Po nocy komunizmu odrodziły się w tatarskich wioskach nieliczne wspólnoty sunnickie, bliżej granicy z Białorusią czynne są trzy parafie grekokatolickie, każdy zaś, kto po drodze do Wilna przejeżdżał przez Troki, pamięta o Karaimach. W Wilnie i Kownie w piątkowy wieczór jarzą się też światła w sześciu synagogach.
Mimo więc, że ok. jednej dziesiątej populacji nie deklaruje przynależności do żadnej wspólnoty religijnej – wiernych nie brakuje, tym bardziej, że po odzyskaniu wolności w roku 1990 na Litwie pojawili się też entuzjaści buddyzmu i hinduizmu, baptyści, adwentyści i wspólnota chasydzka Chabad Lubawicz.
Przez trzydzieści lat niepodległości tego rodzaju „małych wspólnot religijnych” pojawiło się blisko 900; większość okazała się efemerydami, w rejestrze Ministerstwa Sprawiedliwości znajduje się ich w tej chwili 161. Jak to się jednak stało, że właśnie wspólnota Romuvy, a nie prężne w innych krajach społeczności „drugiej fali reformacji” podjęła starania o uzyskanie wyższego rangą statusu, „zrównanie w prawach” z katolikami czy luteranami – i jest o krok od jego uzyskania?
Odpowiedzią jest po pierwsze dynamika: Romuva jest najszybciej rozwijającą się na Litwie wspólnotą religijną: w chwili jej oficjalnego zarejestrowania w roku 1991 liczyła nieco ponad tysiąc członków, dziś przynależność do niej deklaruje ponad 5 tysięcy. Taki wzrost o 400% sprawił, że liczebnie już dziś konkurują z Karaimami, najmniejszą z dziewięciu „dużych” wspólnot: mają też wszelkie dane na dalszy rozrost, biorąc pod uwagę, że do wspólnoty przystępują ludzie młodzi, stosunkowo zamożni, wykształceni i nierzadko wielodzietni.
Ale równie, jeśli nie bardziej istotny jest fakt, że Romuva – w odróżnieniu od podobnych na pozór wspólnot neopogańskich, działających współcześnie praktycznie w każdym kraju (dawniej) chrześcijańskim – bardzo na serio odwołuje się do pamięci o początkach państwa litewskiego: w czasach, kiedy obserwujemy rozmywanie się tożsamości i przywiązania do państwa, dla polityków litewskich może to być zjawiskiem nie bez znaczenia.
Urzeczeni ludem
I pomyśleć, że jeszcze ćwierć wieku temu ruchy neopogańskie były ciekawostką, na myśl o których niepokój ogarniał tylko najbardziej skłonnych do zamartwiania się byle głupstwem duszpasterzy! Socjolodzy i etnografowie zacierali za to ręce: tematów do habilitacji tyle, że tylko rwać, tu neo-hellenizm, tam wnuki Druidów…
Większość tzw. szerokiej publiczności wzruszała ramionami, większe zainteresowanie tematem przejawiając raz do roku, gdy uznani fotoreporterzy publikowali materiały zdobyte podczas obrzędów Nocy Kupały, ze szczególnym uwzględnieniem rytualnej kąpieli w potoku. Z ich zdjęć można było jasno wywnioskować, że wyjątkowe upodobanie do rodzimowierstwa przejawiają młode, hoże niewiasty, osobliwie jasno- lub rudowłose.