Dlaczego rodzice chorych dzieci wybierają znachora?
Bo chemioterapia jest makabrą także dla nich. Nie jest łatwo patrzeć, jak dziecko słabe, poszarzałe i wyłysiałe wymiotuje, nie mając siły wstać z łóżka. Zdaniem onkologów często zdarzają się przypadki, gdy dziecko dobrze reaguje na kilka pierwszych chemii i których rokowanie jest już dobre, po czym… znika. Leczenie zostaje przerwane, bo rodzice nie zgłaszają się na kolejną chemioterapię, chcąc oszczędzić dziecku cierpienia.
A potwierdzenie słuszności tej decyzji znajdują w internecie. Do znudzenia powielany na forach tekst głosi bowiem, że chemia to wielka ściema. Nabija tylko kieszenie medyków na usługach farmaceutycznych firm.
A jak to jest?
Jest tak, że to dziecko potem umiera. Jego rodziców zmanipulowali bowiem ludzie bez litości i skrupułów. Oprócz znachorów z poczuciem misji i wiarą w swe uzdrawianie, na rynku alt-med funkcjonują też wyrachowani naciągacze, żerujący na ludzkim strachu i bezradności z chęci zysku lub czystego cynizmu.
Problem polega tylko na tym, że medycynę alternatywną uprawiają także lekarze, potwierdzając wiarygodność takich metod swoim autorytetem. Przed wywiadem wspomniał pan o terapii rozwodnionym murem berlińskim stosowanej przez szczecińskiego kardiologa…
Bo problem polega na tym, że w Polsce uważa się, że to, czym zajmuje się lekarz, zawsze jest medycyną. Tymczasem do zawodu trafiają osoby o bardzo różnych poglądach.
Lekarz to jednak zawód zaufania publicznego.
Owszem, dlatego w przypadku, gdy lekarz stosuje absurdalne metody leczenia, ważna wydaje się rola samorządu lekarskiego, który odpowiada za prawidłowe wykonywanie zawodu. Nie zawsze jest to kwestia karania, czasem raczej dbałość o kolegów po fachu. W wielu przypadkach działają oni bowiem na szkodę pacjentów. Niemniej prawo wykonywania zawodu może zawiesić także sąd albo prokurator.
Ale istnieją dwie strony medalu: z jednej trzeba chronić obywatela przed oszustwem, z drugiej jednak szanować jego prawo do wolności wyboru.