Nie, nie oznacza to, że księża nie odchodzili ze stanu kapłańskiego czy nie tracili wiary, ale – z wyjątkiem nadzwyczajnych sytuacji – były to rzadkie przypadki. Jednym z takich wyjątków był okres Rewolucji Francuskiej, gdy na 29 tysięcy kapłanów 24 tysiące dokonały apostazji (wśród biskupów było nieco lepiej, bo od wiary odeszło 21 z 83). Ogromna większość z nich nie otrzymała żadnych dyspens.
Sytuacja pogorszyła się po Soborze Watykańskim II gdy tysiące księży zaczęło porzucać kapłaństwo. Tylko między rokiem 1969 a 1976 liczba kapłanów zmalała z 413 tysięcy do 343 tysięcy, a zakonników z 208 tysięcy do 165 tysięcy. Tylko w roku 1973 stan kapłański porzuciło 3690 księży, a ogromna część z nich uzyskała stosowne dyspensy, została wykładowcami (często na wydziałach teologicznych), dziennikarzami i – zgodnie z prawem kanonicznym – zawarli związki małżeńskie.
Papież Paweł VI ubolewał nad tym zjawiskiem, gromił odchodzących kapłanów, ale niewiele w tej sprawie zrobił.
Jego następca, św. Jan Paweł II zdecydowanie utrudnił w praktyce proces przeniesienia do stanu świeckiego i sprawił, że zdecydowanie mniej prezbiterów – nawet tych, którzy kapłaństwo porzucili – było oficjalnie przenoszonych do stanu świeckiego. Benedykt XVI jednak znów poluzował w tej sprawie dyscyplinę, a papież Franciszek idzie w tej kwestii śladami swojego poprzednika. W efekcie strumień dyspens od celibatu i przeniesień do stanu świeckiego jest coraz większy.
Ekskomunikowany pozostaje duchownym
I nie można ukrywać, że częstą przyczyną porzucenia kapłaństwa są związki księży z kobietami. Warto tu przypomnieć, że jeśli ksiądz porzuca kapłaństwo i wiąże się z kobietą to jego przełożony (biskup lub prowincjał) powinien na niego nałożyć karę suspensy. Jej istotą jest całkowity zakaz sprawowania funkcji kapłańskich, a niekiedy także noszenia stroju duchownego. W niczym nie zmienia to jednak faktu, że ksiądz taki pozostaje nadal członkiem stanu duchownego.
Niekiedy przełożeni próbują odkładać w czasie orzeczenie kary suspensy, licząc na to, że ksiądz powróci do zakonu czy diecezji. I słusznie, bo takie sytuacje się nierzadko zdarzają.
Częsty jest przypadek jest, gdy po okresie pierwszej fascynacji partnerki zakonników orientowały się, że ich wybranek nie umie robić nic poza głoszeniem kazań i spowiadaniem. W tej sytuacje panie wystawiały walizki takich duchownych za drzwi, a oni – jak niepyszni – pukali ponownie do bram klasztorów. Po odbyciu stosownej pokuty ich przyjmowano, a niektórzy z nich nawet sprawowali później funkcje przełożonych.