Pycha modnego kaznodziei. Zakład z Panem Bogiem
piątek,
13 września 2019
Kapłan zażądał od Stwórcy by Ten wreszcie – w końcu czy tak głęboki umysł i wrażliwa dusza na to nie zasługują? – objawił mu w jednoznaczny sposób, metodą zerojedynkową, że istnieje, że Jest Który Jest.
Andrzej Horubała, pisarz, reżyser i publicysta, autor m.in. takich książek, jak „Marzenie o chuliganie”, „Żeby Polska była sexy i inne szkice polemiczne” czy ostatnio – „Byliśmy tacy zakochani”, to krytyk kultury od lat przyglądający się z perspektywy doświadczenia swej wiary rozmaitym zjawiskom: filmowi, teatrowi czy literaturze. I opisujący je zawsze we własny sposób, nie podążający za środowiskowymi modami, bo Horubale wszelkie myślenie stadne od zawsze było obce.
Dlatego w swojej refleksji potrafi w zajmujący sposób opisać zjawiska tak na pozór różne jak premiera w warszawskim teatrze i „Dzienniczek” św. Faustyny. Ostatnio autor został nominowany do reaktywowanej Nagrody Mediów Publicznych (która wręczona zostanie podczas gali 16 września 2019 r. – red.).
Prozaik Horubała opublikował trzy powieści i do prozy chyba jest przywiązany, bo właśnie ukazał się „Mniszek”, opowiadanie wydane jako ebook. „Wypuszczam go jako singiel, bo chcę by wybrzmiał samodzielnie” – deklaruje pisarz. I rzeczywiście, wybrzmiewa i zapada w pamięć, bo mamy tu i zajmujący koncept, i temat poruszający tajniki wiary, co w naszej literaturze wciąż jest zjawiskiem odosobnionym.
Bohaterem jest kapłan, członek jednego z zakonów, domyślamy się, że to zakon prowadzący działalność duszpasterską, więcej – starający się przez swój przekaz dostosować do wymogów nowych czasów. Taki jest też i nasz kaznodzieja, znany rekolekcjonista, teolog i autor błyskotliwych artykułów dotyczących wiary, właściwie pełniący rolę autorytetu dla „wykształconych z dużych miast”.
Dostał zawrotu głowy od sukcesu - pisze Krzysztof Kłopotowski.
zobacz więcej
Dodajmy, liczne sukcesy na polu duszpasterskim i tzw. rozpoznawalność powodują u niego – co świetnie uwypukla autor – niezmierny wzrost pychy. Przejawia się ona swoistym stosunkiem do Boga, a raczej żądaniem Mu postawionym, by w wreszcie – w końcu czy tak głęboki umysł i wrażliwa dusza na to nie zasługują? – objawił mu w jednoznaczny sposób, metodą zerojedynkową, że istnieje, że Jest Który Jest. Bo przecież św. Augustyn i Teresa z Avili dziś już nie mogą wystarczyć, sami rozumiecie, prawda?
I wszystko byłoby jak z okładki „Tygodnika Powszechnego czy „Więzi”, i wszystko byłoby naprawdę glamour, gdyby nie pojawienie się w klasztorze tytułowego mniszka. Młodego zakonnika dotkniętego śmiertelną chorobą. Czytając o nim, od razu nasunęło mi się skojarzenie z postacią św. Stanisława Kostki, z jego pokorą i ufnością stojącymi w jawnej opozycji do osobowości głównego bohatera.