Po szóste, jest medialny i rozumie media. Orbán wie, że nie da się dziś prowadzić skutecznej polityki bez środków masowej komunikacji. Od początku swej publicznej działalności był osobą, która potrafiła wykorzystywać media do nagłaśniania swych poglądów – począwszy od wspomnianego przemówienia na budapesztańskim Placu Bohaterów w czerwcu 1989 roku. Wtedy poznał potęgę „czwartej władzy”.
Jedna mowa uczyniła go wówczas bohaterem Węgier, lecz nie uzyskałby takiego efektu bez bezpośredniej relacji telewizyjnej. Już wówczas było widać, że jest „zwierzęciem medialnym”. Mówiąc żargonem filmowców: „kamera lubiła go”, a on wiedział, jaki pożytek zrobić z tego. Dbał więc zatem o kształtowanie własnej polityki wizerunkowej, ukazując np. swe oblicze szczęśliwego małżonka i statecznego ojca piątki dzieci (którym rzeczywiście jest) lub zapalonego futbolisty i fana piłki nożnej (którym także jest). Zmienił też sytuację w węgierskich mediach, doprowadzając do złamania w tej sferze lewicowo-liberalnego oligopolu.
Po siódme, urodził się we właściwym miejscu i momencie. Skumulowanie tak wielu talentów w jednej osobie to w polityce rzadkość. Trzeba jednak mieć również łut szczęścia, by trafić na swój czas. Dopiero wtedy można wykorzystać w pełni to, czym się zostało obdarowanym. Orbán pojawił się w takiej właśnie historycznej chwili, gdy kraj potrzebował przywódcy.
Potrafił wykorzystać falę społeczną, która wyniosła go na szczyt. Umiał zapełnić ideową próżnię, jaka została po upadku komunizmu, a także nadać kierunek zmianom w państwie i je przeprowadzić. To wszystko składa się fenomen polityka, który w kwietniu 2018 roku po raz czwarty wygrał wybory parlamentarne na Węgrzech. I nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
–Grzegorz Górny
publicysta tygodnika "Sieci" i portalu wpolityce.pl, autor książki „Węgry. Tysiąc lat samotności", która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa AA