Taki scenariusz do pewnego stopnia przypominałby to co wydarzyło się w maju ubiegłego roku w Armenii, gdzie stare elity zostały zmiecione przez aksamitną rewolucję Nikola Pasziniana. Tylko, że w jej wyniku nie zmalały wpływy Federacji Rosyjskiej w Erywaniu, można nawet mówić o ich wzmożeniu, przede wszystkim z tego powodu, że osamotniona Armenia potrzebuje spokoju i wsparcia Rosji (dostawy surowców energetycznych), aby zaspokoić rozbudzone oczekiwania społeczne w zakresie wzrostu gospodarczego, walki z korupcją i reform wewnętrznych.
Nowa władza, siłą rzeczy mniej sprawna w rozgrywkach na forum zdominowanej przez Rosję Unii Euroazjatyckiej, musi mozolnie budować swą pozycję płacąc za to pogłębieniem uzależnienia od Moskwy w kwestiach strategicznych – kupując myśliwce Su-30, wysyłając do Syrii wojskową misję humanitarną, czy orędując za zacieśnieniem współpracy z Iranem, co z pewnością nie poprawia jej opinii w Waszyngtonie.
Destabilizacja sytuacji wewnętrznej na Białorusi może być Rosji na rękę w każdym wariancie. Osłabia obecnie rządzącą w Mińsku ekipę i powoduje, że Rosja staje się „gwarantem bezpieczeństwa”. Jeśli protesty na Białorusi byłyby umiarkowanie silne, wówczas Łukaszenka lub jego następca, łatwiej pójdzie w ślady Janukowycza i zgodzi się nie tylko na ekonomiczną, ale również polityczna i wojskową integrację, o której Rosja – zdaniem wielu – myśli co najmniej od roku 2015, czyli od momentu, kiedy na porządku dnia pojawiła się sprawa bazy lotnictwa.
Na Kremlu gromadzą pieniądze
Wedle ekspertów, Moskwa, która zaproponowała Ukrainie wówczas 15 mld dolarów pomocy gospodarczej, jest dziś przygotowana na podobną szczodrość. Sama presja ekonomiczna, jak dowiodły to lata ubiegłe, nie powoduje, że białoruskie elity władzy zaczynają myśleć o zjednoczeniu z Rosją. Raczej chciałyby kontynuować politykę balansowania, szukania alternatywy w Chinach, Unii Europejskiej czy Stanach Zjednoczonych. Dopiero „kolorowa rewolucja” może im pomóc dokonać „słusznego wyboru”.
Aleksandr Razuwajew, kierujący Centrum Analitycznym Alpari, w wypowiedzi dla „Niezawisimej Gaziety” zastanawia się dlaczego rosyjskie władze z takim uporem uprawiają politykę gromadzenia rezerw, nawet ze szkodą dla perspektyw wzrostu gospodarczego kraju, a co więcej, podnosząc podatki wprost przyczyniają się do zubożenia mieszkańców Federacji Rosyjskiej.
W jego opinii powody są dwa. Rezerwy przekraczające dziś roczny budżet państwa mogą być potrzebne na wypadek załamania się światowej koniunktury i kryzysu na miarę tego, który przeżywaliśmy w 2008 roku. Ale możliwe też, że na Kremlu gromadzą pieniądze, bo będzie ich potrzeba bardzo dużo, kiedy zacznie się połykanie Białorusi.
– Marek Budzisz
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy