Na awanturę nie trzeba było długo czekać. Ojcowie Supermana oskarżyli wydawców, że ci niewystarczająco dzielą się z nimi zyskami ze sprzedaży. Redaktorzy zrewanżowali się, krytykując autorów serii za przesyłanie niedokończonych plansz i zbyt słabe dramaturgicznie historie. W oczach przedsiębiorczych wydawców Siegel i Shuster byli zwykłymi wyrobnikami, których zadaniem jest przynosić profity firmie. Wartość artystyczna w taśmowej produkcji komiksu schodziła na drugi plan.
Czarę goryczy przelało dopiero skierowanie do sprzedaży serii o Superboy’u - inkarnacji Supermana. O narodzinach Superboy’a Siegel dowiedział się w wojsku, dokąd trafił z poboru po wybuchu II wojny światowej. Wpadł w szał. Jego wściekłość potęgowała świadomość, że wiele lat temu to on zaproponował identyczną historię, którą wtedy wydawnictwo odrzuciło. Zirytowany opowiedział o hucpie przyjacielowi z okopów, prawnikowi Alfredowi Zugsmithowi. Ten przekonał go, że warto pozwać wydawnictwo do sądu za bezprawne czerpanie korzyści z cudzego pomysłu.
Przegrana bitwa
A więc postanowione – Siegel i Shuster pozywają koncern wydawniczy, który w latach 40. przeistoczył się w twór o nazwie DC Comics. Aby zwiększyć swe szanse w sądzie, ojcowie Supermana nakłonili Boba Kane’a, twórcę postaci Batmana, by przyłączył się do pozwu zbiorowego przeciwko wydawcy. Nie zdawali sobie jeszcze sprawy, że paktują z nie lada łajdakiem i cwaniakiem.
W rzeczywistości Kane nie był jedynym twórcą Mrocznego Rycerza. Stworzył go wraz ze scenarzystą Billem Fingerem. Tyle że w trakcie podpisywania kontraktu na realizację komiksów, Billego Fingera już przy nim nie było. Mało tego, zdecydowana większość historii realizowanych przez Kane’a była wytworem zespołu artystów-widmo. Kane, jeśli cokolwiek rysował od siebie, to zazwyczaj plagiatował swe ulubione malunki z opowieści noir lub wcześniejszych komiksów Borroughsa.
Był też na tyle bezczelny, że za plecami Siegela i Shustera ostrzegł Donnefelda i Liebovitza o planowanym pozwie. Za lojalność wobec firmy oczekiwał podpisania nowego, korzystniejszego kontraktu na komiksy o Batmanie, co też się stało.
W kwietniu 1947 roku rozpoczęła się sprawa sądowa o przywrócenie prawowitym twórcom praw autorskich do Supermana. Na początku Siegel i Shuster domagali się zwrotu postaci wraz z 5 milionami dolarów zadośćuczynienia za poniesione krzywdy. Sąd orzekł jednak na korzyść wydawców DC Comics.
Wtedy prawnik autorów namówił ich, by poszli na ugodę. Postawił rzecz jasno – albo Siegel i Shuster zgodzą się na 100 tys. dolarów za prawa do Supermana i Superboya, pozostawiając DC Comics w spokoju, albo nici z pieniędzy i z ugody.
Skończyło się na ugodzie, choć pieniądze w lwiej części i tak poszły na honorarium adwokata. Siegel i Shuster zostali z niczym.
Przez następne lata Siegel będzie zwyczajnym scenarzystą Supermana. Przyjmował wprawdzie zlecenia redaktorskie, ale cały czas w wydawnictwie dotykał go ostracyzm. Z powodu narastającej frustracji, postanowił wrócić do Cleveland, gdzie zatrudnił się jako copywriter.