Są bilety na koncert jakichś Anglików. Chuligańska sfora tratuje klomby. Rolling Stonesi a sprawa polska
piątek,
6 lipca 2018
Cień na postać Micka Jaggera padł w Polsce w 2001 roku. Sprawa dotyczyła filmu „Enigma”, w którym nie tylko pomija się rolę polskich matematyków w rozszyfrowaniu kodu, ale też naszemu rodakowi przypisuje się rolę zdrajcy. Przeciwko błędom zaprotestował m.in. brytyjski historyk Norman Davies. A, co miał z tym wszystkim wspólnego Mick Jagger?
W niedzielę, 8 lipca na antenie TVP Historia zostaną wyemitowane programy: o 19.45 „Tajemnice Enigmy”, a o 21.00 „Moi Rollingstonsi”.
Pierwszy, kilkunastogodzinny pobyt Rolling Stonesów w Warszawie w 1967 r. obrósł legendą. Ten epizod w karierze zespołu doczekał się dwóch książek i filmu dokumentalnego. Kolejne dwie wizyty i jedna niedoszła wywołały znacznie mniej emocji, choć zamieszanych w nie było aż trzech prezydentów. W niedzielę, 8 lipca Stonesi zagrają po raz kolejny.
Co to za cudaki przyjeżdżają
„Godzina siedemnasta trzydzieści” – donosił 14 kwietnia 1967 r. Michał Jaranowski na łamach dziennika „Sztandar Młodych”. – „Chuligani rodzimi (…) rozpoczynają swoje „występy”. Na milicjantów, ORMO-wców broniących wejścia do Sali sypią się kamienie, ziemia, kieszonkowe lusterka. Rozcięta twarz milicjanta. Obok dziecko, które przypadkiem dostało kamieniem w głowę. Gaśnie jeden z kandelabrów, trafiony kamieniem. Z głośnym trzaskiem wylatują szyby z kilku samochodów. Służba porządkowa przystępuje do kontrataku. W ruch idą gumowe pałki, nie bardzo to jednak pomaga. Dopiero zatrzymanie przywódców chuligańskiej sfory powoduje, że większość wyrostków rzuca się do ucieczki (…). Tratują klomby. Rozbijają gabloty przed Pałacem Kultury”.
Rozróba przed pierwszym występem Stonesów była spowodowana specyficzną, socjalistyczną dystrybucją biletów na imprezy rozrywkowe. Tylko mała ich część była bowiem dostępna w wolnej sprzedaży.
„Fama niosła, że w Orbisie na Brackiej od rana będą sprzedawać bilety – wspomina Jacek Olechowski (były menadżer Brygady Kryzys) w książce »The Rolling Stones Warszawa ’67« – więc kolejka ustawiła się już w południe poprzedniego dnia. Wiła się przez Aleje i kończyła się gdzieś w połowie Nowego Światu. Ludzie stali z krzesłami, kanapami. (…) Rano otworzyli kasy, pięć czy sześć, może dziesięć osób kupiło bilety i po ptakach… Nie ma. Bilety się skończyły. Wybuch był blisko – kilkuset ludzi zmęczonych i naładowanych wściekłością”.
Większość biletów rozeszła się w zakładach pracy, tylko klasa robotnicza nie za bardzo wiedziała, co to za cudaki przyjeżdżają z Londynu do Warszawy.
„… a tu przychodzi tata z pracy – kontynuuje Olechowski. – Pracował wtedy w biurze Głównego Architekta Warszawy i mówi: słuchajcie, Rada Zakładowa ogłasza, że są bilety na koncert jakiś Anglików, chcecie? Tego wieczora Tatuś był najukochańszą osobą pod słońcem, bohaterem absolutnym! Zaraz po szkole pobiegliśmy do tej jego Rady Zakładowej i za całe zaoszczędzone kieszonkowe kupiliśmy bilety”.
„Pobiegliśmy”, bo było ich dwóch. Drugim był starszy brat Jacka, Andrzej, późniejszy minister finansów i spraw zagranicznych w latach 1992-95. Rzecz w tym, że niedoszły prezydent RP (w 2000 roku startował w wyborach) sprzedał bilet ze sporym zyskiem, bo nie był wielkim fanem Stonesów. Jednocześnie to właśnie on wraz z Wojciechem Mannem przyczynił się w pewnym stopniu do przyjazdu grupy do Warszawy.
Ci wówczas nastolatkowie przedłożyli Władysławowi Jakubowskiemu, wiceszefowi Pagartu listę najpopularniejszych brytyjskich zespołów rockowych. Jedynie Beatlesi byli poza zasięgiem pana Władysława, natomiast do Polski przyjechali: The Animals, Helen Shapiro, Gerry And The Pacemakers, Lulu & The Lovers, The Hollies, The Artwoods, Cliff Richard & The Shadows, Billy J. Kramer & the Dakotas, Johnny Hallyday, The Tremeloes czy The Marmolade.
W kraju marszałka Tity
The Rolling Stones dali dwa koncerty w Sali Kongresowej i zniknęli. Osieroconym polskim fanom pozostało kolekcjonowanie ich nagrań. Nagrań, nie płyt, bo te w krajach realnego socjalizmu były wydawane z rzadka.
Tak się składa, że pierwszym longplayem, jaki kupiłem za kieszonkowe była składanka Stonesów „Gimme Shelter”. Wydanie jugosłowiańskie. Kraj marszałka Tity był jednak socjalistyczny inaczej. Tam płyty Stonesów poczynając od albumu „Let it Bleed” z 1970 r., były publikowane regularnie. Z perspektywy Warszawy Jugosławia była dewizowym Zachodem. Do tego w 1976 r. Jagger i spółka dali dwa koncerty w Zagrzebiu.
Pierwszy longplay Stonesów wydany za Żelazna Kurtyną ukazał się w Czechosłowacji. Album „Black & Blue” opublikowano tam w 1978 r., czyli dwa lata po premierze. W tym samym czasie w Polsce pojawił się tylko singiel, ale z aktualnym przebojem zespołu – „Miss You”. Na składankową płytę „Latest Greatest” musieliśmy czekać jeszcze cztery lata.
– Mieliśmy dobre układy z brytyjską wytwórnią EMI – wspomina Marek Proniewicz, wówczas szef artystyczny Tonpressu. – Dzięki temu przy znikomym wkładzie dewizowym mogliśmy wydać na polskim rynku kilka płyt z zachodnim repertuarem. Ukazały się m.in. płyty Queen, Jethro Tull czy podwójny singel Beatlesów. Ponieważ procedury i produkcja trwały długo, to zamiast najnowszej płyty Stonesów, która w momencie wydania byłaby przed-, a może nawet przed-przed-ostatnią, postanowiłem ułożyć składankę Rolling Stonesów złożoną z ich przebojów z lat 70. Dzięki temu kompilacja z takim repertuarem ukazała się tylko w Polsce.
Oficjalną składankę „Made in the Shade” wydali (z pięcioletnim opóźnieniem) najpierw Enerdowcy w 1979 r., a rok później Bułgarzy. Ci drudzy wznawiali ją aż dwanaście razy, przy czym ostatni nakład ukazał się w 1990 r.
Dlaczego nie Warszawa?
Jeśli płyty z zachodnim repertuarem ukazywały się w Polsce z rzadka, to książek o tematyce rockowej praktycznie nie było wcale. W 1989 r. pojawiła się pierwsza, rzetelna biografia muzyczna „Satysfakcja – The Rolling Stones”. Właśnie do księgarni trafiło jej szóste wydanie, a do dziś rozeszło się prawie 100 tysięcy egzemplarzy książki.
– Miałem rubrykę muzyczną w piśmie „Radar”, w której publikowałem polskie przekłady rockowych piosenek – tłumaczy autor Daniel Wyszogrodzki. – Zgłosiło się do mnie Wydawnictwo Łódzkie i zamówiło biografię Rolling Stonesów, bo grupa ruszała po dłuższej przerwie na światowe tournée. Chciałem pisać o Beatlesach albo Cohenie, bo miałem tylko dwie płyty Stonesów. Wydawnictwo obiecało mi, że to zrobię w drugiej kolejności. Moja książka ukazała się w serii „Niezwykłe historie”. Poprzedziła ją pozycja „Tajemnice Chińskiej Kurtyzany”.
W czerwcu 1990 roku w ramach trasy „Steel Wheels” zespół zawitał do Berlina Zachodniego. Z Wolnej Polski ruszyła pielgrzymka fanów rocka, wśród których byłem również ja. Tournée było o tyle szczególne, że Stonesi grali ostatni raz z udziałem basisty Billy’ego Wymana.
„Nagła eksplozja kilkunastu petard umieszczonych wzdłuż sceny swym blaskiem przyćmiła estradę” – relacjonowałem dla magazynu „Rock’n’Roll”. ‒ „Po nagłym osłupieniu skoczyliśmy na wyprostowane nogi, a z naszych gardeł wyrwał się jęk zachwytu. Huk wydobyty z nagłośnienia o mocy pół miliona watów rozkołysał powietrze i usłyszeliśmy głos, który niejednemu wielokrotnie śnił się po nocach. »If You start me up / You can start me up / I’ll never stop« – bogowie wyłonili się zza opadającego dymu. Dreszcze od początku, łzy od »Miss You«, a pot od głowy po skarpetki. W finale: »Brown Sugar«, »Satisfaction« i »Jumpin’ Jack Flash«. Czy można od życia chcieć więcej?”.
Dwa miesiące później widziałem Stonesów po raz drugi. Tym razem w Pradze. Dlaczego nie w Warszawie? Że Lech Wałęsa nie wiedział, kim są The Rolling Stones, mogłem zrozumieć, ale jego doradcy powinni wiedzieć, że jeśli Największa Grupa Świata ma wystąpić w którymkolwiek z byłych demoludów, to musi to być Polska! A jednak Stonesi zagrali w Pradze.
László Hegedus, węgierski promotor, tak wyjaśnił mi historię praskiego koncertu: – Początkowo istniał projekt czterech koncertów w Europie Wschodniej: Praga, Budapeszt, Zagrzeb i Warszawa. Później jednak menedżer trasy sprzeciwił się ze względu na olbrzymie koszty i mały dochód. Ustalono wreszcie, że dojdzie do dwóch koncertów: Praga i Budapeszt. Spodziewano się w tych miastach wyższych wpływów i decydowały osobiste kontakty. Pragę wybrano ze względu na osobę Václava Havla, a Budapeszt, ponieważ od 12 lat zabiegałem o ten koncert. Później Budapeszt odpadł ze względu na dodatkowe koncerty w Anglii. Tak więc na dziewięć miesięcy przed było wiadomo, że The Rolling Stones zagrają tylko w Pradze. W tej sytuacji nawet list od Lecha Wałęsy niewiele by zmienił.
Grzegorz Brzozowicz: Dawny lider zespołu Talking Heads, David Byrne, na swojej nowej płycie solowej diagnozuje stan chaosu i tworzy alternatywną wizję USA.
zobacz więcej
Bilety na koncert w Pradze były rozprowadzane w Polsce przez firmę Happy Artists. Problem był w tym, że mimo odzyskanej wolności istniały wizy między naszymi bratnimi krajami. Tomasz Tłuczkiewicz, prezes H.A. zadzwonił do kancelarii Václava Havla. – Nie ma problemu – odpowiedział jeden z sekretarzy czechosłowackiego prezydenta. – Przez dwa dni bilet na Stonesów będzie honorowany jako wiza.
Zdjęcie z Jolantą Kwaśniewską
Dopiero w sierpniu 1998 r., czyli 31 lat po pierwszym warszawskim koncercie, Rolling Stonesi wystąpili w Polsce, na stadionie chorzowskim. Nie było szału, choć wtedy promowali „Bridges to Babylon”, najpopularniejszą ich płytę w Polsce. Osiągnęła ponad 80 tys. nakładu, a mimo to biletów na koncert sprzedano o połowę mniej. W tym samym czasie płyty polskich wykonawców rozchodziły się w setkach tysięcy egzemplarzy.
Koncert odbył się bez ekscesów, ale z imponującymi pirotechnicznymi fajerwerkami. Muzycy zgodzili się na wspólną fotografię z wybranymi dziennikarzami i oddzielne zdjęcie z Jolantą Kwaśniewską. Mąż Aleksander, już jako eksprezydent, dostąpił większego zaszczytu. W 2006 r. Bill Clinton zaprosił go na koncert Stonesów w nowojorskim Beacon Theater, co uwiecznił w filmie „W blasku świateł” sam Martin Scorsese.
Kolejna wizyta Micka Jaggera i kompanów miała miejsce w lipcu 2007 r. Tym razem na służewieckim hipodromie. Traf chciał, że w Polsce ogłoszona była żałoba narodowa po tragicznym wypadku polskiego autobusu w Alpach, w którym zginęło 26 osób. Z tego powodu na warszawskim koncercie zabrakło wykonania „Sympathy for the Devil”. Wśród wybrańców, którzy mieli możliwość dotrzeć do muzyków był szef sieci restauracyjnej Sfinks Polska oraz Muniek Staszczyk.
– Przez trzy godziny czekałem na zapleczu sceny, a że barek był dostępny, to wprowadziłem się w dobry nastrój – opowiada lider T.Love. – Poinformowano mnie, że nie wolno mi zadawać pytań, robić zdjęć i prosić o autografy. Jak w końcu przyszli, okazało się, że są dość skromnej postury. Złożyłem życzenia urodzinowe Mickowi, jedno wspólne zdjęcie, piątka-piątka i tyle. Wyrwałem się za scenę i w kuchni Stonesów wpadłem na Charliego Wattsa. Zgodził się dać mi autograf.