Takie pojęcia jak produkt, wartość handlowa, marketing czy zysk, których dawniej ze sportem nie kojarzono, stały się jego częścią. Sport zawodowy poddano prawom rynkowym. W tym obszarze telewizja funkcjonowała od lat.
Ludzi telewizji i ludzi sportu połączył zatem wspólny cel: stworzenie produktu, który będzie się dobrze sprzedawał na rynku. W praktyce oznaczało to wypracowanie maksymalnie atrakcyjnej formuły zawodów. Szybko się okazało, że konieczna będzie rekonstrukcja całej branży wyczynowej.
Nowe formaty
Jak wypracować atrakcyjną formułę zawodów? Co decyduje, że impreza jest ciekawa i chętnie oglądana? Jak budować widowiska, które wciągną telewidza i przytrzymają przed odbiornikiem? Z tymi pytaniami musiał zmierzyć się sport i telewizja. Odpowiedź była pod ręką, na ekranach telewizorów, konkretnie w nowych i modnych formatach medialnych. Takich jak reklamy, teledyski, dynamicznie montowane filmy.
Nowe formaty przykuwały uwagę, zyskiwały fanów. Nawet reklamówki miały wiernych wielbicieli i co ciekawe - w starszym pokoleniu. Krótkie komunikaty opowiadały proste historie w ujęciach, które trwały ułamki sekund. Filmowe kadry były oczywiście dłuższe, ale nie tak długie jak jeszcze w połowie XX wieku. To wszystko zmieniało percepcję odbiorcy.
Telefonia komórkowa, komputery, potem Internet skrócił dystans między ludźmi, przyspieszył komunikację. Tym samym przyspieszyło nasze życie, więc i jego postrzeganie nabrało tempa. Z tej zmiany tempa wyciągnęły wniosek wszystkie media, nie tylko telewizja. Tym tropem poszły rozgłośnie radiowe i tabloidy. Generalna zasada – krótko i prosto, stawała się normą przekazów medialnych.
Tym tropem podążył także sport, który musiał się dostosować nie tyle do telewizji, co do innej percepcji telewidzów, coraz mniej cierpliwych, coraz bardziej wygodnych. Plan rekonstrukcji sportowych widowisk był więc jasny – skrócić, co się da, uprościć wszystko, co tylko możliwe.
Pieniądze i widowisko
Ciekawe, że pierwszym sportem, który poddał się telewizyjnej transformacji, była konserwatywna z natury lekkoatletyka. W latach siedemdziesiątych Primo Nebiolo, ówczesny prezydent Międzynarodowej Federacji Lekkoatletyki Amatorskiej (IAAF), wprowadził oficjalnie nowatorską formułę zawodów nazywanych mityngami.
Na mityngach płacono pieniądze za starty, co było sprzeczne w tamtym czasie zarówno z kartą olimpijską jak i nazwą federacji, ale Nebiolo tym się nie przejmował. Przejął się natomiast telewizją i tym, by jej dostarczać atrakcyjne widowiska. Zamiast raz na cztery lata na igrzyska olimpijskich telewidz mógł oglądać topowe gwiazdy dyscypliny kilkanaście razy w roku. Nie musiał na to tracić dziesięciu godzin jak na igrzyskach. Zajmowało mu to półtorej, najwyżej dwie godziny.
Tak powstało Golden Four, przekształcone potem w Golden League i ze dwieście mniejszych imprez. I był to strzał w dziesiątkę. Telewizja dostała nowy, znakomity produkt i mogła zarabiać na reklamach. IAAF zarabiała na telewizji i na sponsorach. Wszystko się spinało i pieniądze i widowisko. Tyle, że była to pierwsza i ostatnia przeróbka dyscypliny na potrzeby telewizji i telewidzów. Od tamtej pory lekkoatletyka nie wykazuje się aktywnością w pomysłach.