Historia

Podpalał ciężarówki, brał udział w zamachach. Dziewczyny skubały go z odłamków

Ojciec uczył go: „Silniejszy nie bije słabszego; kobiet nie bije się nawet kwiatem; wydanie kolegi jest zbrodnią i karę należy wziąć na siebie; gdy ktoś cię obraża – bij!”. Stanisław Likiernik – Polak o żydowskich korzeniach, dywersant z Armii Krajowej, uciekinier z Polski Ludowej na Zachód. Jego pogrzeb odbędzie się w Warszawie w poniedziałek 21 maja 2018 r.

Zemsta córki i odzyskany honor. Granatowy patriota

Aleksander Reszczyński nie był „funkcjonariuszem hitlerowskiego aparatu przemocy”, jak definiowali go nie tylko historycy usłużni władzy ludowej, ale również Władysław Bartoszewski. Ten ostatni dopiero po konsultacji z Kazimierzem Moczarskim zmienił zdanie.

zobacz więcej
Noc 30 sierpnia 1944, Warszawa. Powstańcy przedzierają się ze Starówki na Śródmieście. Rozkaz brzmi: nie idziemy kanałami, tylko górą. Gdzie nie spojrzeć, tam uzbrojeni po zęby Niemcy. Ale rozkaz to rozkaz. Na pierwszej linii, jako oddział szturmowy, kompania „Rudy”, dowodzona przez Andrzeja Romockiego, ps. Morro. Za nimi pozostali. Łącznie około 70 osób. Silny ogień Niemców.

Szturm załamuje się. Kościół św. Antoniego, tu trzeba przeczekać. W międzyczasie „Morro”, nie zważając na ostrzał karabinów maszynowych, ranny w nos, osłania inne oddziały. Przedzierają się dalej. Znowu oczekiwanie – od świtu do nocy w piwnicy, a gorąco ja diabli! Nie dość, że upał, to jeszcze mury budynku rozgrzane po pożarze. I ani kropli wody… Niemcy, boją się wejść, więc wrzucają granaty przez okna.

Po zmroku powstańcy zdejmują opaski i opuszczają kryjówkę; trójkami, jak gdyby nic, idą przez Ogród Saski w kierunku Marszałkowskiej. Mają na sobie panterki – niemieckie mundury maskujące – znalezione 1 sierpnia w magazynach przy ul. Stawki. Przypominają oddział Wehrmachtu. Nagle dochodzi podniesiony głos niemieckiego wartownika: – Hasło!?

– Zwariowałeś? – odpowiada także po niemiecku jeden z powstańców. – Idziemy się bić z Polakami, nie ma żadnego hasła!

Uff, dał się nabić w butelkę. Idą dalej, po chwili dwumetrowy mur i już – nasi. Jeszcze zbiórka w szeregu i „Boże coś Polskę…”.

Tylko jeden młodzieniec, ranny podczas akcji, z przestrzelonymi pośladkami, nie ma ochoty śpiewać. – Chciałem iść do szpitala. Byliśmy wykończeni, bez snu, ranni – wspominał po latach. To Stanisław Likiernik, ps. Stach, żołnierz Kedywu AK, kawaler orderu Virtuti Militari i przedstawiciel pokolenia Kolumbów, zmarły 17 kwietnia w wieku 94 lat. W najbliższy poniedziałek 21 maja spocznie na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach.

Ryby łowione w fortepianie

Pierwsze lata dzieciństwa „Stach” spędził w Garwolinie. Najbardziej z tego okresu zapamiętał zapach koni, widok krótko ostrzyżonych wojskowych, oficerów z szablami i dzwoniącymi ostrogami oraz ćwiczenia kawalerzystów. Jego ojciec, Tadeusz Likiernik, piłsudczyk, był rotmistrzem 1 Pułku Strzelców Konnych. Z wykształcenia agronomem.

Ojciec przekazał małemu Stasiowi pasję do wojska i jazdy konnej. Był duszą towarzystwa, kopalnią anegdot. W domu rodzinnym nie brakowało gawęd o Marszałku, czy kolegach, carskich oficerach, którzy pewnego razu po pijaku nalali szampana do fortepianu i łowili w nim ryby. Po czym, jako że nie udało się nic złowić, postanowili wyrzucić fortepian przez okno.

W 1928 roku rodzina Likierników sprowadziła się do Konstancina. A później, ze względu na kłopotliwe dojazdy ojca do pracy, a Stasia do liceum im. Tadeusza Czackiego – do Warszawy. Tadeusz Likiernik został przeniesiony do II Oddziału Sztabu Generalnego, czyli wywiadu wojskowego. Wyjeżdżał jako wywiadowca za zachodnią granicę, sporządzał raporty o stanie uzbrojenia Niemiec.

Stanisław Likiernik w „Made in Poland”, wywiadzie rzece z Emilem Maratem i Michałem Wójcikiem, wspominał, że jego ojciec był przerażony tym, co zobaczył w III Rzeszy: – Opowiadał mi po wojnie, że przedkładał te alarmujące pisma swojemu przełożonemu, pułkownikowi Pełczyńskiemu. A tamten uważał ojca za defetystę i nie przekazywał raportów wyżej.
Staś nie był świadom zagrożenia. Przede wszystkim troszczył się o klacze, Baśkę i Gondolę, na których jeździli z ojcem na wieczorne spacery. Ojca darzył wielkim szacunkiem. A ten uczył syna najprostszych zasad: „Silniejszy nie bije słabszego; kobiet nie bije się nawet kwiatem; wydanie kolegi jest zbrodnią i karę należy wziąć na siebie; gdy ktoś cię obraża – bij!”. – Romantyczne, idealistyczne, pełne patriotycznych frazesów wychowanie w idyllicznych, z mojej perspektywy, czasach – opowiadał Likiernik w „Made in Poland”.

– Stanisław Likiernik wywodził się z patriotycznego domu. Należał do pierwszego pokolenia urodzonego po odzyskaniu niepodległości. Jego charakter ukształtowała Polska lat 30. XX wieku, opierająca wychowanie młodzieży na kilku filarach: szkole, kulcie Marszałka Piłsudskiego, jako męża opatrznościowego Polski oraz budowaniu wizji Rzeczypospolitej, jako kraju silnego i nowoczesnego – mówi portalowi tygodnik.tvp.pl Grzegorz Rutkowski, historyk z Muzeum Historii Polski. I dodaje, że kluczową rolę w wychowaniu Likiernika odegrał dom rodzinny i środowisko, w jakim na co dzień funkcjonowała rodzina Stanisława – familia inteligencka, mocno związana z państwowością Polski.

Zamach na „Panienkę”

Idylla niebawem się skończyła. Ostatnie dni sierpnia 1939 Stanisław spędził z matką na wakacjach na Kresach, w Bobruszu nad jeziorem Dryświaty. Na początku wojny, mimo protestów ojca, wrócili do Warszawy. Później się okazało, że ci, którzy zostali w Bobruszu, zostali zesłani w głąb Związku Sowieckiego, do Archangielska, Samarkandy…

Likiernik w chwili wybuchu wojny miał 16 lat. Szybko musiał dojrzeć. Od czasów dzieciństwa przyjaźnił się z Romanem Bratnym (wtedy Mularczykiem), autorem wydanej w 1957 r. powieści „Kolumbowie. Rocznik 20”. Likiernik podobno był pierwowzorem postaci „Kolumba” Stanisława Skiernika, jednego z głównych bohaterów tej powieści.

– Pokolenie Kolumbów oznaczało polską młodzież w okresie II wojny światowej, walczącą w AK, a przede wszystkim utożsamianą z Powstaniem Warszawskim. A ponieważ od drugiej połowy XX w. jest ono bardzo ważnym polskim mitem, to również pokolenie Powstania Warszawskiego jest mityczne – mówi nam prof. Andrzej Paczkowski, historyk z ISP PAN. – Pamiętajmy, że AK była armią ochotniczą, w jej szeregi wstępował ten, kto chciał i miał motywację. Kolumbowie przeszli przez szkołę II RP, która była przesycona duchem romantyzmu, walki w obronie nieodległości, ojczyzny. Symbolicznymi postaciami tego pokolenia są trzej młodzi, bardzo zdolni poeci, którzy zginęli w Warszawie w czasie okupacji: Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy i Andrzej Trzebiński – dodaje.

Rodzina Likierników miała korzenie żydowskie. Choć spolszczona – ojciec Stanisława był katolikiem – to w czasie niemieckiej okupacji mogła spodziewać się najgorszego. Staszek jednak starał się żyć tak, jak jego rówieśnicy. Brał udział w tajnych kompletach. Od 1941 należał do Związku Walki Zbrojnej (formacji, która przekształciła się w Armię Krajową). Od 1943 do Kedywu (oddziałów dywersyjnych) AK.
Po latach wspominał, że podczas pierwszej swojej akcji, mającej na celu wysadzenie transportu kolejowego, czuł się szczęśliwy, że „wreszcie coś robi”, a „królik zamienił się z ofiary w myśliwego”. Tak bardzo wciągnęło go podpalanie niemieckich ciężarówek, że koledzy musieli złapać go za rękaw i odciągnąć od pociągu.

Najbardziej spektakularną akcją, w której brał udział, był zamach na Karla Schmalza, nazywanego „Panienką” – bahnschutza (strażnika ochrony kolei), dowódcę posterunku przy Dworcu Zachodnim, który swój pseudonim zawdzięcza temu, iż przebrany za kobietę niepostrzeżenie zbliżał się do ludzi zbierających kawałki węgla ze stojących na torach wagonów i brutalnie ich mordował. „Panienka” został zastrzelony przez Kedyw na początku marca 1944.

– Schmalz był członkiem niemieckiego aparatu terroru. Szacuje się, że zamordował ok. 200 osób – mówi Grzegorz Rutkowski. I dodaje, że „Stanisław Likiernik był żołnierzem posiadającym doświadczenie bojowe, nabyte w szeregu akcji jeszcze przed powstaniem”. – Dodatkowy smaczek stanowi fakt, że był podkomendnym „Stasinka”, syna generała Sosabowskiego. Działał w Kedywie żoliborskim – wylicza.

Przez Czechosłowację do Francji

Likiernik brał udział w powstaniu w szeregach Zgrupowania „Radosław”. Walczył na Woli, na Starówce, pod koniec – na Czerniakowie. Był wielokrotnie ranny. Pewnego dnia postanowił, że jak jeszcze raz zostanie pokiereszowany – popełni samobójstwo. Niebawem, na Czerniakowie, na skutek wybuchu pocisku z granatnika, oberwał deszczem odłamków.

– Miałem je wszędzie. Niektóre z nich wychodzą mi po 70 latach. Byłem zdecydowany, by strzelić sobie w łeb. Uratowało mnie to, że miałem sparaliżowaną prawą rękę. Nie mogłem nią ruszać, a co dopiero chwycić pistolet. Zanim dosięgłem broni lewą ręką, co było dla mnie trudne, dziewczyny rzuciły się na mnie i zaczęły mnie skubać z odłamków, od A do Ż. Słowem, bardzo dobrze się bawiłem – opowiadał w relacji nagranej po latach dla Muzeum Historii Polski.

Grzegorz Rutkowski zwraca uwagę, że Zgrupowanie „Radosław” przeszło w powstaniu najprawdopodobniej najtrudniejszy szlak bojowy. – Chylę czoła przed tymi żołnierzami. Toczyli ciężkie walki. Przypomnę 4–5 sierpnia i bardzo trudne starcie na Woli z oddziałami niemieckimi, wspartymi przez czołgi. Żołnierze „Radosława” wycofali się na Stare Miasto, dzięki czemu oddział nie został rozbity – opowiada historyk.

I kontynuuje: – Zgrupowanie „Radosław” liczyło ponad 2000 żołnierzy. Do końca powstania dotrwało tylko 200–250. Likiernik za walki w powstaniu został awansowany przez Komendanta Głównego AK na plutonowego chorążego. A także odznaczony Krzyżem Walecznych. Zarówno Zgrupowanie „Radosław”, jak i Kedyw charakteryzowała olbrzymia odwaga, brawura, bohaterstwo i profesjonalizm.

Koniec powstania zastał Likiernika w szpitalu. Widział ludzi niosących mąkę, upaćkanych w maśle… Podyktował, jako że wciąż miał sparaliżowaną rękę, poemat do siostry oddziałowej z prośbą o ciasteczka. Siostra zabrała kartkę bez słowa, jednak gdy zrobiło się ciemno, położyła na jego piersi opakowanie ciasteczek. – Raz zarobiłem na życie poezją – skwitował żartobliwie „Stach”.
Powstańcy ze Zgrupowania "Radosław" (pluton "Agaton", batalion "Pięść") podczas odpoczynku na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim. Fot. Wikimedia
Należał do osób, które krytycznie oceniały zasadność podjęcia zrywu powstańczego w Warszawie. – Jednak ten głos nie był tak krytyczny wobec Komendy Głównej AK, jak oceny części historyków emigracyjnych czy krajowych, jakie padały po 1989 roku – zaznacza Rutkowski.

– Profesor Paweł Wieczorkiewicz czy profesor Jan Ciechanowski w sposób o wiele mocniejszy krytykowali decyzje o wybuchu powstania w Warszawie. Stanisław Likiernik podawał w wątpliwość zasadność podjęcia walk, negatywnie także oceniał funkcjonujące pośród powstańców twierdzenie, iż powstanie wybuchłoby nawet bez rozkazu Komendy Głównej AK. Zdawał sobie jednak sprawę, że okoliczności, w jakich decyzja została podjęta, nie dawały pełnego obrazu sytuacji militarnej i politycznej, w których znalazła się Armia Krajowa na przełomie lipca i sierpnia 1944 roku – dodaje.

Po zakończeniu powstania Likiernik spędził pół roku w szpitalu. Po zajęciu Polski przez Sowietów nie potrafił ułożyć sobie życia w nowej, komunistycznej rzeczywistości. W 1946 uciekł przez Czechosłowację do Francji. Tam ukończył studia na Sciences Po (Instytucie Nauk Politycznych) w Paryżu i po latach – w 1957 roku – otrzymał francuskie obywatelstwo. Przez lata pracował w firmie Philips, gdzie zajmował stanowiska dyrektorskie. We Francji pozostał do swojej śmierci – zmarł 17 kwietnia 2018 roku.

Więcej o jego niezwykłych losach można przeczytać m.in. w autobiograficznym zarysie „Diabelne szczęście czy palec Boży?”, czy też we wspomnianym już wywiadzie–rzece „Made in Poland”.

Dziedzictwo Kolumbów

Czy Likiernik może być wzorem dla współczesnych młodych Polaków? Zdaniem Romana Graczyka, publicysty i pracownika krakowskiego oddziału IPN, nie jest to oczywiste. – Patrząc na współczesną młodzież, z jednej strony dostrzegam grupy rekonstrukcyjne oraz nurty młodzieżowe, nawiązujące do tej spuścizny. Z drugiej strony odnoszę wrażenie, że w ogromnej większości jednak ten etos rycerski, akowski, nie ma specjalnie wzięcia. Tym bardziej, że samo pojęcie patriotyzmu jest kwestionowane, w tym element poświęcenia, ofiary – twierdzi historyk. Dlaczego? Duża część Polaków uważa, że ich państwu nic nie zagraża, że nie będzie już potrzeby, aby stanąć z bronią w ręku w jego obronie. – A przecież za naszą wschodnią granicą, na Ukrainie, grasują „zielone ludziki”. Wystarczy, że pogorszy się koniunktura międzynarodowa, by pokolenie moich dzieci musiało ponownie podjąć walkę. Obawiam się, że w takim wypadku postawa konspiratorów–żołnierzy nie byłaby już tak powszechna, jak to było w pokoleniu Kolumbów – mówi portalowi tygodnik.tvp.pl Roman Graczyk.

– Łukasz Lubański
Zdjęcie główne: Stanisław Likiernik, podczas promocji książki "Made in Poland", rok 2014. Fot. PAP/Tomasz Gzell
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.