Babcina idea „świątyni pamięci” okazała się bliższa sercom rodaków, poza tym wnuczce nie udało się pozyskać dzieła tak ikonicznego jak „Dama z gronostajem”. No i najważniejsze: w 1939 roku zbiór stracił swą integralność – jak się wydaje – bezpowrotnie. Po wojnie najcenniejsze obiekty trafiły do Poznania i Warszawy, część znalazła się za granicą, los innych do dziś pozostaje nieznany.
Znała siedem języków, w tym arabski
Izyjka (jak ją nazywano w rodzinie) dorastała w słynnym Hôtel Lambert. Spotykali się tu wszyscy wielcy Wielkiej Emigracji. Rzadziej wspomina się, że była to również urządzona ze smakiem arystokratyczna rezydencja pamiętająca czasy muszkieterów, w której Czartoryscy przechowywali ewakuowane z kraju rodzinne zbiory.
Gdy ojciec i starsi bracia układali polityczne kabały, księżniczka – obdarzona żywym umysłem i znakomitą pamięcią – zachłysnęła się sztukami plastycznymi. Poznała największego z ówczesnych francuskich mistrzów pędzla Eugene’a Delacroix i jego imiennika Viollet-le-Duca, architekta, który zrehabilitował sztukę średniowiecza. Malarstwo i rzeźbę studiowała u Sebastiena Norblina z artystycznej familii, związanej z Polską od epoki rozbiorów aż po drugą wojnę światową.
Była poliglotką. Znała siedem języków, w tym arabski. Zwiedziła Włochy, Algierię, Egipt i Ziemię Świętą. Kto by pomyślał, że swój „ziemski raj” znajdzie w powiecie pleszewskim?
Babka, Izabela przez jedno „l”, od romansów nie stroniła. Poczęła siedmioro dzieci, a każde z innym mężczyzną. Wnuczka, niebieskooka brunetka „o rysach starożytnej kamei” miała wielu epuzerów, lecz żadnego do bliższej komitywy nie dopuściła.
Wyraźnie unikała zamążpójścia, w końcu jednak uległa woli ojca, wychodząc za Jana Kantego Działyńskiego. Narzeczeństwo trwało nieprzyzwoicie długo: dwa lata, bo i on był sercem gdzie indziej. Ślub z Czartoryską, córką niekoronowanego króla Polski dogadzał rodowym ambicjom, lecz ostatecznie Działyńscy wyszli na tym mariażu kiepsko.
Księżna w Wielkopolsce czuła się jak na zesłaniu. Zamek w Gołuchowie, w którym państwo młodzi mieli uwić miłosne gniazdo, złośliwie nazywała „małą średniowieczną kasztelanią po ataku i złupieniu”. Za swój prawdziwy dom wciąż uznawała Hôtel Lambert.