W 1984 roku Jacek Kalabiński otrzymał stypendium na Uniwersytecie Yale i wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Jego teksty ukazywały się m.in. w „The New York Times”.
„Maciusiowcy”
Zamiłowanie do pracy w radiu nie dało jednak o sobie zapomnieć. Kalabiński został korespondentem Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa: najpierw w Nowym Jorku, potem w Waszyngtonie. Początki nie należały jednak do łatwych. Znaczna część zespołu była sceptyczna wobec dziennikarzy, którzy dołączyli do RWE już po rewolucji Solidarności i stanie wojennym, a którzy dotychczas pracowali w reżimowych mediach – innych zresztą do 1980 roku praktycznie nie było.
– W Monachium nazywano nas powszechnie „maciusiowcami” – mówi Aleksander Świeykowski. Odnosiło się to oczywiście do osoby Macieja Szczepańskiego, w latach 1972-1980 przewodniczącego Radiokomitetu, który współtworzył i realizował propagandę sukcesu Edwarda Gierka. Świeykowski wspomina, że z jednej strony: „myśmy takie uszczypliwości przyjmowali trochę żartem”, a z drugiej: „mieliśmy jednak dużą przewagę w stosunku do weteranów RWE, jeśli idzie o taką świeżość, znajomość rzeczywistość polskiej”.
Wśród młodego narybku rozgłośni, wywodzącego się z peerelowskich mediów, przyjście Kalabińskiego – człowieka z takimi kwalifikacjami, znajomością zawodu i realiów Polski Ludowej – zostało przyjęte bardzo pozytywnie. – Dołączając do zespołu szybko zorientowaliśmy się na czym polega nasza wartość. Przede wszystkim wiedzieliśmy o kim i o jakich miejscach mówimy; jeżeli w rozgłośni mówiono np. o Wiesławie Górnickim, to myśmy go spotykali, jeżeli o Urbanie, to myśmy go widzieli, rozmawiali z nim albo siedzieli przy jakiejś okazji w jednej sali. Z kolei Alina Grabowska, Marek Łatyński i cała plejada nazwisk, rzeczywistość polską pamiętali w najlepszym wypadku sprzed kilkunastu lat, a często, jak choćby Tadeusz Nowakowski, z okresu sprzed II wojny światowej – mówi Świeykowski.
Zdzisław Najder, ówczesny dyrektor Radia Wolna Europa chciał powołać Jacka Kalabińskiego na stanowisko swojego zastępcy, co wywołało bardzo ostry konflikt w zespole radia. – W pewnym sensie był on uzasadniony, bo Jacek funkcjonował w mediach komunistycznych, które były propagandowe, przedstawiały obraz „zdegenerowanego Zachodu i harmonii komunistycznej”. Z jednej strony zaangażował się on później w Solidarność. To było oczyszczające; nie rozliczajmy wszystkich aż tak głęboko. Choć z drugiej strony dziennikarze, którzy od lat byli w Wolnej Europie i od początku wojowali z komuną, mogli patrzeć na to niechętnie, że nagle próbuje im się narzucić wicedyrektora, który ma za sobą rozmaite akty konformistyczne. Tymczasem oni nigdy na to nie poszli. Można więc ich zrozumieć – komentuje Bronisław Wildstein.