Z Grupą stale utrzymywały kontakty ekspozytury enerdowskiego MBP w najbliższych Polsce dużych miastach, od Drezna po Rostock, kontrolując przepływ turystów, naukowców i dyplomatów. Bezpośredni kontakt ze specjalistami Grupy Operacyjnej Warszawa miało w zasadzie jedno środowisko w Polsce: członkowie najściślej zakonspirowanego w MSW Biura Studiów, którego pracownicy mieli za zadanie przenikanie do struktur „Solidarności” i „przekierowywanie” ich aktywności.
Komendanta Grupy, towarzysza majora Karla-Heinza Herbricha, mianował osobiście Erich Mielke. On też, w „akcie założycielskim” Operativgruppe Warschau, wskazywał zadania nowej komórki. Miało do nich należeć nie tylko „zabezpieczenie stałego kontaktu z polskimi organami bezpieczeństwa” i „rozpracowywanie nieoficjalnych tajnych współpracowników w niesocjalistycznych przedstawicielstwach zagranicznych” (czytaj – hojne obdarzanie obywateli PRL piętnem „współpracowników CIA”).
A także rzecz najważniejsza: „doskonalenie współpracy z przebywającymi w PRL nieoficjalnymi współpracownikami [Inofizieller Mitarbeiter – określenie, będące w żargonie Stasi odpowiednikiem SB-ckiego „Tajnego Współpracownika” – przyp. WS] i werbowanie nowych współpracowników”. Zajmować się miał tym wyodrębniony z Grupy Referat 2.
Zatrzymajmy się na chwilę przy tym zdaniu: oznacza ono, że NRD bez wiedzy służb specjalnych PRL tworzyło na terenie Polski własną siatkę szpiegowską o praktycznie nieograniczonym zakresie zainteresowań: od sytuacji w „Solidarności” i PZPR, przez utyskiwania na kłopoty w zaopatrzeniu, aż po stan rzeczy w Kościele, wywiad przemysłowy i obronność.
Nastawieni pozytywnie do rozmów
Jacy ludzie mogli podjąć tego rodzaju ofertę współpracy? Niestety, nawet historycy do dziś nie poznali niemal żadnego nazwiska z grupy liczącej sobie, jak się szacuje, co najmniej kilkaset osób: pojedyncze „przecieki”, ukazujące się w prasie, z reguły oceniane były jako niewiarygodne, kopie akt, otrzymywane przez IPN w ramach współpracy z Urzędem Gaucka mają zaczerniane nazwiska agentów; większość akt zresztą została zniszczona.
Podejrzenia w naturalny sposób kierują się wobec środowiska twardogłowych działaczy PZPR, którzy w NRD i jej działaniach na rzecz interwencji widzieli jedyną szansę na położenie kresu kontrrewolucji, a przy okazji własny awans. „Nie wiem, czy damy sobie radę własnymi siłami. I zdaję sobie sprawę z tego, co to oznacza, gdy ktoś na moim stanowisku mówi to tak otwarcie” – puszcza oczko do przedstawiciela ambasady NRD Michał Atłas, kierownik Wydziału Administracyjnego KC PZPR podczas spotkania w styczniu 1981 r.
„Wiemy, że sprawiliśmy wszystkim przyjaciołom polityczne kłopoty, w tym także wam, przyjaciołom z SED” – kaja się Andrzej Żabiński w rozmowach w Berlinie prowadzonych w trzy dni po powołaniu Grupy Warszawa. Stanisław Ciosek jest ostrożniejszy: podczas rozmów z konsulem generalnym NRD we Wrocławiu w październiku 1980 stwierdza jedynie, że „w przypadku niewykorzystania szansy wkroczenie [bratnich] wojsk będzie nieodzowne”.