Wawrzyniec Kostrzewski, reżyser telewizyjnego „Wesela”, przypomina, że Wyspiański był krytykowany zarówno przez Sienkiewicza jak i przez Gombrowicza (także przez Miłosza). W weselnej sali w roku 1901 stał osobno od jednych i drugich weselników. Przyglądał się. Można odnieść wrażenie, że ta osobność, tak fascynująca Kostrzewskiego, trochę odzwierciedla jego własną postawę wobec współczesnej rzeczywistości.
Zarazem reżyser wdaje się z pozostałymi panelistami w erudycyjne dyskusje o poszczególnych rozwiązaniach jego inscenizacji „Wesela”. Tłumaczy swoją koncepcję przystosowania tamtego tekstu do rzeczywistości w ponad 100 lat po Wyspiańskim. Polska jest jego zdaniem rozpięta, jak w dialogu Stańczyka z Dziennikarzem, między dwa pojęcia: tragediante i comediante.
Można odnieść wrażenie, że choć nie jest niewolniczo wierny realiom tamtej epoki (więc w pewnych momentach i przesłaniom autora), z pewnością nie uważa, że literatura umarła. Mocna osobowość Kostrzewskiego zaciąży na festiwalu – to się czuje od początku.
Wieczorem chwila przeskoku do czegoś jeszcze bardziej XIX-wiecznego, ale lżejszego i napisanego dziś. „Fryderyk” Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej w jej reżyserii, sztuka o Chopinie. Jakby trochę niedokończona, dla mnie zbyt hermetycznie skoncentrowana na muzycznych technikaliach, z niejasnym wątkiem współczesnym.
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
A zarazem pociągająca i odwagą w odbrązawianiu samego głównego bohatera, i melancholijnym obrazem tonącej w dekadencji Wielkiej Emigracji po Powstaniu Listopadowym. Z kapitalną rolą tytułową Krzysztofa Szczepaniaka.
Pytam artystów po pokazie, czy Chopin był takim socjopatą, jak się go tu przedstawia – sposób w jaki traktuje Delfinę Potocką jest irytujący. Lipiec-Wróblewska, którą nazwałem niedawno „reżyserką o dużej filologicznej wrażliwości”, przekonuje, że był kapryśny, zarazem skomplikowany, trzeba było się zdecydować na wybór cech szczególnie istotnych.
Wspiera ją Szczepaniak przykładami z listów Chopina. Uderza precyzja z jaką aktor przygotowywał się do roli, także poprzez historyczne studia. Ktoś z widowni chwali dobre oddanie natury pracy muzyka.
A potem przychodzi czas „Wesela”, zepchniętego mocno w noc. Po ogłoszeniu otwarcia dygnitarze medialni i polityczni wychodzą. Jestem tym odrobinę rozczarowany. No ale może oglądali spektakl już wcześniej, pocieszam się.