U Mistrza Andrzeja wędrujące przez kolejne wcielenia duchy były uszykowane w kolumny, jasne i ciemne, czyli dobre i złe. Jakie by nie były te kolumny, to nie były to z całą pewnością kolumny marszowe, bo Mistrz walkę zbrojną odrzucał kategorycznie. Twórczość poetycką i wszelką literacką uważał za objaw próżności. I rzeczywiście całkowicie wolny od próżności, która może się zrodzić przy udanym cyzelowaniu formy wypowiedzi jest ktoś, kto pisze w ten sposób ocenę jednej z wyznawczyń:
„Ogień ducha twojego bez hory, bez karbów, na swawolę ducha, w duchu i ziemi puszczony. Prawa ducha i ziemi podeptane. Ślub twój w duchu twym i w ziemi twej zgwałcony. Niewinność twa w duchu i w ziemi utracona. Duch skalany — pierwotną jasnością dla Boga i dla brata twego nie zabłysnął, w ofierze od Boga wymaganej nie stanął. Naznaczona sługa Boża w Sprawie ratunku człowieka, w pętach, pod mocą złego, w zaklęciu, w Urzędzie swym do ratunku nie stanęła, cechy zwierzęce w śmierci ducha swego jawiła, piekło w tryumfie było”.
Jak widać pióro i papier powinno być trzymane jak najdalej od Mistrza. Gorzej, że Mistrz uważał, że nie powinien się pióra imać Seweryn Goszczyński ani nikt inny, kto przystąpił do Koła Sprawy Bożej.
Niedługo po pierwszej wizycie u Adama Mickiewicza i uzdrowieniu Celiny Mickiewiczowej Andrzej Towiański przemówił do emigrantów w prezbiterium katedry Notre Dame: „Polska, jako znakomita część plemienia słowiańskiego, które częściej i goręcej, niż inne plemiona, przechowało w duszy skarb ognia Chrystusowego, skarb miłości, uczucie, jest znakomitym węgielnym kamieniem podnoszącej się Sprawy Bożej, sprawy zbawienia świata.”
Paszoł won durak!
Wiosną 1842 roku powstaje w mieszkaniu Mickiewicza Koło Sprawy Bożej. Już jesienią władze francuskie wydalają Mistrza z kraju jako rosyjskiego szpiega. Towiański osiada w Szwajcarii, a na miejscu sprawami Koła kieruje brat-wieszcz zwany z czasem bratem-wodzem - Adam Mickiewicz. Powstaje podział na siódemki, każda siódemka ma swego przełożonego zdającego sprawę z zebrań bratu-wieszczowi. Brat-wieszcz robi notatki, wyciągi i raportuje Mistrzowi tytułując Towiańskiego w listach zawsze: „Mistrzu i Panie”.
Mickiewicz nabrał duchowego wiatru w żagle, zarządza zbiorową spowiedź braci w siódemkach, sprawozdania potem, oczywiście, do niego. Księża polscy w Paryżu zaczęli uzależniać posługę sakramentalną od wyrzeczenia się towianizmu, więc bracia pozostali bez opieki. Brat-wieszcz sam udzielał Komunii, a gdy znalazło się dwoje chętnych i ślubu. Tu już wtrącił się Mistrz i zażądał powtórzenia ślubu w kościele. Towiański starał się nie odchodzić w obrzędowości od katolicyzmu. Chciał nawrócić papieża, więc nie chciał go drażnić.
Bracia się spowiadają, nie mając nic ciekawego do powiedzenie albo ochoty na szczerość, zmyślają. Ta protopsychodrama służy wzajemnym upokorzeniom, a spirala wykluczeń, poniżeń i wywyższeń ustala egzotyczne społecznie hierarchie i daje nieograniczone możliwości psychomachii. Poszaleli sobie bracia, jakby nie dość im było, że są w większości biednymi emigrantami bez szans na zmianę swego położenia. Bratu-wieszczowi też się nie przelewało, ale był w Paryżu kimś, profesorem College de France.