Na odsiecz Serenie. Jak poprawność polityczna zjada własny ogon
piątek,14 września 2018
Udostępnij:
Śmierć humoru, ironii i karykatury – tak można podsumować awanturę wokół rysunkowej satyry zamieszczonej w dzienniku „Herald Sun”, stanowiącej komentarz do skandalicznego zachowania Sereny Williams podczas finału tegorocznego US Open. Satyrycy doskonale już wiedzą, z czego śmiać się należy – na przykład z białego, heteroseksualnego katolika – a z czego nie wypada.
Zaczęło się banalnie. Serena Williams przegrywając finał kobiet w nowojorskim turnieju tenisowym, wdała się w karczemną awanturę z sędzią Carlosem Ramosem. Komentując głośną kłótnię utytułowanej tenisistki, znany karykaturzysta Mark Knight w australijskim wydaniu dziennika „The Herald Sun” opublikował prześmiewczy rysunek. Na efekty nie musiał długo czekać.
Na jego głowę posypał się hejt. „Jak to wspaniale, że zredukowano jedną z największych żyjących sportsmenek do rasistowskiej i seksistowskiej metafory” – wzburzyła się na Twitterze J. K. Rowling, autorka cyklu o Harry’m Potterze. Z kolei córka Martina Luthera Kinga zarzucała zespołowi redakcyjnemu gazety akceptowanie symboliki graficznej rodem z lat 30. ubiegłego wieku, kipiących od nienawiści wobec czarnych i uznających ich za gorszą rasę.
Oburzeni bardziej skupili się jednak na tym, że szyderca wziął na cel kobietę o odmiennym kolorze skóry, niż na tym, że krytykował ją za czyny, które nota bene doprowadziły ją do przegranej i zmusiły do zapłacenia sporego odszkodowania w ramach zadośćuczynienia. Besztając karykaturzystę, w swoim pojęciu bronili oni Afroamerykanów i feminizmu.
Źródło: Twitter, Herald Sun
Im więcej czasu jednak mija, tym bardziej widać, że ten akt solidarności z tenisistką spowodowany był zaślepieniem i głupotą połączoną z lekkomyślnością. A konsekwencje takich poczynań mogą przynieść groźne skutki.
Dochodzi do tego refleksja, jak bardzo zmieniła się rola satyry w przestrzeni medialnej i publicystyce. Jej twórcy, jak również komentatorzy i influencerzy korzystają dziś często z technik i form charakterystycznych niegdyś dla propagandy.
Drwina z obłudników, wyroczni i osób publicznych
Satyra jako skodyfikowany gatunek literacki w zachodnim piśmiennictwie narodziła się w czasach starożytnego Rzymu, chociaż z ostatnich badań archeologów i antropologów wynika, że nie była ona obca także ludom egipskim.
Filip Memches: Maria Nurowska zrobiła laleczkę polityka i wbija w nią szpilki. Agnieszka Holland przyznała, że w ten sposób w młodości „uśmierciła” dwie osoby. Magdalena Środa i Kinga Dunin wspominają, że brały udział w wykładach prowadzonych przez czarownicę... Czyżby oświeceniowy projekt zbankrutował?
Słowo „satyra” wywodzi się od łacińskiego „satura” oznaczającego mieszaninę.
Za pierwszego twórcę o wyczuciu satyrycznym przyjęło się uznawać Arystofanesa, jednego z ojców komedii staroattyckiej. W komediach greckich polityka pojawiała się w ujęciu „satyrycznym”, czyli prześmiewczym i moralizatorskim jednocześnie. Niebagatelne znaczenie miały konflikty zbrojne. Przykładowo w trakcie wojny między Atenami a Spartą Arystofanes wypełnił sztukę „Acharnejczycy” drwinami i szyderstwami z ludzi korzystających z konfliktu – politycznych obłudników, wyroczni oraz tych, którzy zbijali kapitał na handlu bronią i niewolnictwie.
Długo po Arystofanesie do literackiej genologii wprowadził satyrę rzymski retor Kwintylian. Jego kpiarskie utwory o tematyce politycznej, literackiej czy też obyczajowej przypominały gawędę o pouczającym lub szyderczym charakterze.
Satyra rzymska jako w pełni rozwinięty gatunek, przyjęła dwie główne odmiany. Reprezentantem jednej był Juwenalis bezkompromisowo i szorstko atakujący osoby publiczne i instytucje, drugiej – Horacy, który w swych utworach humorystycznie, lekko i z dystansem piętnował głupotę i inne ludzkie przywary.
Satyra jako broń intelektualna
Satyra rozkwitła w Oświeceniu. W okresie narodzin nowoczesnego mieszczaństwa stała się ważnym orężem w intelektualnych starciach politycznych w Wielkiej Brytanii, Francji czy Polsce. Satyryczne teksty i rysunki zwalczały szkodliwe obyczaje, przesądy i uprzedzenia albo forsowały opinie na temat dworu królewskiego.
Karykatura polityczna z 1832 roku. Honoré Daumier w satyrze „Konferencja w Londynie”, nawiązywał do spotkania prowadzonego przez francuskiego ambasadora Talleyranda, podczas którego zdecydowano o granicach Belgii, Luksemburga i Holandii. Poszczególne postaci reprezentują państwa: koń – Prusy, niedźwiedź polarny – Rosję, małpa – Austrię, lis – Wielką Brytanię, zając – Francję, indyk w tle – Belgię, pies w tle – Holandię, trup kobiety na podłodze – Polskę. Fot. Wikimedia
Bywało, że satyrycy za swoje prace byli osadzani w więzieniach. Spotkało to na przykład XIX-wiecznego wybitnego rysownika Honoré Daumiera, który na swoich grafikach przedstawił króla Francuzów Ludwika Filipa I jako Gargantuę.
Od XVIII wieku o dobrej satyrze świadczyły dwa elementy – bezosobowy adres (postulat ten realizował m.in. Ignacy Krasicki), jak i katharsis rozumiana jako trwoga, zawarta zazwyczaj w retorycznej puencie.
Z takiego połączenia ośmieszania, umowności i niejednoznacznego przesłania powstaje „mieszanina” (zawarta w etymologii słowa satyra) przyczyniająca się do powstania w miarę neutralnej dysputy o problemach kraju. Z tego wynika powaga satyry i brzemię, które nakłada na czytelnika.
„Zamiast uzdrawiać, odsłaniała ukryte rany i bolączki, pozostawiając je ludziom. Ci natomiast mogli albo wyzdrowieć, albo osunąć się w chorobę. Innymi słowy, jest ona bardziej negatywna aniżeli pozytywna, jakkolwiek przestrzega nas przed namacalnym złem, to przeciwstawione mu dobro często musi być dookreślone przez czytelnika i pozostać w każdym niemal przypadku jedynie ideą” – pisze J. Weisgerber w „Satire & Irony as Means of Communication”.
Podążając śladami Jonathana Swifta, krytykującego w swoich książkach i esejach irlandzkich polityków oraz zwyczaje biedoty, za utwory satyryczne zabrali się w epoce wiktoriańskiej Charles Dickens i Mark Twain.
Satyra nieobca była także atakowanym politykom, o czym świadczy archiwum Benjamina Franklina, jednego z Ojców-założycieli Stanów Zjednoczonych.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że – jak pisze Weisgerber – „satyra jest manifestacyjnie skierowana do ludzi. Obejmuje atakowaną ofiarę oraz audytorium, które stara się przekonać do swoich poglądów. Przywraca językowi należny mu status jako środka komunikacji, aby na końcu stać się retorycznym tworem”.
Dlatego też właśnie satyra była tak istotna w trakcie wielkich rewolucji i wojen. Jej autorzy zaś zyskiwali np. we Francji status ważnych postaci kultury, zapraszanych na salony. Wtedy nie mylono satyry z ironią, sarkazmem ani parodią.
Satyra w sensie oświeceniowym bowiem nie ma nic wspólnego z wyśmiewaniem, obrażaniem ani pustą rozrywką. Zawarta jest w niej ocena kondycji człowieka i stanu państwa, prezentowanych w „krzywym zwierciadle”. Ocena mająca skłonić do refleksji i zmiany.
Kaganiec poprawności politycznej
Z chwilą ośmieszenia Adolfa Hitlera przez Charliego Chaplina w „Dyktatorze” satyra otworzyła się na nowe media, stając się powszechniejsza niż kiedykolwiek.
„Dyktator” Charliego Chaplina to satyryczny obraz III Rzeszy z czasów przed rozpętaniem przez Niemcy II wojny światowej. Fot. Wikimedia
W okresie II wojny światowej służyła jako narzędzie propagandowe do wzmacniania morale amerykańskich żołnierzy walczących na obu oceanach.
Po wojnie nastąpił jednak istotny przełom. Podobnie jak piłka nożna, satyra stała się sposobem na pokojowe rozładowanie agresji, która wcześniej znajdowała ujście w konfliktach zbrojnych. Satyra przeobraża „społecznie nieakceptowalne impulsy w społecznie akceptowalne, a nawet cieszące się aprobatą i zachwytem” – zauważa
Weisgerber.
Zmienił się także charakter tekstów satyrycznych, które odtąd cechuje ironia, cynizm i relatywizm. Paul Ricoeur w „Egzystencji i hermeneutyce” zauważał, że wraz z postępem cywilizacyjnym na Zachodzie górę biorą nihilizm i relatywizm moralny, co wiąże się z zanikiem postaw religijnych i wzrostem znaczenia technologii, dominującej nad naturą i tradycją. Do tego dochodzi intelektualna autocenzura, podprogowo wpajana ludziom przez zwolenników poprawności politycznej.
Wzmocniona mrzonką multi-kulti satyra zaczyna kierować się moralnością Kalego, hołdując podwójnym standardom i hipokryzji. I tak wszyscy dobrze wiedzą, z czego warto się śmiać za wszelką cenę – na przykład z białego, heteroseksualnego katolika czy męskiej impotencji, dosłownie i w przenośni. A z czego śmiać się nie wypada, bo nie daj Boże skrzywdzi się jakąś mniejszość.
Sprawa Sereny
Tu dochodzimy do sedna, czyli ataku furii Sereny Williams i satyry na nią. Serena Williams niestety zapomniała, że innych powinniśmy traktować tak, jak sami chcemy być traktowani.
W czasie nowojorskiego turnieju atak furii Sereny Williams szedł w różnych kierunkach. Fot. Reuters
Wolność to także odpowiedzialność, nie tylko przywileje. Każdemu jest przykro, gdy przegrywa z powodu niesprzyjających okoliczności.
Można mieć co prawda obiekcje do Marka Knighta, że „wybielił” graficznie postać rywalki tenistki, Naomi Osaki, dla nadania rysunkowi bardziej uniwersalistycznego wydźwięku. Nie zmienia to jednak faktu, że przypuszczono zmasowany atak na cnotę satyryka, jaką powinno być widzenie szerszej perspektywy.
Jego komentarz brzmiał zresztą jak głos wołającego na puszczy – człowieka znużonego i przytłoczonego narracją ofiary. Bo to Williams została oczywiście okrzyknięta ofiarą. A przecież każdy, oglądając mecz, mógł się przekonać o nieetycznym zachowaniu Williams i jej trenera, drastycznie naruszających przepisy.
Tygodnik TVPPolub nas
Ta historia w doskonały sposób oddaje stan współczesnych mediów i dziennikarstwa, poddanych ideologizacji oraz cenzurze myśli. Bo czy od koloru skóry i płci ważniejszy nie powinien być aspekt moralny czynu? Dla mediów promujących egalitaryzm i wszelkie mniejszości najwyraźniej jednak ważniejszy nie jest. Tym samym osoba zasługująca na naganę przeistoczyła się w ofiarę, tylko ze względu na przykrą historię niewolnictwa Afroamerykanów.
Tymczasem swej niepodległości intelektualnej należy bronić do skutku, bez względu na kontekst i konsekwencje. Jak pisał Leszek Kołakowski w „Mini‑wykładach o maxi‑sprawach”, „pogarda dla prawdy niszczy naszą cywilizację nie mniej aniżeli fanatyzm prawdy. Zobojętniała większość oczyszcza pole dla fanatyków, których zawsze dość się znajdzie. Nasza zabawa upowszechnia poczucie, że wszystko powinno być zabawą, jak nią jest, w rzeczy samej, w dziecinnych filozofiach tak zwanej »nowej ery«, których treści nie da się w ogóle określić, bo to znaczy wszystko, cokolwiek kto chce”.
Źródło: Indegraph Times/ YouTube
Broniąc źle pojmowanej wolności, możemy doprowadzić jedynie do eskalacji konfliktów i powiększenia się liczby ofiar wojny kulturowo-etnicznej. Obrona feminizmu i równouprawnienia już przyniosła wątpliwe owoce. Tworzy wielkie pole do manipulacji. Jak niegdyś rzekł Winston Churchill, faszyści w przyszłości będą sami nazywali siebie antyfaszystami.
– Michał Chudoliński
Korzystałem z publikacji: J. Weisgerber, Satire & Irony as Means of Communication, „Comparative Literature Studies”; Leszek Kołakowski, „Mini‑wykłady o maxi‑sprawach”; P. Ricoeur, „ Egzystencja i hermeneutyka. Rozprawy o metodzie”.