Po latach będzie jednak wspominała, że drzwi do sportowych sukcesów otworzyły się przed nią przypadkiem. W 1924 roku za namową koleżanek pojawiła się na zajęciach lekkoatletycznych AZS. I okazało się, że ma wyjątkowy talent do rzutów.
Już w pierwszym roku sportowej kariery została mistrzynią Polski, zarówno w pchnięciu kulą, jak i rzucie dyskiem. W drugim roku w Parku Agrykola ustanowiła nieoficjalny rekord świata w rzucie dyskiem. Dwa lata później, w 1926 roku, pobije rekord świata na Igrzyskach Kobiecych w Göteborgu, a w 1928 roku zdobędzie dla Polski pierwsze olimpijskie złoto.
W międzyczasie grała w pierwszej drużynie koszykarek AZS, a zimą brawurowo szusowała na podhalaskich stokach. Koledzy nazywali ją „Czerbieta” – od czerwonego bereciku, z którym się nie rozstawała.
Wszechstronnie utalentowaną sportsmenkę do lekkoatletycznej kadry Polski włączył francuski trener Maurice Bacquet.
Grzech młodości
„Dysk, narty, rakieta i pędzel malarski. Pchanie kuli i pisanie wierszy. Oszczep i hafcik Richelieu. Sport i poezja. Kontrasty czy harmonia? Kobieta o wspaniałej sprawności fizycznej i duszy poetki” – tak będzie pisał o niej Tadeusz Grabowski, znany warszawski dziennikarz i kolega brata Konopackiej z Polonii.
W 1926 roku Halina, uznana już sportsmenka, zadebiutowała w najbardziej bodaj prestiżowych czasopismach literackich tamtych lat – w „Skamandrze”, a następnie w „Wiadomościach Literackich”. To był zaszczyt. Publikowali tam przecież Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska czy przedstawiciele jej pokolenia — Mieczysław Jastrun, Anatol Stern i Marian Hemar.
„Wiersze to grzech mojej młodości, ale nie wstydzę się tego, co napisałam. Pamiętam, krytykowano mnie wtedy, że jak to, sportsmenka, która rzuca dyskiem, pisze wiersze? Więc chciałam po prostu dać dowód, że jestem i kobietą, a nie jakimś sportowym mechanicznym robotem” – będzie potem wspominała.
Swoje liryki zbierze w tomiku „Któregoś dnia”, który wyda w 1929 roku. Jak napisze później poeta Marian Grześczak paradoks jej twórczości polegał na tym, że nie dotykała ona ani sportu, ani pełnego przygód i wyzwań życia, czy międzywojennej teraźniejszości. Genialna dyskobolka wyrzeźbiła siebie słowami, tylko i wyłącznie jako kobietę.
W tym czasie dwukrotnie została też laureatką plebiscytu „Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca Polski. Potwierdziła tym samym olimpijski wzorzec kalos kagathos (gr. piękny i dobry) – równowagi ciała i ducha, dla dzisiejszych sportowców praktycznie niedościgniony.
Miss Igrzysk na medal
Światu pokazała się tak, jakby została wyciosana przez antycznego Myrona, twórcę posągu Dyskobola. Miała piękne proporcje ciała. W czasie sportowej kariery przy wadze 66 kg, mierzyła aż 181 centymetrów wzrostu, co wśród kobiet w tym czasie było niemal niespotykane.