Rosja tworzy „broń dnia ostatniego”. Taką, jak torpeda, która powoduje eksplozję ładunku nuklearnego o mocy 100 megaton, wywołując gigantyczne tsunami, zabijając setki tysięcy ludzi i na stulecia skażając ogromne połacie wybrzeża radioaktywnym promieniowaniem.
zobacz więcej
Tajemnic czy choćby wątpliwości jest znacznie więcej. Wedle informacji Norwegów, na pokładzie „Łoszarika” najpierw miała miejsce detonacja, a dopiero potem wybuchł pożar, choć najprawdopodobniej eksplozja nie dotyczyła reaktora atomowego, w który zaopatrzona jest jednostka. Norweska, wyspecjalizowana w zakresie bezpieczeństwa jądrowego i radiacji agencja wydała oficjalny komunikat, z którego wynika, iż Rosjanie nie poinformowali ich o wypadku i nie zarejestrowano w rejonie podwyższonego promieniowania. Słowa Szojgu po spotkaniu z Putinem, że dzięki bohaterstwu załogi jednostkę udało się uratować i dość szybko będzie ona zdolna wrócić do służby, również wydają się świadczyć, że awaria nie dotyczyła reaktora atomowego.
Tajny okręt, szpieg, kable i manewry NATO
Wciąż nie wiadomo, na czym tak naprawdę polegała misja Łoszarika. Nazywany jest „głębokowodnym aparatem”, bo w przeciwieństwie do normalnych okrętów podwodnych podobno nie ma on uzbrojenia, a w rejon działania przenoszony jest przez inną, większą jednostkę, z którą jest połączony.
Nikołaj Markowcew, emerytowany kapitan pierwszej rangi, a obecnie polityk liberalnego Jabłoka zapewniał rosyjskie media, że za przykrywkę, typową rosyjską „maskirowkę” uznać należy oficjalną wersję, iż zajmuje się on badaniem dna morskiego i sporządza specjalistyczne mapy mające na celu ułatwienie żeglugi. W istocie bowiem jest to jednostka szpiegowska, której zadaniem jest włamywanie się do podmorskich kabli, którymi przesyłane są informacje.
Innym z możliwych zadań okrętu jest unieszkodliwianie systemu NATO-wskich czujników, zainstalowanych w północnej części Oceanu Atlantyckiego, których celem jest śledzenie ruchu rosyjskich okrętów podwodnych, czy zbieranie z dna szczątków instalacji wojskowych, jakie znalazły się tam w wyniku np. katastrof lotniczych.
Kolejni eksperci zwracają uwagę na to, że misja rosyjskiej jednostki w zadziwiający sposób zbiegła się w czasie z odbywającymi się właśnie kolejnymi ćwiczeniami NATO, przeprowadzanymi na północy Norwegii. Nie są one tak wielkie jak zeszłoroczne Trident Juncture, największe tego rodzaju manewry w Skandynawii od upadku Związku Sowieckiego, a w ogóle Sojuszu Północnoatlantyckiego od 2002 roku, ale też mają swój ciężar gatunkowy.
Od dłuższego już czasu Federacja Rosyjska nie tylko zwiększa swe wydatki na zbrojenia, przeznaczając niemałą ich część na instalacje na dalekiej północy, ale również prowadzi intensywne akcje szpiegowskie i dywersyjne. Pod koniec ubiegłego roku na łamach „The Washington Post” ukazała się wypowiedź admirała Andrew Lennona, dowodzącego amerykańskimi okrętami podwodnymi, że aktywność rosyjska jest większa niźli kiedykolwiek wcześniej, nawet biorąc pod uwagę czasy zimnej wojny. W szczególności dotyczy to rejonów Atlantyku Północnego, gdzie zlokalizowane są podmorskie kable, kluczowe dla światowego systemu przesyłania informacji. Przed kilkoma laty w brytyjskiej Izbie Gmin opracowano specjalny raport na ten temat, we wstępie do którego admirał James Stavridis napisał: „To nie satelity w przestrzeni kosmicznej, ale kable znajdujące się na dnie oceanów są stosem pacierzowym światowej gospodarki”.