W zamożnych krajach nakręcona przez marketing spirala zakupów sprawia, że ubrania są wyrzucane, choć z powodzeniem mogłyby być jeszcze używane. Ale zaraz, wyrzucane? Przecież ładnie posortowane i uprane rzeczy wkładamy wspaniałomyślnie do kontenerów na odzież używaną!
Niestety, tylko nam się zdaje, że robimy coś dobrego, przekazując niechciane już ciuchy dalej – biedniejszym i potrzebującym. To już tak nie działa, daje nam tylko wygodne usprawiedliwienie. Dla przykładu, w Polsce pojemniki zwyczajowo nazywane „PCK” nie mają wiele wspólnego z Polskim Czerwonym Krzyżem. Zarządzająca nimi firma jedynie przekazywała część środków ze sprzedaży i recyklingu ubrań na rzecz PCK. Organizacja poprzez pojemniki nie prowadzi zbiórki i dystrybucji używanej odzieży dla osób potrzebujących czy dzieci z biednych rodzin.
Z kontenerów do największego w Polsce składowiska używanej odzieży trafia dziennie 300 ton ubrań. Jedynie część trafia powtórnie na rynek jako asortyment popularnych „lumpeksów”, bardziej wyszukanie nazywanych „secondhandami”. Spora partia jest wysyłana do krajów Trzeciego Świata. Pozostałe przerabiane są na czyściwo do maszyn albo stają się źródłem energii – są spalane w cementowniach.
O ile nasi przodkowie nosili konfekcję z wełny, bawełny czy lnu, które są bardziej trwałe i pochodzą w 100 proc. z naturalnego surowca, to skład materiałowy współczesnej odzieży nie pozwala na jej biodegradację. Dziś odzież naturalna stała się dobrem luksusowym. A w „sieciówkach” dominują tkaniny z domieszką elastanu, poliestru, z plastikowymi elementami, które – przy wspomnianej produkcji 100 miliardów sztuk rocznie i krótkim czasie używania produktu – stają się globalnym problemem ekologicznym.
Dowodzą tego najnowsze, niepokojące doniesienia badaczy środowiska. Włókna z polietylenu (PET), poliakrylonitrylu (PAN) i nylonu – masowo stosowane w przemyśle „fast-fashion” – w trakcie prania rozpadają się na drobne cząsteczki przenikające do wody. Wiele krajów zakazało stosowania mikroplastiku w kosmetykach, ale okazuje się, że cząsteczki związków syntetycznych trafiają do wody głównie w wyniku prania i ścierania się naszej odzieży. Tym samym wchodzą na stałe do wodnego obiegu ekosystemu.
Naukowcy z University of Minnesota zbadali 159 źródeł wody pitnej w różnych miejscach świata, w tym w budynku amerykańskiego Kongresu i nowojorskiej Trump Tower. Okazało się, że aż 83 proc. próbek było zanieczyszczonych niedostrzegalnym dla wzroku mikroplastikiem. Jeszcze nie istnieją badania potwierdzające cały zły wpływ tych cząsteczek na ludzkie zdrowie. Są natomiast poważne podejrzenia, że zaburzają gospodarkę hormonalną człowieka i wywołują choroby autoimmunologiczne.