Prowokator w habicie
piątek,
16 sierpnia 2019
Ten tekst nie będzie obiektywny. Z ojcem Pawłem Gużyńskim spieram się od lat, napisałem na jego temat dziesiątki tekstów, niekiedy bardzo ostrych, a jednak lubię tego nieustannego prowokatora, który do szewskiej pasji doprowadza moją stronę życia eklezjalnego i politycznego.
W Irlandii odpowiedzią na zmanipulowany film były protesty i próby zakazywania seansów. To błędna strategia. Potwierdza bowiem stereotypy, jakimi karmi się antykatolicka fobia.
zobacz więcej
Zacznę od osobistego wspomnienia. Wiele lat temu, gdy byłem jeszcze redaktorem naczelnym Frondy.pl, pojechałem na spotkanie do Lichenia. Jednym z prelegentów, z którym miałem się spierać, był właśnie ojciec Paweł Gużyński, o którym kilka ciętych artykułów (a przynajmniej jeden z nich nie do końca sprawiedliwie ostry) puściłem w tamtym czasie na portalu. Dominikanin odpowiedział na nie też bardzo ostro. Z doświadczenia wiedziałem, że po takich połajankach trudno bywa nawiązać relację, ale tym razem było inaczej. Ojciec Gużyński podszedł do mnie, uścisnęliśmy sobie dłonie i zaczęliśmy rozmawiać.
– Ostro dajecie – śmiał się zakonnik.
– Ojciec też nie odpuszcza – odparłem.
– Nie, bo ja lubię się naparzać – uśmiechnął się ironicznie.
– Ja też – odrzekłem.
I tak spędziliśmy kilkadziesiąt minut. Sympatycznie rozmawiając, mimo ogromnych, dzielących nas różnic. Dlaczego o tym piszę? Odpowiedź jest prosta. Otóż niewielu jest ludzi, którzy potrafią tak do siebie podejść, z dystansem, świadomością, że debata publiczna, szczególnie w Internecie, bywa ostra. I że obrażanie się na nią nie ma większego sensu. Od tego momentu, choć nadal często dominikanin mnie wkurza, to mam dla niego sporo sympatii. Właśnie za te cechy, które wcale nie są częste.
Ślepy na jedno oko
W niczym nie zmienia to faktu, iż często mam poczucie, że zakonnik ten jedzie po bandzie. I nie chodzi o poglądy polityczne (choć jego wrogość do jednej strony sceny politycznej jest momentami porażająca), ani o wizję Kościoła, ale o styl wypowiedzi czy pomysły. Tak było ostatnio, gdy ojciec Gużyński postanowił najpierw podzielić się opiniami na temat kazania (pomijam, czy roztropnymi), a później wezwał do wysyłania do kurii krakowskiej listów z postulatem ustąpienia arcybiskupa Marka Jędraszewskiego.
„Kiedy przed wielu laty byłem aktywistą Amnesty International, słaliśmy do różnych instytucji na całym świecie listy w sprawach prześladowanych osób, aby wytwarzać nieustający nacisk. Robiliśmy to tak długo, dopóki sprawa nie znajdowała jakiegoś sensownego finału” – napisał na swoim facebookowym profilu. „Proponuję, abyśmy od jutra zaczęli wysyłać listy do abp. Jędraszewskiego z wyrazem oczekiwania, że honorowo poda się do dymisji z powodu słów o «tęczowej zarazie»” – dodał, i zaznaczył, że sam będzie wysyłał co tydzień jedno takie pismo.
Wcześniej, w wywiadzie dla tygodnika „Der Spiegiel”, przekonywał, że można odnieść wrażenie, że lider rządzącego obozu jest rzeczywistym „prymasem Polski”, a atmosfera wokół gejów i lesbijek „zaostrza się”. „W minionych latach cieszyliśmy się liberalną atmosferą, ale obecnie to się zmienia” – mówił, o zmianę oskarżając wyłącznie prawicę i w ogóle nie dostrzegając, że zmiana ta związana jest z coraz ostrzejszą ofensywą środowisk LGBT, które – co było do przewidzenia po zmianach dokonanych w Irlandii i na Malcie – na celownik wzięły teraz Polskę. Świadomość tego nie dociera jednak do ojca Gużyńskiego, który zarówno w tej, jak i w wielu innych sprawach, pozostaje „ślepy na jedno oko”.
Tak było w dyskusji o aborcji, gdy zaślepiony niechęcią do obecnej władzy o. Gużyński przekonywał, że inicjatywa Kai Godek wyrasta z inspiracji jednej partii i jest elementem jej strategii politycznej. I nic, nawet żadne zaprzeczenia, nie było w stanie przekonać go, że jest inaczej. Zaskakiwać tylko może, że gdy sejmowa prawica inicjatywę antyaborcyjną odrzuciła w drugim czytaniu, dominikanin wcale nie wyciągnął z tego wniosków, i nie przyznał, że się myli, a jedynie, że kapłani wspierający ów obóz polityczny „budzą się z ręką w nocniku”.
Polskie ruchy pro life mają rację, ale nie potrafią do niej przekonać.
zobacz więcej
Aborcja i stosunek do niej jest zresztą jednym z przykładów tego, jak ta „ślepota na jedno oko” uniemożliwia ojcu Gużyńskiemu rzetelną analizę rzeczywistości. – Jestem przeciwny jakimkolwiek zmianom w obecnym porządku prawnym. Uzgodnienie wzajemnych odniesień etyki, prawa, polityki i życia społecznego w kwestii aborcji nie powinno być przedmiotem niekończącego się targu pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami prawa do aborcji – stwierdził w rozmowie z portalem Gazeta.pl. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że rozmówcy dominikanina z Czerskiej, podobnie jak cała lewica, od dawna chcą zmiany prawa i przynajmniej raz do niej doprowadzili.
Zatem wiara w to, że pozostawienie sprawy bez reakcji Kościoła, porzucenie prób zmiany prawa pozwoli zachować kompromis jest fałszywe. SLD i prezydent Aleksander Kwaśniewski już raz prawo zmienili i tylko odwaga prof. Andrzeja Zolla oraz zdecydowanie ówczesnego Trybunału Konstytucyjnego sprawiły, że aborcja z przyczyn społecznych jest nadal w Polsce nielegalna. Tego jednak ojciec Gużyński zdaje się nie zauważać, skupiony na atakach na to skrzydło Kościoła i polityki, które mu nie odpowiada.
Fobia Radia Maryja
Skąd bierze się ta ślepota? Wiele wskazuje na to, że związana jest ona z fobią, która od wielu lat ciąży nad myśleniem i mówieniem ojca Gużyńskiego. Jest nią Radio Maryja i ojciec Tadeusz Rydzyk. Dominikanin nie ukrywa, że jego mama jest wielbicielką tego medium, a on sam uważa, że ma ono na nią zły, intelektualny i duchowy, wpływ. I stąd bierze się jego niechęć do toruńskich mediów, które według niego uosobiają wszystko, co najgorsze w polskim katolicyzmie i mu szkodzą.
– Tak, to szkodzi Kościołowi. Natomiast dlaczego to jest tolerowane? To znów bardzo złożone zagadnienie. Upraszczając nieco ten problem można domniemywać z dużym prawdopodobieństwem, że przeważająca część polskiego duchowieństwa katolickiego podziela poglądy ojca Tadeusza Rydzyka, co najmniej wybiórczo. Intelektualne, duchowe i mentalne horyzonty ojca dyrektora są tu reprezentatywne. Taka Polska powiatowa w kościelnym wydaniu, ze wszystkimi za i przeciw. Co gorsza, ta dominująca grupa księży jest wyjątkowo oporna na jakikolwiek rozwój – mówił w wywiadzie dla natemat.pl w 27. rocznicę Radia Maryja.
A wcześniej było tylko ostrzej. Dominikanin sugerował np., że: o. Tadeusz Rydzyk i media z nim związane wskazują na „istnienie powinności wynikającej z wiary, jakoby katolicy mieli wspierać koncepcję ziemskiego królestwa prawdziwych Polaków i katolików”; grubiańsko lansują integryzm, czyli „negowanie rozdziału Kościoła od państwa”; a nawet obiecują „idyllę wiecznego szczęścia za rządów realizujących polityczne wcielenie społecznej nauki Kościoła”. Nie jest jasne, skąd dominikanin bierze swoją wiedzę o „propagandzie” przekazywanej z Radia Maryja, ale obawiam się, że nie z tego miejsca.
Gdyby bowiem, zamiast nieustannie studiować „Gazetę Wyborczą” czy słuchać radia Tok FM, rzeczywiście skupił się trochę na treści medium, które krytykuje, to nagle okazałoby się, że niewiele ma ono wspólnego z tym, czym straszy o. Gużyński. I nie trzeba się bezkrytycznie zgadzać ze wszystkim, co głoszą ludzie Radia Maryja, by zdecydowanie odrzucić pomówienia i przekłamania, jakimi posługuje się dominikanin. Jeśli zatem nie chce on być uznany za dość pospolitego kłamcę, to powinien wskazać miejsca, w których prowadzący audycje w Radiu Maryja czy Telewizji Trwam mówili o „królestwie prawdziwych Polaków i katolików”, albo przekonywali, że na ziemi możliwa jest idylla.
Jak polski święty stworzył medialne imperium. Alleluja i do przodu?
zobacz więcej
Nawet jeśli podziela się część z zarzutów ojca Gużyńskiego, to trudno nie zadać pytania, czy nie widzi on także, jak środowisko ojca Rydzyka jednoczy część katolików, jak podnosi ich godność i wreszcie – jak poprzez modlitwę i katechezę formuje niemałą część Polski? Polityczne decyzje czy zaangażowanie mogą się nie podobać, ale warto też przypomnieć, że gdy trzeba ojciec Tadeusz Rydzyk krytykuje rządzącą prawicę i to czasem w słowach równie ostrych, jak dominikanin.
Piłkarz, opozycjonista, anarchista
Zaangażowanie polityczne (nie mam wątpliwości, że w przypadku duchownego zbyt duże) to pozostałość młodzieńczych zainteresowań dominikanina. Już w technikum piłkarz Elany Toruń (bo ojciec Gużyński grał w piłkę i miał nawet stypendium naukowe), późniejszy dominikanin, prowokował komunistyczne władze szkoły, chodził na zajęcia (a nawet na egzamin maturalny) ze znaczkiem „Solidarności” czy przygotowywał antykomunistyczne performance.
– Inaczej było w technikum, gdy zorganizowałem performance podczas sejmiku uczniowskiego, imprezy przypominającej plenum KC: zbierają się wszyscy w auli, naczalstwo siada za nakrytym zielonym płótnem stołem, a przewodniczący klas referują osiągnięcia i deklarują zamierzenia. Zaproponowałem kumplom, że wystąpię w stylu konferencji prasowych Jerzego Urbana. Zrobiłem tabliczkę z napisem: „rzecznik prasowy”, kolega wykonał atrapę kamery VHS. Wchodzę na mównicę, stawiam tabliczkę, kumpel robi najazd kamerą. Zaczynam: „W analogicznym okresie roku ubiegłego...”. Wszyscy pękają ze śmiechu, a dyrektor purpurowieje ze złości. Odegraliśmy wszystko do końca, składając zapewnienie, że przekroczymy normy i dołożymy się do rozwoju socjalistycznej ojczyzny. W klasie profesor Mazur, znakomita polonistka, pyta: „Paweł, tę mowę sam ułożyłeś?”. „Tak”. „Siadaj, bardzo dobry” – opowiadał w „Gazecie Wyborczej”.