Za czarnym parkiem brama budynku, szeroka na przestrzał. Widać z niej kolejną ulicę i drzewa w białej odsłonie. Doszły już do budynku, to już tu, schodami na trzecie piętro. Ciężka siatka, może jest w niej gęś na drugi dzień Świąt.
Aż zakręciło się w głowie! Zapachy w mieszkaniu cioci. W mniejszym pokoju po prawej ktoś się kręci, dochodzą stamtąd śmiechy, piski, pewnie pakowano prezenty. Większy pokój jest najważniejszy.
Stoi jak co roku na pianinie. Złote bombki błyszczą, łańcuchy są srebrne, a kolorowe lampki oświetlają także całą ścianę za choinką, wisi tam ślubne zdjęcie cioci i wujka. Ona siedzi z założoną nogą na nodze, patrzy przed siebie. Młoda twarz bez jednej zmarszczki, zwłaszcza brakuje tych, które dziś tak ładnie okalają usta, bez nich już trudno sobie wyobrazić jej uśmiech.
Właśnie wychodzi z kuchni.
– Idź i postaw na stole z prawej strony.
Półmisek klusek z makiem posypanych rodzynkami. Ale pachną! Spróbuje ich na samym początku, potem przyjdzie pora na inne potrawy. Delikatnie stawia naczynie na obrusie i dopiero wtedy podnosi wzrok.
Ziutek już siedzi. Jak zawsze w trzyczęściowym garniturze, zajmuje miejsce nieopodal pianina, na którym stoi choinka. Obok siedzi ojciec, coś teraz mówi do wujka, też jest w garniturze i białej koszuli, ma krawat w czerwone, niebieskie i białe pasy. Dalej siedzi ktoś jeszcze, ale ma zamazaną twarz, jakby nieostrą. Matki nie ma obok ojca. Nigdy nie siadają razem, już od lat. Matka siedzi po drugiej stronie okrągłego stołu, tyłem do niej, dlatego jej córka dotąd jej nie widzi, choć może odwrócić głowę i popatrzeć, bo półmisek z kluskami został delikatnie postawiony na białym obrusie, między śledziem a karpiem w galarecie. Ale czuje jej obecność. Mamo, odezwij się do mnie!
Gwiazda rozbłysła na niebie. Teraz wszystko powinno zacząć się naprawdę, ale właśnie wtedy poczuła lekkie uderzenie w ramię.
– Adam, to ty?
Wszystko znikło. Nie było Pragi, znowu stała w Alejach Jerozolimskich. Ciocia, wigilijny pokój z choinką na pianinie, matka i ojciec przy stole, świece w srebrnych lichtarzach, wszystko rozpłynęło się jak płatek śniegu na rękawie zimowej kurtki.