracyjnych trzeba pielęgnować, utrwalać, ale nie w taki sposób.

Tatuaże zostały wprowadzone w Auschwitz jesienią 1941 roku, a w sąsiednim Birkenau w marcu kolejnego roku. Były to jedyne obozy, które stosowały tę praktykę i nie wiadomo dokładnie, ile osób naznaczono w ten sposób. Przez krótki okres umieszczano numery na piersiach więźniów, a potem na lewym przedramieniu.

Tatuowani byli jedynie ci, którzy zostali uznani za zdolnych do pracy, toteż mimo degradacji, jaką oznaczały te numery, niektórzy nosili je z dumą. Zwłaszcza niższe numery, które oznaczały, że więzień przetrwał w obozie kilka ostrych zim. „Numery od 30 000 do 80 000 we wszystkich budziły szacunek” - pisał Primo Levi w swoich wspomnieniach „Survival in Auschwitz” („Przetrwać w Auschwitz”).

Chasydzi na dachu

Kiedy spokojny letni nastrój wybrzeża Tel Awiwu - Jafy zakłóci nagle głośna muzyka, plażowicze zaczynają się rozglądać za nabuzowanymi od testosteronu młodzieńcami. Zdarza się, że hałas dochodzi z zaparkowanego niedaleko minibusu pełnego brodatych chasydów.

Ci pobożni mężczyźni, członkowie ortodoksyjnej grupy chasydzkiej, zwanej Breslov (nazwa pochodzi od ukraińskiego miasteczka Bracław), stanowią radosny element życia w Izraelu. Na głowach mają białe duże jarmułki, gęste brody, a pejsy zabawnie podskakują, kiedy ci, nagle, na środku drogi, zatrzymują pojazd, włączają muzykę i tańczą między samochodami. Niektórzy z chasydów wchodzą na dachy auta, skaczą i wymachują rękoma. A kiedy czerwone zmienia się na zielone światło z powrotem wchodzą do pojazdu, z hukiem zamykają drzwi i ruszają w dalszą drogę.
Żydzi z chasydzkiej grupy Breslov tańczą na dachach samochodów nieopodal kibucu Yad Mordechai. Foto. Getty Images/Uriel Sinai
Członkowie Breslov są traktowani w całym Izraelu z dużą sympatią, swoim śmiechem zarażają kierowców i przechodniów. „Skoro wierzycie, że możecie upaść, musicie wierzyć, że możecie się podnieść” - mawiają wyznawcy rabina Nachmana z Bracławia, który mimo że żył w latach 1772- 1810, to nadal ich inspiruje, a jego popularność w kręgach żydowskiej kontrkultury z roku na rok wzrasta.

Izrael to kraj, w którym kultura islamu mieszka się z judaizmem, a ten z chrześcijaństwem. To kraj, w którym, kiedy w Mea Schearim (jerozolimskiej dzielnicy) na świat przychodzi dziesiąte dziecko w rodzinie, to w Tel Awiwie właśnie trwa Parada Równości, propagująca to wszystko, co świat ortodoksyjnych Żydów przeklina. To kraj, w którym bycie żołnierzem jest zaszczytem i wyróżnieniem.

To także kraj, w którym nie ma tradycyjnego znaku z napisem „stop”. Zamiast niego zauważymy znak z wizerunkiem podniesionej dłoni. Według nieoficjalnej wersji spowodowane jest to tym, że słowo „stop” czytane z prawej do lewej w języku hebrajskim ma dosyć wulgarne znaczenie.

To wreszcie kraj, w którym pieczywo często wyrabia się w warunkach, w których polski sanepid złapałby się za głowę, a towar na półce o każdej porze dnia może kosztować zupełnie inaczej.

– Ewelina Rubinstein
Izrael – Jerozolima
Zdjęcie główne: Panorama Jerozolimy z żydowskim cmentarzem na Wzgórzu Oliwnym i muzułmańską Kopułą na Skale. Fot. REUTERS/Ammar Awad
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.