Fujara ma dwa metry długości. Końcówka jest subtelna. Dwojnica ma sześć otworów i zarazem wcale. A trombita musi być szczelna. O co chodzi i jak to się robi?
zobacz więcej
Liczę więc, że tym razem pomysł legalizacji produkcji takich wyrobów nie będzie tylko obietnicą wyborczą, ale stanie się faktem i sytuacja się ucywilizuje. Mam też nadzieję, że projekt będzie konsultowany ze stowarzyszeniem i sadownikami, bo prawo powinno być na tyle proste, aby było czytelne zarówno dla urzędników, jak i dla sadowników.
Handlarze oferują turystom śliwowicę łącką nawet w miejscach dalekich od Łącka, między innymi na Krupówkach, Gubałówce, czy pod Wielką Krokwią. Ten wasz tradycyjny trunek często jest podrabiany?
Trudno stwierdzić. Od czasu do czasu dostaję sygnały od konsumentów, że ktoś ich oszukał. Różni podrabiacze, hochsztaplerzy sprzedają jakieś tam dziwne alkohole pod marką „śliwowica łącka”. Liczą na szybki pieniądza a nie na uczciwą, jakościową produkcję.
Kiedy nie ma urodzaju owoców, wtedy wyrabia się taki alkohol ze spirytusu i aromatów śliwkowych. I co najgorsze, nie wiadomo skąd ten spirytus pochodzi. Dzięki Bogu, że do tej pory nie było masowych zatruć, jak w Czechach, gdzie sprzedawano odkażany alkohol z zawartością metanolu. Gdyby tutaj doszło do takiej sytuacji, to mogłoby doprowadzić do zniszczenia łąckiej marki, dorobku wielu pokoleń! A to jest przecież wielowiekowa tradycja.
Zatem jak klient może rozpoznać, że kupuje oryginalny produkt wysokiej jakości?
Dzisiaj ciężko „na oko” odróżnić, czy to jest fałszywka czy oryginał. Zazwyczaj taka butelka ma wielką nalepkę „śliwowica łącka” z hasłem: „Daje krzepę, krasi lica nasza łącka śliwowica”. Kto nie jest znawcą takich trunków, uczy się na swoich błędach. Po paru próbach będzie wiedział, jak powinna smakować oryginalna śliwowica i do kogo jechać następnym razem.
Oryginalny wyrób powinien mieć wyraźny, aromatyczny zapach śliwek węgierek i przeźroczysty kolor. Barwa zbliżona do żółtej powinna wzbudzać podejrzenia, że trunek został zafarbowany. Może mieć oczywiście lekko słomkowy odcień po dłuższym leżakowaniu na przykład w dębowej beczce, ale dzisiaj producentów, którzy by tak robili, jest naprawdę mało.
Chyba, że produkt jest gorszej jakości, to wtedy tym sposobem, czyli trzymając w beczce, można go uszlachetnić. Ale ze swojego doświadczenia wiem, że nie powinno się tak robić, bo to profanacja śliwowicy – smak śliwek się zatraca, kiedy przejdzie dębem. Najbezpieczniej jest więc trzymać wyrób w zbiornikach ze stali nierdzewnej albo w szklanych balonach.
Tradycyjny produkt łącki powinien mieć 70 procent alkoholu, te podrabiane mogę go mieć nieco mniej. Jeśli śliwowica jest robiona metodą chałupniczą, to taką moc uzyskuje się dopiero po dwóch odpędach, czyli procesach powodujących wydzielenie spirytusu poprzez destylację z przefermentowanych zacierów.
Wspomniał pan, że tradycja wytwarzania takiego produktu jest przekazywana w Łącku z pokolenia na pokolenie. Jak wygląda cały proces technologiczny?
Śliwki w Łącku uprawiano już w XII wieku, suszone owoce i powidła spławiano rzekami daleko poza region. A sama śliwowica pojawiła się w Łącku na przełomie XIX i XX wieku za sprawą żydowskiej rodziny Grossbardów, która urządziła tu gorzelnię.