Barokowy śpiew, break-dance i… składanie ubrań. W 200. rocznicę urodzin Moniuszki
piątek,
3 maja 2019
Ostatnio kompozytor przyleciał, żeby z nami porozmawiać na temat swojego dzieła. Nigdy wcześniej nie miałem takiej sytuacji, bo głównie śpiewam dzieła kompozytorów barokowych, co niestety wyklucza ich obecność z tego typu spotkań... – mówi kontratenor Jakub Józef Orliński.
5 maja 1819 roku urodził się Stanisław Moniuszko. 5 maja 2019 roku, w 200. rocznicę urodzin kompozytora, rozpocznie się 10. edycja Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki. Udział w nim weźmie 88 młodych śpiewaków z całego świata, a oceniać ich będzie jury złożone z przedstawicieli renomowanych teatrów operowych, jak Royal Opera House, Metropolitan Opera czy Bayerische Staatsoper oraz wybitni polscy śpiewacy: Ewa Podleś, Izabella Kłosińska i Piotr Beczała.
Konkurs zainaugurują laureaci i finaliści poprzednich edycji: Urszula Kryger, Rafał Bartmiński i Jakub Józef Orliński. Tego ostatniego, śpiewaka, wielbiciela muzyki barokowej i… break-dance’u, nieliczni posłuchać będą mogli w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej – a wszyscy na antenie TVP i TVP Kultura w niedzielę 5 maja o godz. 19.
TYGODNIK TVP: Moniuszko to chyba nie jest kompozytor jakoś szczególnie bliski pana sercu, czy się mylę?
JAKUB JÓZEF ORLIŃSKI: Niestety w moim repertuarze gości on dość rzadko, co nie oznacza, że go nie lubię. Cenię go jako kompozytora i bardzo cieszy mnie fakt, że będę mógł zaśpiewać trzy jego pieśni na Gali Otwarcia Konkursu Moniuszkowskiego. Szczególnie jestem zadowolony z tego, że będę je śpiewał z towarzyszeniem orkiestry!
Gdyby się tak bliżej przyjrzeć, to można się doszukać u pana wielu związków z Moniuszką – ojciec Moniuszki był utalentowanym rysownikiem, jak pana matka, a sam kompozytor w czasie, gdy był dyrektorem Opery, cały czas podróżował… Może to determinuje tę sympatię?
Nie tylko jak moja mama, a także jak mój tata – oboje zajmują się malarstwem i rysunkiem. Pochodzę z artystycznej rodziny i właściwie wszyscy mają jakiś związek ze sztuką. Podobnie jest z podróżami. One zawsze towarzyszyły mojej rodzinie i może dlatego tak bardzo lubię tę stronę zawodu śpiewaka. Zwiedzanie wszystkich tych nowych miejsc i poznawanie nowych ludzi – to największa wartość dodana.
Skoro pan wspomniał, że ceni sobie Moniuszkę, to może kiedyś da się pan namówić na „Śpiewniki domowe” na przykład, bo chyba niewiele jest partii dla pana w literaturze moniuszkowskiej?
Tak jak wykonujemy z moim pianistą Michałem Bielem pieśni Szymanowskiego, Bairda czy Łukaszewskiego, tak na pewno przyjdzie czas na pieśni Moniuszki. Mam już nawet kilka wybranych tytułów. Teraz tylko trzeba je przetransponować i w końcu zaczniemy nad nimi pracować.
Zdradzi pan swoim fanom te wybrane tytuły?
Wolę żeby zostały niespodzianką, ale na pewno wykorzystam „Łzę” i „Niepewność”, które teraz będę wykonywać na koncercie. Bardzo podobają mi się teksty tych pieśni i jestem pewny, że razem z Michałem będziemy w stanie również ubrać je muzycznie w ciekawą interpretację.
Ma pan sporo wygranych konkursów na koncie – lubi je pan? Pytam, bo są tacy muzycy, którzy ich nie znoszą – na przykład taki Piotr Anderszewski. Pan się dobrze czuje w kontekstach muzycznego ścigania się?
Myślę, że tych konkursów wcale nie wygrałem tak dużo, zaledwie kilka.
Ale za to te najbardziej znaczące, jak Międzynarodowy Konkurs im. Rudolfa Petraka w Žilinie na Słowacji, Europejski Konkurs Śpiewu Operowego DEBIUT 2012 w Weikersheim w Niemczech, Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Marcelli Sembrich-Kochańskiej w Nowym Jorku, Grand Finals w Metropolitan Opera National Council Auditions…
To popkultura, jako nośnik treści, jest najbardziej niebezpieczna. Właśnie dlatego tak groźne są antypolskie filmy czy seriale.
zobacz więcej
Faktem jest, że brałem udział w naprawdę wielu. Nie jestem jakimś wielkim zwolennikiem konkursów, choć muszę przyznać, że w okresie studiów było to coś w rodzaju motora motywacyjnego. Uwielbiałem się przygotowywać do konkursów, ale przede wszystkim uwielbiałem podróżować. Podróżować i poznawać ludzi. Z niektórymi śpiewakami, których poznałem na Neue Stimmen czy Veronica Dunne Competition, jesteśmy w kontakcie do teraz. To dla mnie bardzo ważne, żeby nawiązywać nowe relacje.
Co dziś, po kilku latach od konkursu warszawskiego (i II nagrody regulaminowej w kategorii głosów męskich), powiedziałby pan młodym śpiewakom, którzy startują w tym roku? Warto było?
Zdecydowanie warto. Konkurs Moniuszkowski jest jednym z najlepiej zorganizowanych konkursów, w jakich brałem udział. Niesamowicie dobra administracja plus zacne grono jury, co dla śpiewaków jest najważniejsze. Sama wygrana w konkursie wcale nie jest na pierwszym miejscu – to tylko puchar, kwiaty i czek. Zdarzają się przypadki, kiedy śpiewacy odpadają w pierwszym lub drugim etapie, a i tak potem przedstawiciel z jury zaprasza takiego uczestnika konkursu do swojego teatru na przesłuchanie. Dlatego uważam, że konkursy są bardzo pomocne.
Czyli konkurs jako narzędzie promocyjne?
Tak. Można dać się usłyszeć, zobaczyć . Oczywiście bardzo miło jest wygrać lub zdobyć jakąś nagrodę specjalną, ale przynajmniej dla mnie, nie to jest najważniejsze. Zdecydowanie bardziej owocne jest to bycie dostrzeżonym. Więc jeszcze raz: tak, zdecydowanie było warto brać udział w Konkursie Moniuszkowskim.
Pamiętam w pana wykonaniu „U jeziorecka” Szymanowskiego i przyznam, że zrobiło to na mnie duże wrażenie. Jeśli nie barok (literatura kontratenorowa jest jednak mocno osadzona w baroku), nie Haendel, Vivaldi, Bach, Cavalli i nie Moniuszko, to kto ? Kogo ceni Orliński i utwory jakich kompozytorów lubi pan śpiewać?
Bardzo cenię sobie kompozycje Benjamina Brittena. Uważam, że pisał niesamowicie głęboką muzykę. Jeszcze nie miałem okazji wcielić się w rolę Oberona, ale wiem, że to niebawem nastąpi. Poza Brittenem bardzo lubię Jonathana Dove'a. Miałem przyjemność śpiewać rolę w jego operze „Flight”.
Było to o tyle wyjątkowe przeżycie, że sam kompozytor przyleciał, żeby z nami porozmawiać na temat swojego dzieła. Nigdy wcześniej nie miałem takiej sytuacji, bo głównie śpiewam dzieła kompozytorów barokowych, co niestety wyklucza ich obecność z tego typu spotkań (śmiech).
Ma pan jeszcze jakieś muzyczne marzenie? Z kimś zaśpiewać, wygrać jeszcze jakiś konkurs, u kogoś stworzyć rolę życia, albo zatańczyć (bo zdaje się sporo pan tańczy również w projektach operowych)?
Przeskoczyłem wszystkie swoje marzenia, dlatego jestem ogromnie szczęśliwy z tego, co się dzieje tu i teraz. Mam otwarte ramiona i przyjmuje wszystko, co się przytrafia.
Nie wierzę, że Jakub Józef Orliński o niczym nie marzy...
Spokojnie, jakieś tam swoje marzenia mam, ale tak naprawdę umiem czekać. Lubię, gdy wszystko o czym marzę, wydarza się powoli. A co do tańca, to zazwyczaj nie tańczę w produkcjach operowych, ale za to używam mojej sprawności fizycznej i niektórych umiejętności nabytych w breakingu. W dzisiejszych czasach reżyserzy bardzo lubią aktywne produkcje.
Zabrzmiało enigmatycznie. Co to znaczy „aktywne” produkcje?
Mam wrażenie, że nowa generacja reżyserów lubi jak śpiewak nie tylko dobrze śpiewa, ale także umie się poruszać, grać i działać na scenie. Jest to niesamowicie wymagające, ale możliwe. Aby uzyskać dobry efekt takiej „aktywnej” produkcji potrzebna jest powtarzalność.
Czasami trzeba nawet zostać po całym dniu prób i samemu ćwiczyć, żeby być pewnym, że wszystko zostanie wpracowane w ciało i mięśnie zapamiętają co robić. Jest to bardzo trudny proces, ale satysfakcja po zaśpiewaniu takiej bardzo wymagającej produkcji jest nie do opisania.
A gdyby nie śpiew (i nie taniec), to wyobraża pan sobie swoje alternatywne życie? Jest jeszcze jakiś as w rękawie? Co jeszcze w sposób doskonały robi Jakub Józef Orliński?
Wydaje mi się, że świetnie sprzątam i składam ubrania (śmiech). Długo pracowałem w firmie odzieżowej i tam nauczyłem się bardzo szybko porządkować i składać rzeczy, więc to jest chyba taki mój as! A tak poważnie mówiąc, to pewnie wynalazłbym jakiś zawód związany z podróżowaniem i językami. Od tego wszystko się zaczęło.
Na początku nawet nie przypuszczałem, że mogę zostać śpiewakiem. Dopiero gdy zacząłem podróżować i zobaczyłem, że mogę moim śpiewaniem się utrzymać, a przy okazji poznać inne kraje i inne kultury. Tak, to był moment, w którym zdecydowałem, że chcę to robić – że chcę śpiewać.
Gdy powiedziałam w redakcji, że będę z panem rozmawiała o Moniuszce, koledzy i koleżanki łapali się za głowy… „Gdzie Orliński, gdzie Moniuszko?”. No właśnie, gdzie Moniuszko to wiemy, obchodzimy 200. rocznicę urodzin kompozytora i w związku z tym czeka nas cała feeria wydarzeń jemu poświęconych, by wspomnieć choćby X Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Stanisława Moniuszki, którego inaugurację i finał obejrzeć będą też mogli widzowie TVP Kultura.
Wspomnieliśmy już, że na Koncercie Inauguracyjnym będzie pan śpiewał moniuszkowskie pieśni. To Moniuszko, a Orliński? Skąd pan do Warszawy przyjedzie na 5 maja i gdzie będzie pan uciekał?
Stanisław Moniuszko – polski kompozytor, dyrygent, organista i pedagog – urodził się 5 maja 1819 roku w Ubielu (obecnie: Białoruś). Nie ma chyba w polskiej muzyce drugiej tak kontrowersyjnej postaci. Oto bowiem dobrze wykształcony, szanowany i stateczny artysta, z jednej strony uznawany za „ojca polskiej opery”, z drugiej pobłażliwie nazywany „kompozytorem opery o mężczyznach, co się bali kobiet i … zegara”.
Moniuszko – oprócz pieśni do słów Mickiewicza, Kochanowskiego, Czeczota, Kraszewskiego, Lenartowicza, Syrokomli i innych (razem tych pieśni jest aż 278!) - komponował balety, operetki i opery; dzieła, w które wplatał elementy polskiego folkloru: melodie, tradycje i tańce. Stworzona przez niego forma narodowej opery oddziaływała na kompozytorów polskich i rosyjskich, i po dziś dzień jest wyzwaniem dla reżyserów nie tylko na polskich scenach operowych.
Myśląc o Moniuszce, przed oczyma pojawiają nam się postaci, które dla propagowania jego twórczości zrobiły wiele, lub nawet za cel swojego życia uczyniły informowanie świata o istnieniu tego kompozytora. Na pewno taką postacią była Maria Fołtyn. Urodzona 28 stycznia 1924 w Radomiu, swój głos kształciła m.in. u Adama Didura i Ady Sari, a gdy ukończyła studia reżyserskie na warszawskiej Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza, reżyserią właśnie zastąpiła śpiewanie i występy estradowe.
Pierwszą zrealizowaną przez nią operą była „Halka” – ale nie była to po prostu Halka. Był to spektakl, który Maria Fołtyn przygotowała w roku 1971 w... Hawanie na Kubie. Od tamtej pory Fołtyn rozpoczęła serię niezapomnianych inscenizacji oper polskich kompozytorów, m.in.: Kurpińskiego, Różyckiego, Nowowiejskiego, Twardowskiego i, oczywiście, Moniuszki.
Jako śpiewaczka zaśpiewała najważniejsze sopranowe partie w jego operach, jako reżyser zrealizowała wszystkie jego dzieła – łącznie z adaptacją sceniczną Śpiewnika Domowego. W Kudowie Zdroju była przez dwadzieścia lat dyrektorem artystycznym Międzynarodowego Festiwalu Moniuszkowskiego, a w Warszawie założyła Towarzystwo Miłośników Muzyki Moniuszki.
W 1992 roku powołała do życia Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Stanisława Moniuszki, który odbywa się w Warszawie co trzy lata, i którego dziesiąta, jubileuszowa edycja, przypada w tym roku – roku 200. rocznicy urodzin kompozytora. Tak pięknej koincydencji nie wymarzyłby sobie ani Stanisław Moniuszko, ani Maria Fołtyn.
– Kalina Cyz